XI

26 5 1
                                    

Saren usiadła przy barze, a jej krwisto czerwone usta wykrzywiły się w lekki uśmiech. Jej ciało zrobiła czarne obcisła sukienka z dekoltem w literę V. Materiał sięgała zaledwie połowy uda. Na stopach kobiety znajdowały się wysokie szpilki. W dłoni trzymała szklankę whiskey. Co chwilę poprawiała ciemne włosy, które uporczywie upadały na jej twarz. Czekała na przybycie młodego Reeves'a, który miał niedługo zjawić się w klubie. Liczyła, że dzisiaj zdoła go poznać. A już niedługo dusza młodego mężczyzny znajdzie się w jej posiadaniu. I już nikt nie odbierze jej tronu piekła.

Przystawiła szklankę do ust i przechyliła ją, dopijając resztki alkoholu. Następnie postawiła ją na blacie i przysunęła bliżej demona. Ten bez słowa dolał jej alkohol, skinieniem głowy pokazując coś za jej plecami. Brunetkę od razu domyśliła się, o kogo chodzi.

— Daj jeszcze jedną szklankę. — Poleciła, na co demon szybko postawił obok niej kolejne naczynie z alkoholem. — Przedstawienie czas zacząć.

Kobieta ostatni raz poprawiła włosy i rozsiadła się wygodnie na wysokim stołku. Po chwili u jej boku znalazł się młody mężczyzna, którego przybycia oczekiwała. Z uwodzicielskim uśmiechem przysunęła w jego stronę szklankę z bursztynowym płynem. Ten spojrzał na nią, nie wydając się szczególnie zaskoczonym. Przyjął od niej alkohol i wziął pierwszy nieco niepewny łyk.

— Myślisz, że mogłabym cię otruć? — Spytała rozbawiona, biorąc łyk swojego trunku.

— Przezorny zawsze ubezpieczony. — Oświadczył, siadając obok niej. — Caden Reeves. — Przestawił się, podając jej dłoń.

— Saren Morningstar. — Odpowiedziała, przyjmując jego powitanie. On spojrzał na nią nieco podejrzliwie, jednak ostatecznie darował sobie zadawanie pytań.

— Dawno przyjechałaś? — Spytał, obracając się bardziej w jej stronę. Tak by skupić na niej całą swoją uwagę.

— Kilka dni temu. Nadal poznaje miasto. — Oświadczyła, również obracając się do niego przodem. — Ty pewnie jesteś miejscowy.

— Zgadłaś. — Przyznał, uśmiechając się zawadiacko. — Angielka czy tylko próbujesz mi zaimponować tym akcentem?

— Ja nie imponuje. — Zapewniła, wstając z miejsca. — Idziesz zatańczyć? — Spytała, na co ten w odpowiedzi dopił swój alkohol i podniósł się z miejsca.

Razem udali się na parkiet. Brunetka zdawała sobie sprawę z tego, że taniec nigdy nie był jej mocną stroną. Jednak nie o to tutaj chodziło. Chciała go poznać. A wiedziała, że w tańcu będzie to najłatwiejsze.

Saren tańczyła co jakiś czas, dotykając mężczyznę. Jej ciało kołysało się do rytmu, a jej wzrok cały czas skupiał się na tęczówkach blondyna. Jak mawiają oczy, są oknem duszy dzięki któremu, możemy się przekonać czy ich właściciel jest dobry, czy wręcz przeciwnie. Spoglądając w oczy Caden'a diablica widziała zagubienie. Nieustanne wahanie między dobrem a złem. W jego szarych tęczówkach odnalazła coś, czego szukała. I dlatego bez wahania pozwoliła mu się do siebie przyciągnąć. Przyzwoliła jego dłonią spocząć na jej biodrach. I kiedy jego oczy szukały przyzwolenia na każdy kolejny krok, ona mu na niego przyzwalał. Aż do momentu, w którym oboje znaleźli się w strefie VIP.

Jasnooka usiadła na skórzanej kanapie obok swej ostatniej ofiary. Mężczyzna przedstawił jej kilka osób, jednak ona nie słuchała. Wiedziała, że i tak nie zapamięta tych imion i zapewne nigdy ich nie użyje. Dlatego siedziała, szeroko się uśmiechając i podając każdemu z nich dłoń.

— Czyli Anglia. A tak konkretniej? — Spytała jedna z kobiet, która wydała się Saren całkiem urodziwa.

— Londyn. Przyjechałam tutaj... Odnaleźć siebie. Wiem to brzmi cholernie banalnie, jednak nie czułam się w Londynie jak w domu. Może tutaj tak się poczuje. — Wyznała, odgarniając pasmo ciemnych włosów za ucho. W dłoni trzymała bliżej nieznany jej alkohol a na twarzy gościł nieco zagubiony uśmiech.

By zdobyć dusze Caden'a Reeves'a musiała poznać jego słabości, pragnienia, lęki wszystko, co mogłaby wykorzystać, by zmusić go do podpisania cyrografu. Wiedziała, że to nie będzie tak łatwe, jak w przypadku jej dwóch poprzednich ofiar. Jednak mimo tej drobnej niedogodności wiedziała, że zwycięży. Nie ważne jak silna była wola i dysza Reeves'a. Ona będzie górą choć by miała poruszyć cały śmiertelny świat, by wygrać. I może mogła wybrać kogoś prostszego. Osobę, która już w kilku pierwszych zdaniach zdradzi jej wszystko, co powinna wiedzieć. Jednak ona czuła, że to musi być on. Nie rozumiała dlaczego. Wierzyła w przeznaczenie. I to w pełni jej wystarczyło.

— Więc skoro jesteś nowa, może cię oprowadzę? — Zaproponował blondyn, posyłając w jej stronę szczery uśmiech. — Mieszkam tutaj od zawsze i wiem, co warto zobaczyć. I uwierz mi, że tego nie znajdziesz w żadnej broszurze.

— Chyba nie mam wyboru. — Stwierdziła, popijając alkohol.

— Oj zdecydowanie go nie masz. — Zapewnił, na co ta przewróciła oczami rozbawiona. — Podaj mi swój numer i obiecaj, że ubierzesz coś wygodniejszego.

— Przemyśle to pierwsze. I podaj mi swój telefon. — Rozkazała wyciągając w jego stronę otwarta dłoń, w której już po chwili znalazło się urządzenie.

Saren nie była głupia. Dlatego zaopatrzyła się w telefon. Widziała jak dla ludzi w tych czasach, te urządzenia są ważne. I jak dziwny by było gdyby ktoś w jej wieku a, raczej wieku, na który wyglądała, takowego nie posiadał. Szybko wprowadziła swój numer i oddała przedmiot jego właścicielowi.

— Lubie kobiety, które od razu przechodzą do rzeczy. — Przyznał, chowając telefon do kieszeni spodni.

— To tylko zwiedzanie. Nic wielkiego. — Stwierdziła, wzruszając ramionami. — Obejrzymy jakieś fajne kluby nocne i wrócimy do domów.

— Od kiedy w trakcie zwiedzania ogląda się kluby nocne? — Dopytał szarooki, unosząc jedną brew.

— Wyglądasz na takiego, co zwiedza tylko kluby nocne. — Wyjaśniła, rozsiadając się wygodnie na kanapie. Wzięła kolejny łyk drinka z rozbawieniem przyglądając się mężczyźnie, który nieudolnie próbował ukryć jak bardzo to wszystko go bawi.

— Nie doceniasz mnie Saren. — Oświadczył, a brunetka mogła przysiąc, że jej imię nigdy nie brzmiało tak pięknie, jak kiedy to on je wypowiadał.

Caden od razy ją zaintrygował. Nie wydawał się tak prosty i nudny jak reszta śmiertelników. Wydawał się mieć w sobie drugie dno. Coś, co ukrywał pod pozorami zwykłego młodego mężczyzny, który lubi alkohol i kobiety.

— Muszę już iść. — Oświadczyła brunetka, wstając z miejsca. — Brat będzie się martwił. Przyjechał ze mną na kilka dni. — Dodała widząc jak blondyn, podnosi się z miejsca. Wiedziała, że może chcieć ją odprowadzić. A nie mogła zabrać go do miejsca, w którym się zatrzymała. — To do jutra Caden?

— Tak do jutra... Jutro ci powiem czy miło było cię poznać. — Oznajmił, na co ta skinęła głową odchodząc.

Kiedy tylko wyszła z klubu, jej twarz ponownie przybrała bardziej wyniosły wyraz. Czuła, że osiągnęła to, co osiągnąć chciała. Ten wieczór mogła uznać za udany.

Sinners And Mortals Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz