Saren znała się na śmiertelnikach. A przynajmniej tak jej się wydawało. Od dziecka bowiem uczono ją kontroli i manipulacji. Jej życiowym celem od zawsze było niszczenie dzieci Bożych, których jej ojciec tak bardzo nienawidziła. Nienawiść tą dziewczyna często porównywała do nienawiści starszego z rodzeństwa, które stało się mniej kochana przez pojawienie się kogoś nowego. Uważała to porównanie za niezwykle trafne. Jej zdaniem oddawało w pełni to, co Lucyfer czuł względem ludzi.
Przeczucie podpowiadało jej, że to w szkole średniej odnajdzie najbardziej zagubione dusze. W końcu to w tym wieku rodzice przestają prowadzić nas za rączkę. Zyskujemy własny rozum. Szukamy dla siebie celów i błądzimy. Często oddając się słodkim grzeszką. Oddalamy się od Boga i żyjemy jakby jutro, miało nigdy nie nadejść. Jakby piekło nie mogło nas dosięgnąć.
Podeszła do budynku, który na pierwszy rzut oka nie robił na niej wrażenia. Chociaż czy ktoś kto wyszedł z piekła, może zachwycać się czymś na ziemi? Zapewne nie właśnie dlatego Saren nie szukała tutaj piękna. Chciała tylko odnaleźć swoje trzy dusze i wrócić do domu. Zasiąść na tronie piekieł i napawać się niezadowoleniem rodzeństwa.
Kiedy obchodziła budynek, nie spotkała się z niczym czego by się nie spodziewała. Plotki, palenie, planowanie kolejnego niezapomnianego wieczoru. Nastolatkowie byli tak zajęci sobą, że nawet nie zwrócili większej uwagi na nieznajomą. Szkoła była na tyle duża, że zapewne w zwykłych dżinsach i koszulce wyglądała niczym pospolita szara myszka. Zepsucie, które ogarnęło młodych ludzi, było czymś pięknym. Znacznie piękniejszym niż dzieło nawet największego artysty. Dzisiejszy świat wykreował grzech jako coś pięknego. Zareklamował przyjemności fizyczne, niczym kolejny posłaniec diabła znacznie ułatwiając jej pracę.
Jej wzrok przyciąga dopiero pewna scena dziejąca się za szkoła. Wysoki chłopak na oko lat osiemnaście śmiał się gardłowo, stojąc w ukryciu. Kiedy diablica podeszła jej oczom ukazała się zapłakana blondynka. Stała oparta o ścianę patrząc na chłopaka z przerażeniem. Wyglądała na około piętnaście lat, chociaż w rzeczywistości zapewne była w wieku chłopaka.
— Przeżywasz. — Parsknął rozbawiony, podchodząc do dziewczyny. — Na pewno Ci się podobało. — Podszedł do niej i oparł dłoń obok jej głowy. — Przecież było super.
Dziewczyna nic nie powiedziała. Nie była w stanie przez łzy spływające po jej policzkach. Saren od razu dopisała sobie do całej sytuacji pewien scenariusz. Jednak nie mogła być go pewna. W końcu nie znała ich przeszłości. Nie miała takiej mocy.
Kiedy chłopak odszedł dziewczyna osunęła się po ścianie na ziemię. Zasłoniła usta dłonią jakby nie chciałaby ktoś ją usłyszał. Córka Lucyfera podeszła bliżej ukazując jej swą postać.
— Co się stało? — Uklęknęła przy niej brzmiąc wyjątkowo jak nie ona. Ton jej wypowiedzi wskazywał na troskę, której w rzeczywistości nie odczuwała.
— Nic. — Blondynka wydusiła z trudem przez łzy.
— Jeśli nic, to dlaczego jesteś w takim stanie? — Położyła dłoń na jej ramieniu. Jako córka diabła posiadała pewien dar. Ludzie mieli słabość do zwierzania się jej z problemów. Nawet jeśli tak naprawdę nie mieli na to ochoty.
— On. — Wydusiła staraj się powstrzymać łzy, które napływały do jej oczu. — Impreza. — Dziewczyna była w stanie jedynie wyduszać pojedyncze słowa.
Diablica, czując, że więcej się od niej nie dowie, przytuliła ją mocno. Czuła, że to ta dziewczyna może być jej zbłąkana dusza a chłopak tą zepsutą do cna. Co oznaczało, że obrała sobie już dwa cele.
— Spójrz mi w oczy. — Spojrzała na dziewczynę, która niechętnie podniosła na nią wzrok. — Wszystko będzie dobrze. Musisz mi tylko zaufać.
W niewytłumaczalny sposób smutek i żal opuściły jej ciało. Jakby to, co się wydarzyło, nie miało znaczenia. A wszystko to za sprawą potomkini samego Szatana.
— Wróć na lekcje, jakby nic się nie stało. — Podniosła się na równe nogi, podając dłoń dziewczynie. — Natomiast wieczorem przyjdź do klubu. To cię odpręży.
— Nie mam ochoty na zabawę. — Złapała jej dłoń, podnosząc się z ziemi. — Nie po tym, co ostatnio się stało.
Nikt w całym piekle nie miał mocy kontroli śmiertelników. Nikt jej nie posiadał. Otrzymali oni bowiem wielki dar od stwórcy. Wolna wola, której nikt nie mógł złamać. A przynajmniej nie za pomocą mocy zesłanej z samego piekła.
— Uwierz mi, że tego pragniesz. — Przyciąga ją mocnym szarpnięciem do siebie. — Nie chcesz by widział, że cię złamał. Widziałaś jak go to cieszy?
— Tak, ale...
— Nie ma żadnego ale. — Odgarnęła kosmyk jej jasnych włosów za ucho. — Chcesz mu pokazać, jak bardzo silna jesteś. Pragniesz tego.
— Chyba... Chyba masz rację. — Dziewczyna przytuliła ją mocno, czego ona nie odwzajemniła. — Idę na lekcje. — Złapała za plecak leżący z boku i zniknęła za najbliższym zakrętem.
Saren uśmiechnęła się szeroko czując, że dzisiaj zwyciężyła. Już tego wieczoru zdobędzie duszę, których tak bardzo pragnęła. Tak zdobycie duszy było jej głównym celem. Niosły one za sobą pewne korzyści, których tak bardzo pożądała.
Tego dnia diablica zamierzała powrócić do sprofanowanego kościoła. Miała bowiem do załatwienia parę spraw, które nie cierpiały zwłoki. Ruszyła więc szybkim krokiem w drogę powrotną, kiedy nagle kogoś dostrzegła. Młodych chłopak skupiał swój wzrok na ekranie, a świat wydawał się dla niego nie istnieć. Szatynka z uśmiechem skręciła w prawo, tak by wpaść na chłopaka. Uwielbiała takie drobne złośliwości. Blondyn zatrzymał się nagle, wypuszczając z dłoni telefon. Zanim ten zdążył uderzyć o twardy chodnik niebiesko-oka złapała go.
— Przepraszam. — Chłopak spojrzał na nią głupkowato się uśmiechając. — Powinienem bardziej uważać.
— Racja. — Podała mu telefon, a kącik jej ust powędrował ku górze.
Ominęła go, ruszając dalej. W tym czasie chłopak obrócił się, by odprowadzić dziewczynę wzrokiem. Ona szybko jednak zniknęła, wprawiając go w osłupienie.
Diablica wróciła do swojego tymczasowego domu. Weszła po starych schodach i pokonała drzwi, które były już w nie najlepszym stanie. Uśmiechnęła się szeroko, pokonując jeszcze kilka metrów.
— Mictlan. — Szatynka obróciła głowę w bok, by w mroku dostrzec własną siostrę. — Co tutaj robisz?
— Przybyłamby pomóc. — Wysoka kobieta uderzająco podobna do Saren wyłoniła się z mroku i obdarzyła siostrę chłodnym spojrzeniem.
Kobieta była niezwykle wysoka, mimo to nigdy nie unikała wysokich butów. Jej czarne włosy upięte były w wysokiego kucyka. Wbrew temu, co można by sądzić, córka anielicy śmieci nie była wcale aż tak blada. Jej oczy przybierały kolor ciemnego brązu, wpadając niemal w odcień czerni.
— Oczywiście. — Parsknęła, obracając się w jej stronę. — A tak naprawdę? Przysłał cię ojciec? A może któryś z naszych braci? Bo raczej nie wierzę by to była Bast. Jest na to zbyt zapatrzona w siebie i swoich kochanków.
Kobieta westchnęła ciężko, krzyżując ramiona na piersiach. Miała powodu, by pomóc najmłodszemu ze swego rodzeństwa. Obdarzyła ją więc spojrzeniem brązowych tęczówek, czując, że to będzie długa rozmowa.
CZYTASZ
Sinners And Mortals
FantasíaZstąpiła na ziemię, by posiąść trzy dusze. Dwie już zniszczyła tylko jedna pozostała. Po koronę piekła już sięga. I nagle coś się zmienia, a korona sprzed oczu jej znika.