Saren nigdy nie była zbyt rodzinna. Przebywanie z którymkolwiek członkiem rodziny sprawiało jej pewnego rodzaju ból. Nie czuła z nimi żadnej więzi. Zresztą oni z nią też. Potomków Lucyfera ciężko było bowiem nazwać rodziną. Zimni i wiecznie zdystansowani. Jednak widocznie nikomu taki stan rzeczy nie przeszkadzał. Żyli własnym życiem. A wszystkim, co ich łączyła, była niezdrowa rywalizacja, która i tak w znaczym stopniu ograniczała się do Danjala i Saren. To im od zawsze najbardziej zależało na koronie. Reszta rodzeństwa dawno zdała się zrozumieć, że nie mają szans w walce o przywództwo w piekle. Dlatego jedynie momentami obierali stronę któregoś z nich. Po to, by walczyć o jak najkorzystniejsze warunki dla siebie samych.
Iblis w tym wszystkim zawsze miał najwięcej dystansu. Z reguły nie obchodziło go to, co będzie. Wierzył bowiem, że na pewne rzeczy nikt nie ma wpływu. I czasem lepiej pozwolić by los zadecydował za nas. Tym razem jednak coś w nim pękło. Najstarszy brat wzbudził w nim przerażenie. I teraz nie umiał patrzeć obojętnie, kiedy on panoszył się w piekle jakby już nim rządził.
I chociaż od dnia, kiedy zobaczył Saren po raz pierwszy, coś go od niej odpychało dzisiaj się przełamał. A jedynym tego powodem była szczersza i o wiele silniejsza nienawiść, którą obdarzał brata.
— Wyjaśnisz mi, jeszcze raz co tutaj robimy? — Dopytał brunet, spoglądając na Saren.
Kobieta poprawiła ciemne włosy, które kręciły się w delikatne loki. Na jej ustach pokrytych krwiście czerwoną pomadką zagościł uśmiech. Szczerze wierzyła w swój plan i to, że jest on niezawodny.
— Uśmiechnij się i udawaj, że dobrze się bawisz. Jeśli będziesz mógł na coś się przydać, to ci o tym powiem. — Zapewniła, pewnym krokiem ruszając przed siebie.
Saren znalazł się w tłumie tańczonych ludzi. Nastolatkowie tańczyli obijając się o siebie i wykrzykując słowa popularnych piosenek, wydawali się bawić naprawdę dobrze. Alkohol sprzedawany im, mimo że Ci często nie ukończyli odpowiedniego wieku, zdecydowanie pomagał im się rozluźnić.
Brunetka rozejrzała się w poszukiwaniu odpowiedniej osobny. Wszyscy wokół zdawali się wtapiać w tłum. Przez co grono z pozoru dosyć różnych od siebie osób zdało się zlać w jeden organizm, z którego ta nie umiała wyróżnić pojedynczych osób. Do momentu, w którym na jeden ze skórzanych kanap dostrzegał młodego mężczyznę. Uśmiechał się lekko, opróżniając kolejny kieliszek wódki.
Saren odwróciła się napięcie, ruszając w kierunku baru. Mimo wysokich butów szła dosyć szybko nie przejmując się ludzmi, których potrąciła. Usiadła na wysokim stołku i spojrzała na barmana. Demon przewrócił oczami, podchodząc do brunetki. Spojrzał na nią pytająco i z pewną dozą niechęci.
— Kim jest ten chłopak? — Spytała, spoglądając na niego przez ramię. Odgarnęła ciemne włosy, spoglądając na blondyna. — Obstawiam, że nie jest tutaj po raz pierwszy.
Demon skupił swoje spojrzenie na mężczyźnie. Znał go lepiej niż mogłoby się wydawać. Przychodził tutaj średnio raz w tygodniu, pijaj zazwyczaj do rana. Rzadko przychodził sam. Zazwyczaj pokazywał się w towarzystwie kilku osób, z którymi pił i często robił rzeczy o wiele gorsze.
— Jest niczym demon w ludzkiej skórze. Więc wątpię by Ci się przydał. — Stwierdził, nalewając whiskey do szklanki. — W końcu z tego, co wiem szukasz kogoś pośrodku dobra a zła.
— Jednak to jego wybrałam. Tylko dlaczego? — Spytała, kierując to pytanie do samej siebie. — Znasz jego imię? — Dopytała, przenosząc spojrzenie na swojego rozmówcę.
— Caden Reeves.
Saren położyła dłoń na szklance. Podniosła ją z blatu i przyłożyła jej brzeg do warg. Kąciki jej ust powędrowały do góry. W tym momencie wiedziała już, że właśnie ją znalazła. Swoją ostatnią duszę. Tą, która pomoże jej zdobyć koronę piekła.
— Więc wybrałam. — Oznajmiła, biorąc łyk alkoholu. Poczuła nieprzyjemne pieczenie w gardle. Oblizała usta i podniosła się z miejsca.
— I co teraz zamierzasz zrobić? Znaleźć jego słabość i zmusić go by podpisał cyrograf? — Dopytał, na co ta posłała mu znaczące spojrzenie. — Więc powodzenia. Bez wątpienia ci się przyda.
Brunetka prychnęła cicho i ruszyła w stronę brata. Wiedziała, że nie może tak po prostu tam podejść. Nie zamierzała zostać potraktowana jak zwykła dziwka. W końcu nigdy nią nie było. No może zdarzały jej się zachowania godne kobiety lekkiego obyczaju. Jednak w tym momencie nie zależało jej na właśnie takim pierwszym wrażeniu.
— Wybrałaś? — Spytał znudzony Iblis, który stał oparty o ścianę. Ludzie nigdy jakoś szczególnie go nie intrygowali, dlatego w tym momencie nudził się starają się zrozumieć jak można bawić się w taki sposób.
— Na Twoje szczęście tak. — Oświadczyła, stając nieopodal brata. — Muszę jakoś go podejść. Tylko tak by nie wyglądać, jak jedna z tych zdesperowanych kobiet.
— Więc obstawiam, że masz jakiś plan. — Stwierdził, wbijając w nią intensywne spojrzenie zielonych tęczówek.
— To będzie wymagało więcej pracy niż w pozostałych dwóch przypadkach, ale mi się uda. — Zapewniła, poprawiając dekolt czarnej sukienki. — Ja nigdy nie przegrywam.
— Bo co takiego może śmiertelnik w starciu z przyszłą królową piekła.
— Nic. — Odpowiedziała pewnie, a kiedy dostrzegła iż chłopak odchodzi od stolika ruszyła w jego stronę.
Nagle poczuła, jak ich ramiona się zderzają. Udając zszokowans, odwróciła się i spojrzała na niego. Ten wydawał się dosyć zirytowany. I o to właśnie chodziło diablicy.
Mężczyzna zwiększył dzielącą ich odległość i spojrzał jen prosto w oczy. Te momentalnie stały się czerwona. A czerwień ta była tak hipnotyzująca, że mężczyzna nie był w stanie odwrócić wzroku. Wyraz jego twarzy momentalnie złagodniał, a Saren wiedziała, że musi działać względnie szybko.
— Kiedy pragniesz się tutaj pojawić po raz kolejny? — Spytała, wiedząc jak ważna jest prawidłowa konstrukcja zdania. Mogła poznać pragnienia innych. A przez lata nauczyła się korzystać z tego daru w bardziej nietypowy sposób.
— Pewnie za dwa dni. Koło dziewiętnastej.
Potomkini diabła uśmiechnęła się triumfalnie, gwałtownie się obracając. W ten sposób przerwały ich kontakt wzrokowy. Pewnym kroki ruszyła przed siebie, znikając gdzieś w tłumie. Udała się do wyjścia, starając się ignorować to ile osób po drodze na nią wpadło.
Kiedy odetchnęła świeżym powietrzem poczuła się tak jakby już wygrała. Wszystko, co mogła sobie zaplanować, działo się w odpowiedniej kolejności i w odpowiednim tempie. Dlatego była pewna, że szybko upora się z zadaniem i wróci do piekła, by zasiąść na należnym sobie miejscu. Na tronie, który niegdyś zajmował sam Lucyfer. W tym momencie już nic ani nikt nie mógł jen zatrzymać. A przynajmniej tak mogło jej się wydawać.
— Będę niczym wąż, który wpełzł do jego raju, by wodzić go na pokuszenie.
CZYTASZ
Sinners And Mortals
FantasíaZstąpiła na ziemię, by posiąść trzy dusze. Dwie już zniszczyła tylko jedna pozostała. Po koronę piekła już sięga. I nagle coś się zmienia, a korona sprzed oczu jej znika.