XXXI

22 3 0
                                    

Skrzywiła się lekko, spoglądając za okno kawiarni. Silny wiatr opanował całe miasto w towarzystwie mocnego deszczu. W momencie zrobiło się chłodno i ponuro. Co wcale jej się nie podobało. Zwłaszcza że teraz musieli jakoś wrócić do domu. A jak można się było domyślić, żadne z nich samochodu nie posiadało. I teraz mimo tak okropnej pogody musieli iść na nogach.

— No co? Demony rozpuszczają się od deszczu? — Spytał, starając się udawać poważnego. Sam był w szoku, jak szybko przyzwyczajał się do tej myśli. Jednak nie mógł narzekać. Wolał żyć, tak jakby to wszystko było kompletnie normalne. Tak było po prostu łatwiej. — Czy raczej obawiasz się o swoje włosy? Demony są aż tak próżne?

— Nie jesteś zabawny. — Zapewniła niechętnie, wychodząc przez uchylone drzwi. Od razu zrobiło się jej jakoś zimniej, przez co miała ochotę ponownie wejść do środka. — Jak ja nienawidzę tego świata. — Dodała jakby kompletnie zapomniała o tym, jak było w piekle.

— Nie marudź, tylko biegnij. — Polecił blondyn, sam zaczynając biec.

Saren zaklęła pod nosem i zaczęła go gonić. Oczywiście mogłaby dobiec do domu w swoim nieludzkim tempie. Jednak kolejny problem pod tytułem obnażanie swoich mocy przed ludźmi był jej kompletnie niepotrzebny. Dlatego dogoniła, go biegnąc obok. Ten złapał jej rękę, a ona musiała przyznać jedno. Było coś miłego w tej wątpliwej rozrywce.

Stosunkowo szybko znaleźli się na miejscu. Saren stanęła za jego plecami, czekając aż otworzy drzwi. Co ten bezzwłocznie zrobił. Saren od razu wpadła do środka, zdejmując z siebie mokre rzecze. I właśnie wtedy usłyszała głośny huk.

— Tylko burzy nam trzeba było do szczęścia. — Syknęła niedowierzając we własnego pecha.

Może było to głupie, jednak w tym momencie poczuła się tak jakby to był jakiś znak z nieba. W przeciągu kilku ostatnich dni wszystko się posypało. I jak wiekami robiła okropne rzeczy, tak właśnie teraz wszystko zaczęło się sypać. Szczerze przeklinała za to swój los. Z tyłu głowy miała cały czas zapisane, że musi się spieszyć. A jednak jakiś cichy głos mówił jej, że powinna cieszyć się tym, co teraz ma. Przez co kompletnie się pogubiła. Było to dla niej nietypowe. Zazwyczaj wykonywała zadanie od razu. Bez zawahań czy innych utrudnień. Przychodziła, zdobywała i odchodziła. Jednak teraz było inaczej. A ona nawet nie umiała stwierdzić czy jej się to podoba, czy nie.

— Przestań narzekać, bo pierdolca może dostać. — Polecił Caden, który już zdążył przebrać się w suchy dres. — Ty to byś tylko narzekała.

— A co innego może zrobić w takiej sytuacji? — Dopytała zirytowana. Saren raczej nie nawykła do pozytywnego myślenia. Zawsze tylko narzekała, bo była to jej jedyna reakcja na złe wydarzenia.

— Idź się przebrać i tutaj przyjdź. — Polecił, kierując się do kuchni.

Ona nic już nie powiedziała. Jedynie wyszła na górę, wchodząc do swojego tymczasowego pokoju. Zdjęła z siebie resztę ubrań i narzuciła na siebie czyste rzeczy. Włosy upięłaby jej nie przeszkadzały i zeszła na dół. Tam zastała Cadena, który władnie rozpalał w kominku.

— No miło. — Mruknęła nieprzekonana. I wtedy rozbłysło jasne światło. Saren skuliła się w sobie, słysząc ciche parsknięcie mężczyzny. — No rzeczywiście zabawne. Tak jak to, że przez mój słuch czuje się, jakbym miała ogłuchnąć. — Oświadczyła, podchodząc bliżej niego. Saren mogła poszczycić się słuchem lepszym niż ten ludzki. Dlatego każdy grzmot był dla niej wręcz bolesny.

— Coś na to poradzimy. — Zapewnił, znowu znikając w kuchni. Tym razem wrócił z dwoma krzesłami a brunetka już wiedziała, do czego to ich zaprowadzi. — Już tak nie patrz. To jest sposób na każdy lęk. — Zapewnił, ustawiając krzesła w odpowiedni sposób. — No chodź i pomóż. — Polecił, na co ta podeszła spoglądając na niego niepewnie. — A no tak. Ty urwałaś się z piekła. — Zauważył w sposób tak naturalne, że było to aż dziwne. — Weź ten koniec i zawieś go na krześle tak, żeby nie spadł. — Poinstruwał ją, podając jej róg koca. Ta nie protestując zrobiła to, o co ją prosił. — I co to takie trudne? — Spytał, na co ta przewróciła oczami.

Szybko uporali się z układaniem fortu. Kiedy już to zrobili Saren, weszła do środka. Po chwili dołączył do niej Caden podając jej kubek gorącego kakao.

— I niby jak to ma pomóc? — Spytała, nadal nic z tego nie rozumiejąc.

— To jest bezpieczne miejsce. Fakt masz rację. Fizycznie nie jest w stanie Ci pomóc. Jednak psychicznie może być miejscem, gdzie po prostu będziesz czuć się komfortowo. — Wyjaśnił, popijając swój napój. — Wyobraź sobie, że tutaj nic złego cię nie dosięgnie. To twoje mury, które ochronią cię przed wszystkim. Miejsce, gdzie możesz być sobą i nikt cię nie oceni.

Nie miała pojęcia, jak to zrobił. Jednak naprawdę poczuła się lepiej. Okryta miękkim kocem, pijąc ciepłe kakao. Siedziała naprzeciw niego słuchając jego kolejnych opowieści o jego zwariowanym życiu. I chociaż normalnie pewnie to wszystko by ją nudziło w jego ustach, nawet najnudniejsza historia brzmiała intrygująco.

— Ja serio nie wiem, jak to się stało. — Zapewnił, krzywiąc się lekko. — No, ale to nie moja wina. Nie ja kazałem im mieszać piwo z wódą. Kto normalny miesza piwo z wódą? — Spytał jakby ta naprawę mogła udzielić mu odpowiedzi na to pytanie.

— Ja nie wiem. Mnie alkohol i tak praktycznie nie rusza. — Wyznała zgodnie z prawdą. Jej organizm był bardzo odporny na wszelkiego rodzaju używki.

— Za dobrze ci. — Stwierdził, wychodząc z ich tymczasowej kryjówki. Otworzył kominek, by dorzucić do niego drewna jednak ona go zatrzymała.

— Poparzysz się. — Oświadczyła z troską, o którą w życiu by się nie posądziła. Ukazała mu swój ogon, którym złapała kawałek drewna i włożyła go do ognia, który wydał się nie zrobić na niej większego wrażenia. — Piekło płonie i to tak na serio. — Wyjaśniła bardzo pobieżnie widząc jego zdziwioną minę.

— Tylko ogon jest odporny na ogień? — Spytał, na co ta podkręciła głową. — Więc czemu użyłaś akurat niego?

— Bo ogon jest do takich robót. To wszystko wynika ze zwyczajów, które panują w piekle. Tak samo, jak to, że kiedy się witasz podajsze prawą dłoń. — Wyjaśniła, starają się zrobić to w jak najbardziej przystępny dla niego sposób.

— Ładny. — Zauważył, przesuwając po nim palcami.

— Dzięki twój też nie gorszy. — Zapewniła, na co ten przerobił oczami zaczynając bawić się jej ogonem, który nagle wydał mu się bardzo intrygujący.

Tej nocy lęk przerodził się w fascynacje.

Sinners And Mortals Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz