X

32 5 2
                                    

Brunetka spojrzała na brata, unosząc jedną brew. Ten krążył po sali sprofanowanego Kościoła. Wydawał się zagubiony gdzieś między własnymi myślami, dlatego z początkowo pozwoliła mu tonąć we władnych myślach. Jednak im dłużej ten chodził bez celu w kółko, tym bardziej ta była zirytowana. Nienawidziła, kiedy ktoś tak krążył, a Iblis miał to w zwyczaju. Chodził zawsze, kiedy był na czymś mocno skupiony lub jak w tej chwili intensywnie analizował wszystko, co się działo. Rzadko mu się to zdarzało. Zdążył już jednak zrozumieć, że to, co miało miejsce zmusi go do pewnych zmian, które nie do końca mu się podobały, a niestety był na nie skazany.

— Nad czym tak rozmyślasz? — Spytała, stając przed bratem by ten przestał krążyć. — Przerażasz mnie, kiedy nie jesteś tak obojętny, jak zawsze.

— Ciebie mało co przeraża więc chyba powinieniem być zaszczycony. — Stwierdził, co spotkało się z mało przychylnym wzrokiem Saren. — Martwię się o to co dzieje się w... Piekle. — Przyznał po chwili wahania. Nie był pewien tego, jakim mianem powinien określić to miejsce. Jednak po chwili namysłu doszedł do wniosku, iż słowo "dom" bynajmniej do niego nie pasowało.

— To nie w twoim stylu bracie tak się martwić. — Stwierdziła, wzdychając ciężko. Sama musiała przyznać, że się martwiła. Danjal był nieobliczalny. Dlatego czuła, że w piekle mogą dziać się dziwne rzeczy. — Pójdę sprawdzić, o co chodzi. A ty w tym czasie sprawdzisz dla mnie jedną rzecz.

— Co mam więc sprawdzić? — Dopytał poprawiając czarny płaszcz, który miał na sobie.

— Sprawdź najbliższy kościół. Chcę wiedzieć... W zasadzie chce wiedzieć wszystko. — Oświadczyła, na co ten jedynie skinął głową. — Wrócę jak najszybciej.

////

Piekło nie było miłym miejscem. Zresztą nikt nie przypuszczał, że mogłoby takie być. Pył unosił się wszędzie, a nagłe skoki temperatur wcale nie sprawiały, że było tutaj przyjemniej. Diablica obrała drogę jedną ze ścieżek omijając sale, w których przebywała część dusz. Wiedziała, że w nich łatwiej będzie ją znaleźć. A jej wolą było jedynie sprawdzić, jak mają się sprawy w piekle. Nie chciałaby ktoś wiedział o jej wizycie. Chociaż zdawała sobie sprawę, że szanse na ukrycie się przed ojcem były marne.

Tak naprawdę nie wiedziała, czego dokładnie szuka. Wiedziała jedynie, że jeśli Danjal robi coś, na co nie zamierzała przyzwolić szybko to odkryją. Bowiem pierworodny Diabła nigdy nie był specjalnie subtelny w swoich działaniach. Saren odnosiła wrażenie, że pragnie on oklasku. Szukał uwagi i uznania, których nigdy nie zyskiwał. Jedynie bardziej ośmieszając się, w oczach ich ojca.

— Każdego bym się tutaj spodziewał jednak nie ciebie. — Oświadczył Orcus stając na drodze swej siostrze. — Co sprawdza cię do jednego z najbardziej opustoszałych części piekieł?

— Ponoć Danjal robi rzeczy, na które nie powinien sobie pozwalać. Chcę to tylko sprawdzić, a następnie wrócę do świata śmiertelnych. — Wyjaśniła, na co ten skrzywił się lekko.

— Jeśli robi coś nie tak ojciec się tym zajmie. — Stwierdził znudzony, mijając siostrę.

— Widać, że żyjesz w innej rzeczywistości. Nie wiesz, jak bardzo nie obchodzi go nasz los. — Rzuciła, ruszając przed siebie. — Twoja ignorancja jest wręcz przerażająca. I obyś nie musiał za nią kiedyś zapłacić.

— Bywaj zdrów i nie podpadnij ojcu. Danjal ma w ambicji pokroić nas wszystkich więc lepiej uważaj. — Wyjawił, znikając jakby nigdy go tutaj nie było.

Saren westchnęła cicho. Czasem nie rozumiała jakim prawem dzieli z nimi wszystkimi wspólne geny. Łączył ich ojciec, po którym zdawali się nie odziedziczyć nic. Dzieliło ich wiele i nie łączyło dosłownie nic. Jakby byli sobie kompletnie obcy.

Brunetka ruszyła przed siebie. Doskonale wiedziała, gdzie zamierza się udać. Była w piekle jedna istota, która mogła jej pomóc. I wiedziała, że to zrobi. Dlatego, kiedy tylko odnalazła jaskinie, której wnętrze wydawało się puste i ciemnie, jakby najmniejszy promień światła nie miał szans się tutaj dostać bez strachu ruszyła przed siebie. Niestrudzenie parała na przód do momentu aż dostrzegła upragnione światło. Podeszła do niego napotykając zakapturzoną postać.

— Chce coś wiedzieć. — Oświadczyła bez zbędnych grzeczności, krzyżując ramiona na piersiach. — Co robi mój najstarszy brat?

— Jesteś jak Lilith. Zawsze przychodzisz po to, co chcesz i odchodzisz. — Stwierdziła postać przypominająca kobietę. Chociaż w rzeczywistości nią nie była. — Zawsze była konkretną i sumienna. Trzymała się własnych założeń. A ty byłaś jej pierwszym i ostatnim odstępstwem.

— Skoro wiesz, jak bardzo przypominam matkę wiesz też, że brakuje mi cierpliwości. — Oznajmiła, chcąc pospieszyć demonice.

— Odeszła z raju, by nie służyć Adamowi. Porzuciła to, co dobre, bo nie chciała rodzić dzieci. A jednak urodziła ciebie. — Kontynuowała, kompletnie nie zważając na wypowiedzi kobiety.

— Ona nie miała problemu z rodzeniem dzieci. Miała problem z robieniem tego pod przymusem. — Wyjaśniła, podchodząc nieco bliżej płomieni. — Chciała być wolna od przymusu i Adama. Dlatego odeszła.

— Odnalazł sztylety wykute w krwi waszych matek. Brakuje mu już tylko ostrza zdolnego zabić ciebie. — Wyjaśniła, zdejmując z głowy kaptur. — On chce was zabić. Jednak wie, że musi się śpieszyć. Bo w końcu staniesz się zbyt potężna by mógł cię pokonać.

— Wojna trwa i zbierze swe żniwo. Jak każda z wojen. Każdy, kto je wszczyna musi pamiętać, że nigdy nie obejdzie się bez ofiar. Ja się z nimi liczyłam od początku.

— Czy poświecisz jedyne osoby, które są ci bliskie dla korony piekła? — Spytała, na co Saren posłała jej zdziwione spojrzenie.

— Już osoby, które wpisałam do księgi, są mi bliższe niż oni. — Stwierdziła, kierując się w stronę wyjścia. — A nim się nie przejmuj. Jest słabszy, niż mu się wydaje. Pokonam go.

— Próżność jeszcze nikogo nie usadziła na tronie.

Brunetka na te słowa jedynie przewróciła oczami, znikając w mroku. W nim właśnie czuła się najlepiej. Daleka od tego wszystkiego. Poza zasięgiem oczu jej wrogów. Niestety życie rzadko pozwala nam pozostać w miejscach, w których czujemy się dobrze. Dlatego Saren musiała opuścić mrok i ponownie znaleźć się gdzieś na skraju szóstego i siódmego kręgu piekła.

— Cholerny piekielny pył. — Warknęła, strzepując pył ze swoich ubrań. — Dlatego tak nienawidzę otwartych przestrzeni.

Ruszyła przed siebie, chcąc jak najszybciej wrócić do krainy śmiertelników. Wiedziała, że jej brat ma plan. Taki który może odebrać jej wszystko, o co walczyła. Dlatego od teraz musiała liczyć się z czasem, którego mogło pozostać naprawdę niewiele.

— Jeśli on wygra osobiście zadźgam się tym cholernym sztyletem. — Przysięgła czując, że jednak nie powinna mówić tego na głos.

Rozejrzała się by upewnić się, że nikt jej nie słyszał. Kiedy już była tego pewna przymknęła powieki i wypowiedziała odpowiednie słowa, które sprawdził ją z powrotem do krainy śmiertelnych.

Sinners And Mortals Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz