XV

25 7 2
                                    

Lekki uśmiech zdobił twarz diablicy, kiedy prowadziła Cadena w stronę sprofanowanego kościoła. Jej plan był wyjątkowo prosty. Na podstawie księgę, którą wyniosła z piekła stworzyła krąg, który mógł zniewolić anioła stróża. Wystarczyło wprowadzić podopiecznego wybranego bytu w jego środek. W ten sposób Saren mogła znacznie ułatwić sobie pracę. Walka z aniołem nieustannie walczącym o duszę ludzką była wyczerpującą i trudna. Dlatego jego eliminacja bez wątpienia ułatwiłaby pracę córki diabła. A ona z tego ułatwienia zamierzała skorzystać.

— Gdzie mnie ciągniesz? — Spytał po dłuższej chwili milczenia blondyn, mimo niepewności pozwalając prowadzić się kobiecie.

— Niespodzianka. — Odpowiedziała, posyłając w jego stronę tajemniczy uśmiech.

— Nie lubię niespodzianek. — Wyznał, krzywiąc się przy tym lekko.

— Już blisko. I gwarantuje, że będzie zabawnie. — Obiecała nieco przyśpieszając kroku.

Saren rozumiała naturę ludzką. I wiedziała, że przedstawiciele tego gatunku są niesamowicie ciekawscy. Ta cecha doprowadziła ich na najróżniejsze i najodlegleszje skraje tego świata. Zawiodła ich w głębiny oceanu i na orbitę ziemi. Siła ciekawości była niemal niezmierzonalna. Dlatego wiedziała, że jeśli nie powie mężczyźnie gdzie go prowadzi, ten się za nią podąży. Gdyby jednak wiedział od początku, dokąd idą mógłby nie być tak zainteresowany. A Saren nie miała siły ani ochoty bawić się w przekonywanie kogokolwiek do czegokolwiek. Zwłaszcza że czuła umykający jej czas, który był teraz cenniejszy od najczystszego złota.

Kiedy znaleźli się kilka metrów przed starą świątynią brunetka przeniosła wzrok na Cadena. Ten zezwalał się zainteresowany starą budowlą, która mimo upływu czasu nadal robiła wrażenie. Blondyn mógł tylko wyobrażać sobie, jak budynek wyglądam w czasach swojej świetności. Jednak jedno było pewne. Był piękny.

— Zamierzasz wypędzić ze mnie demona? — Spytał żartobliwie, przekraczając próg budynku.

— Wolałabym go w tobie rozbudzić. — Wyznała, zamykając za nimi ciężkie dębowe drzwi. — Poza tym diabeł przeprowadzający egzorcyzm to już chyba absurd. — Zauważyła, na co ten parsknął śmiechem nie wiedząc ile prawdy było w jej słowach.

— Nie no to miejsce naprawdę wygląda jakby ktoś, bawił się tutaj w jakieś czart mary. — Zauważył, podchodząc bliżej ułożonego kręgu. Na jego środku wyrysowane były runy o nieznanym dla niego znaczeniu. — No ja wiem, że istnieją ludzie, którzy w to wierzą. I nawet całkiem na poważnie mówią o sobie jako o wiedźmach, ale to lekka przesada.

— Niby dlaczego? — Dopytała, stając obok niego.

Saren nie należała do najniższych kobiet. Nie była też szczególnie wysoka. Jej metr siedemdziesiąt pięć klasową ją w średniej klasie wzrostu. Jednak przez zamiłowanie do wysokich butów była niemal równa wzrostem z blondynem. Przez co mogła spojrzeć mu prosto w oczy, w których widziała tak wiele.

— Ja osobiście nigdy w życiu nie przyszedłbym tutaj sam. Tylko po to, by narysować coś na ziemi, ustawić kilka świeczek i wypowiadać jakieś łacińskie zaklęcia. — Wyjaśnił skupiając swoją uwagę, na błękitnych tęczówkach Saren. — To byłoby... Szalone.

— Och odezwał się najrozsądniejszy człowiek, jakiego w życiu poznałam. — Mruknęła złośliwie, uśmiechając się przy tym w cwaniacki sposób.

— Niewiele o mnie wiesz. Więc nie oceniaj mnie tak szybko. — Zarządał, odrywając spojrzenie od brunetki. Po raz kolejny zmierzył wzrokiem wnętrze budynku nadal nie bardzo wiedząc, po co tu przyszedł.

— Wiem już na pewno, że jesteś strachliwy. — Rzuciła prowokacyjnie co spotkało się z oburzeniem Reeves'a.

— Tu bardzo się myślisz. — Zapewnił, a ta poczuła, że udało jej się to, co planowała.

Brunetka zrobiła krok do przodu, wchodząc do kręgu. Stanęła na jego środku i rozłączyła ręce, czekając na relacje swojego towarzysza. Ten bez chwili zastanowienia wszedł za nią.

Kusicielka osiągnęła swój cel.

Świecę w momencie, gdy Caden znalazł się na środku okręgu, zajmując miejsce Saren zapłonęły. Przez pomieszczenie przeszło coś przypominającego podmuch wiatru. Blondyn na ułamek sekundy stracił przytomność, lądując w ramionach kobiety. Ta wyniosła go z kręgi, na który spojrzała.

Korzystając z nieuwagi mężczyzny, który wracał do siebie pozwoliłaby jej oczy stały się czarne. W ten sposób zdołała dostrzec anioła, który tkwił w zaklętym kręgu, z którego nie mógł się wydostać. Jednak anioł nie wydawał się szczególnie zrozpaczony z tego powodu. Co zdecydowanie wzbudziło w diablicy niepewność.

— Kiedy diabeł nauczy się kochać, nawet piekło stanie się lepszym miejscem. — Oświadczył ubrany na biało mężczyzna, który przyglądał się córce diabła.

Ona nie zrozumiała tych słów. A przynajmniej jeszcze teraz nie umiała ich pojąć. Nie miała jednak teraz czasu nad tym myśleć. Jej oczy na powrót stały się błękitne a ona spojrzała na blondyna, którego głowa spoczywała na jej kolanach, kiedy on leżał na zimnej posadzce.

— Nic ci nie jest? — Spytała troskliwym głosem.

— Tak... Nie mam pojęcia, co się stało. — Wyznał zgodnie z prawdą, powoli podnosząc się do siadu.

— Chyba czas uwierzyć w magię. — Stwierdziła, co spotkało się z karcącym wzrokiem mężczyzny. — Dlaczego jesteś taki krytyczny względem magii?

— Bo ona nie istnieje. Prawdziwe jest tylko to, co można udowodnić. — Wyjaśnił widocznie pewniej własnych słów. — Nie wierzę w to, co niepotwierdzone.

— A religia? — Dopytała, siadając obok niego na podłodze. Obdarzyła go pełnym ciekawości spojrzeniem, co nie umknęło jego uwadze.

— To tylko wymysł. Coś stworzone przez ludzi, by kontrolować innych i wpajać im zasady moralne. W końcu jak lepiej sprawić by ludzie postępowali według pewnych zasad moralnych jak postraszyć ich niekończącym się cierpieniem? — Spytał, na co ta jedynie wzruszyła ramionami. — No właśnie. Poza tym ludzie czują się lepiej, wierząc, że ich istnienie ma większy sens. Lubię wierzyć, że po śmierci czeka ich coś więcej.

— A według ciebie co czeka człowieka po śmierci? — Dopytała, odgarniając z twarzy ciemne kosmyki włosów.

— Nic. Po prostu znikamy. Znacząc, dokładnie tyle ile za życia. Czyli kompletnie nic. — Stwierdził, wzruszając ramionami. Jakby myśl o końcu istnienia i kompletnej pustce kompletnie go nie przerażała.

— Pesymistyczne. — Zauważyła co ten skomentował wzruszeniem ramionami.

— Odezwała się ta, co wygląda jakby nigdy nie słuchała rodziców. — Mruknął, na co ta uniosła brwi zdziwiona.

— Tak łatwo oceniłeś mnie po wyglądzie. — Dopytała, podnosząc się z ziemi co i on po chwili uczynił.

— Tak. Wiesz, ludzie lubią mówić, że wygląd się nie liczy. Jednak prawda jest taka, że tylko na niego zwracają uwagę. I jeśli nie wyglądasz odpowiednio nigdy nie dostaniesz nawet okazji, by zaprezentować to, jaki jesteś. — Zauważył, co spotkało się z lekkim szokiem u brunetki.

— To było jedni z prawdziwszych stwierdzeń, jakie w życiu usłyszałam. — Przyznała z nutką uznania w głosie.

Nigdy nie sądziła, że spotka człowieka, z którym rozmowa będzie tak przyjemne. Pełna prawdy i mądrych stwierdzeń, które nie były jedynie mdłymi cytatami wielkich ludzi. To była nowość dla kogoś takiego jak ona. Dla osoby, która znała naturę ludzką, jednocześnie nie mają z tym gatunkiem zbyt wielkiego kontaktu.

— Bo ja jestem bardzo prawdziwy Saren.

Sinners And Mortals Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz