XXXVIII

10 2 0
                                    

Weszła do domu, od razu kierując się do niesławnej piwnicy. Cała drogę powrotną myślała, co powinna zrobić. Przeanalizowała wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia i teraz już wiedziała. Wciągnęła Cadena w całą te akcje w sposób nieodwracalny, i teraz musiała go ochronić. Sama nie wiedziała dlaczego. Jednak czuła, że musi to zrobić. Nawet jeśli wedle jej starej kalkulacji nie miało to żadnego sensu. Powinna go zostawić. Uciec na drugi koniec świata. Do najbardziej oddalonego od boga miejsca by zyskać czas na zdobycie ostatniej duszy. Porzucić go bez skrupułów i pozwolić aniołom zrobić z nim co tylko chcą. Jednak nie mogła i nie umiała tego zrobić. A kiedy tylko brała taką możliwość pod uwagę, czuła dziwny i nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, który w jakiś nieznany jej do tej pory sposób ją przed tym powstrzymywał.

— Przynieś mi świece i coś, czym będę mogła rysować po podłodze. — Poleciła, na co blondyn jedynie skinął głową. Zdołał już nauczyć się, że Saren najpierw robi dopiero potem tłumaczy.

Brunetka zeszła na dół, stając między dziesiątkami poustawianych pudeł. Na nic nie czekając zaczęła je przestawiać, by zrobić sobie miejsce. Odsłoniła w ten sposób spory kawałek podłogi mniej więcej na środku pomieszczenia.

— Diabeł sprząta mi piwnice. Czyli jednak jest bardzo źle. — Rzucił mężczyzna, podając jej przyniesione rzeczy.

— Twój dobry humor w obliczu tego, co się dzieje, jest doprawdy zaskakujący. — Przyznała, chwilowo odkładając świece na jedno z pudełek.

Wzięła kredę i zaczęła rysować nią po podłodze. W ten sposób utworzyła na niej pentagram, który mógł wydawać się przerażającym znakiem sił nieczystych. Czym w rzeczywistości był. Jednak Caden, zamiast się obawiać przyglądał się z uwagą jej pracy.

— Powiedz mi co się dzieje, to może zacznę się trząść. — Poprosił, opierając się o jedną ze ścian. Lęk przeminął a on wrócił do dawnej nieco niepoważnej wersji siebie.

— Anioły wiedzą, że Ty wiesz. Więc twoja obecność przestała nas ochraniać. — Wyjaśniła, układając świece w odpowiednich miejsca na malunku. — Poza tym teraz pewnie będą chciały coś z tobą zrobić. W końcu żaden śmiertelny nie jest godny całej prawdy.

— Zabiją mnie? — Dopytał z zaskakującym brakiem strachu w głosie. To nieco ją zdziwiło, jednak ni jak tego nie skomentowała.

— Prędzej namieszają w głowie. Tak by to wszystko wydawało się szalonym snem lub czymś w tym stylu. Anioły nie zabijają ludzi. Nie mogą tego robić. — Wyjaśniła, siadając na środku pentagramu. — Jednak muszę sprawić, by żaden nie mógł już wejść do tego domu. Bo będziemy mieć przesrane. — Przyznała, przymykając oczy. Świecę jakby samoistnie się zapaliły a ona zaczęła wypowiadać zaklęcie, w języku zapomnianym przed wiekami. Przez dom przeszło coś w rodzaju zimnego wiatru. Caden poczuł nieprzyjemny dreszcz. Jakby jego dom od razu stał się miejscem o wiele mroczniejszym.

— Problem jest taki, że ja muszę wychodzić do pracy. — Zauważył, kiedy tylko postrzegł, że skończyła.

— Weź wolne. — Rzuciła jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

— Nie mogę. — Zapewnił, na co ta przewróciła oczami. — Nie rozumiesz.

— To mi wytłumacz. Bez przerwy chcesz, żebym Ci coś o sobie mówiła. Wtrakcie, kiedy sam milczysz jak zaklęty. Ja swoje powiedziałam. Teraz twoja kolej. — Zauważyła podnosząc się z zimnych paneli, które zdecydowanie pamiętały lepsze czasy.

— W dużym skrócie. Moja matka miła wypadek samochodowy. Poważne gówno, przez które musiała brać morfinę, od której jak pewnie już się domyśliłaś, mocno się uzależniła. Przez co, kiedy skończyły się recepty zaczęła robić głupie rzeczy, by je zdobyć. A mój ojciec? On był szarym człowiekiem. Zwykła praca. Pewnie rozczarowujące życie. I nagle okazało się, że musi płacić długi matki. Co widocznie mu się spodobało, bo wkręcił się w mroczny biznes. Matka w końcu przedawkowała a on wyjechał na drugi koniec kraju, by spełniać się jako gangster czy inny chuj. — Wyjaśnił bez grama emocji w głosie, co zdecydowanie ją zaskoczyło. Zwykle ludzie, opowiadając takie historie krzyczeli, płakali i w ogóle przeżywali to całymi sobą. Jednak nie on. — No tak ojciec spierdolił jednak podejrzani ludzie zostali. Podobnie jak dom, na który ktoś musi zapracować. — Zauważył, rozkładając ręce. — No wypadło na mnie. Bo matka no w zaświatach nie zarobi a ojciec? Może też nie żyje. A może już zapomniał o jedynym dziecku. Kto go tam wie.

— Nie wiem, co przeraża mnie bardziej. To jak tandetna jest ta historyjka czy to jak zimny w stosunku do tego, co przeżyłeś się stałeś. — Mruknęła, na co ten wzruszył ramionami.

— Jestem już dorosłym facetem, który nie może płakać, bo tatuś go nie kocha, a mamusia nie żyje. Jestem na to za stary a oni zbyt żałośni by zasłużyć na moje łzy. — Zapewnił, jednak ona wiedziała. Poczuła, ile to udawanie go kosztowało. Jednak nie chciała drążyć. On czuł się przez to źle. A kiedy on czuł się źle ona też się tak czuła.

— Coś wymyślę. — Zapewniła, rozglądając się po pomieszczeniu. — Zaklnę jakąś biżuterię tak by chroniła przed wzrokiem aniołów. To na jakiś czas powinno wystarczyć. — Zapewniła, poprawiając ciemne włosy.

— A potem? — Dopytał, kiedy ta minęła go, wchodząc na schody.

— Potem pomartwimy się tym, co będzie potem. Teraz daj mi jakąś biżuterię najlepiej w srebrze. — Poleciła, przechodząc do kuchni.

— A świecie w piwnicy? — Dopytał idąc za nią ciekawy tego, co się stanie. Zdjął z palca sygnet i go jej podał.

— Spokojnie nic się nie spali. To magiczny ogień, który musi płonąć. Bo kiedy ktoś zgasi świece, to zaklęcie przestanie działać. Póki jednak te płoną żaden anioł nie wejdzie do domu, który jest aktualnie przeklęty. — Wyjaśniła biorąc do rąk kolejną świecę.

— Czyli muszę kupić więcej świec. — Zauważył, obserwując jej poczynania. — A takie przeklęcie domu nie jest niebezpieczne?

— Jego energia będzie przyciągać demony, jednak tym się nie martw. Ja go zamieszkuje i żaden inny demon nie będzie miał odwagi wejść mi w drogę. — Wyjaśniła, łapiąc odpalona świece. Jej dłoń zapłonęła, a ona złapała nią sygnet. Wypowiadając kolejne niezrozumiałe dla niego słowa.

— W jakim to języku? — Dopytał, przyjmując od niej pierścień.

— Języku, w którym dzisiaj mówią tylko demony i prawdziwe wiedźmy. Tak starym, że nie nosi nawet nazwy. — Wyjaśniła, na co ten uniósł jedną brew.

— Czyli wiedźmy istnieją? — Dopytał, na co ta parsknęłam śmiechem.

— Stoi przed tobą córka Lucyfera a ciebie dziwi istnienie wiedźm? — Spytała, na co ten po raz kolejny wzruszył ramionami.

— Wiesz, jedno nie potwierdza istnienia drugiego. — Wyjaśnił, na co ta pokręciła głową zrezygnowana.

— Lepiej idź się połóż. Wam ludziom zdecydowanie nie służy brak snu.

Sinners And Mortals Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz