XLIV

11 2 0
                                    

Podniosła się z ziemi, zbierając swoje ubrania. W pośpiechu zarzucała je na swoje ciało, chcąc jak najszybciej opuścić ten dom. Nie chciała już z nim rozmawiać. Tej nocy powiedziała mu już wszystko, kiedy tańczyli i uprawiali seks. Zrobili to w sposób, którego nie znała. Bardzo powoli i zmysłowo. Jakby tej ostatniej nocy chcieli poznać się na wylot. Zapoznać się z każdym nawet najmniejszym detalem, który w tej jakże ulotnej chwili wydawał się niewiarygodnie istotny.

— Mam nadzieję, że mimo nieszczęścia, które na ciebie sprowadziłam, będziesz szczęśliwy. — Rzuciła, opuszczając pomieszczenie. Mimo wielkiego ryzyka wyszła z domu i skierowała się do starego kościoła.

Niemal biegła czując na sobie czyjeś spojrzenie. Wiedziała, że to aniołowie. Wszyscy byli ciekawy jej następnego kroku, który dziwił nawet ją.

Weszła do budynku i podeszła do kręgu. Anioł w nim uwięziony spojrzał na nią spokojnie. Nie wydawał się zdziwiony. Mimo że zniknęła na wiele dni, jej obecność nie była dla niego zaskoczeniem. Jakby się jej spodziewał.

— Nie sądziłam, że o to poproszę. — Przyznała, podchodząc do kręgu. — Będziesz wolny. Przysięgnij tylko, że zrobisz wszystko by do niego wrócić. Wstrząśniesz niebem, by móc nadal go chronić. To pierwsza i ostatnia rzecz, o którą poproszę.

— Kiedy diabeł nauczy się kochać nawet piekło, stanie się lepszym miejscem. — Anioł powtórzył słowa, które niegdyś już od niego usłyszała. — Przepowiednia się skończyła.

— Szkoda jedynie, że niesie ona za sobą konsekwencje, których być może żadne z nas nie będzie w stanie cofnąć. — Oświadczyła, gasząc pierwszą ze świeczek. — Za kilka godzin zgasną wszystkie. Mam nadzieję, że postarasz się dotrzymać obietnicy.

— Zrobię to tylko dlatego, że w ciężkich czasach prosisz o łaskę dla niego nie dla siebie. — Zapewnił, na co ta skinęła głową.

Ruszyła w głąb świątyni, przymykając powieki. Oczy otworzyła, dopiero kiedy znalazła się w piekle. Rozejrzała się po korytarzach owitych mrokiem. Powoli ruszyła przed siebie, kierując się schodami w dół. Prosto w stronę najmroczniejszych z wszystkich pomieszczeń. I mimo lęku który owładnął nawet ją nie zatrzymała się. Nie wycofała. Nie dała sobie nawet krótkiej chwili na wątpliwości.

Poczuła ciepło pochodzące z ognia, który oświetlał sale. Na samym jej środku znajdował się kamienny stół, na którym leżała księga. Czarna poplamiona krwią. Saren podeszła do niej z lekkim trudem ją otwierając. Księga była ciężka. Nosiła w sobie miliony podpisanych tekstów. Wszystkich tych ludzi, którzy od zalania, dziejów zaprzedali duszę diabłu.

— Serio to zrobisz? — Spytała Mictlan, stając przed wejściem. Nie była w stanie wejść do środka. Przez swój dar dostrzegania śmierci księga bestii odpychała ją w sposób, który nie do końca rozumiała. — Zniszczysz siebie i cały świat, by ratować jego.

— Jesteś zimna. Pozbawiona uczuć. Więc nawet nie łudzę się, że zrozumiesz, dlaczego to robię. — Zauważyła, nawet się do niej nie odwracając. Znała twarz siostry i to bardzo dobrze. A teraz czuła do niej wyjątkowe obrzydzenie. — Czego najlepszym dowodem jest to, co zrobiłaś.

— Zrobiłam to, co musiałambyś mogła o nim zapomnieć i wykonać swoje zadanie. Zrobiłam wszystko, byś mogła spełnić swoje marzenie i zostać królową piekła. Czyż nie tak postępuje kochająca siostra? — Dopytała, na co Saren jedynie parsknęłam śmiechem.

— Nie masz pojęcia, czym jest miłość. — Zauważyła, w końcu odnajdując odpowiednią stronę.

Wyrwała kartkę, w końcu obracając się w stronę siostry. Spojrzała na jej twarz, która wydawała się wyrażać jedynie przerażenie i zawód. Wbrew temu, co jej się wydawało nie odnalazła, w niej śladu złości.

— Przemysł to dwa razy Saren! Jeśli to zrobisz, ojciec zrzuci cię na dno hierarchii! Koronuje Danjala i to będzie początek naszego końca! On zacznie wojnę, która pochłonie nas wszystkich! Łącznie z tym facetem, o którego tak walczysz! Naprawdę nie rozumiesz, że to nic nie da! Nie dasz rady go ochronić! Jedynie możesz przynieść zgubę wszystkim światom! — Zauważyła, mówiąc wyjątkowo emocjonalnie. Jednak to nie było w stanie dotrzeć do Saren. Ona podjęła już decyzję.

— Masz rację. Nie uchronię go przed śmiercią, bo jest tylko śmiertelnikiem. Jednak jeśli tego nie zrobię, przedłużę jego życie na ziemi, które skończy się wiecznymi męczarniami w piekle. A na to go nie skażę. Wolę by żył krótko jednak ostatecznie trafił do raju, w którym spędzi wieczność. — Wyjaśniła bardzo spokojnie. — Spędziłam, tutaj wieki. I nikomu nie życzę tego samego. Bo to miejsce niesie za sobą cierpienia, na które on na pewno nie zasłużył. — Wyjaśniła, podchodząc nieco bliżej drzwi. — A ty tego nie rozumiesz. Nigdy nie rozumiałaś. Wiekami wtrącałaś się w moje życie, twierdząc, że wszystko to dla mojego dobra. Chociaż prawda była taka, że przez ciebie cierpiałam. I dzisiaj to dostrzegam.

— Saren powinnaś rozumieć jedno. — Oświadczyła, spoglądając prosto w jej oczy. Jakby chciała odczytać wszystkie jej intencje. — Wszystko, co robiłam robił dlatego, że wiedziałam, kim masz być. Musiałaś być silna i wiedzieć, że nie liczysz się Ty. Wychowano cię na królową, więc nie bądź egoistką.

— Przykre jest to, że mylisz egoizm z dbaniem o siebie. A najsmutniejsze jest to, że nazywasz mnie egoistką w momemcie, kiedy pierwszy raz nie myślę tylko o sobie. Przykro mi Mictlan jednak ja już podjęłam decyzję. I wybieram jego z jednego prostego powodu.

— Wytłumacz mi jakiego. Bo w tym momencie nie jestem w stanie cię pojąć. — Poprosiła, naprawdę chcąc ją rozumiem. Nielogiczne dla niej było postawienie jednego człowieka ponad wszystkie istnienia.

— Ja nie mogę być szczęśliwa. Byłabym cholerną królową czego przecież pragnęłam całe życie. Jednak przy nim zrozumiałam, że to nie da mi szczęścia, którego tak desperadzko pragnęłam. Nagle dotarło do mnie, że wszystko, co zrobiłam robiłamby poczuć cokolwiek, i poczułam właśnie przy nim. Wtedy też zrozumiałam, że nie chce być królową. Nie tylko przez niego. Nie chcę tego, bo to doszczętnie mnie zniszczy. — Wyjaśniła, robiąc jeszcze jednej krok do przodu. —Robię to, bo mam dosyć. Wolę zginąć jak nadal żyć z łaską ojca. Dłużej nie będę padać na kolana i błagać by dał mi koronę, której nawet nie chce.

— I to uświadomił ci ten jeden facet? — Dopytała, unosząc jedną brew.

— Uświadomił mi to pierwszy facet, który potraktował mnie z szacunkiem. I pokazał, że zasłużył na więcej, nawet nie musząc mi o tym mówić.

Zgniotła kartkę w dłoniach. Zaczęła wypowiadać słowa zaklęcia. Papier zapłonął, zmieniając się w popiół. Do jej uszu doszedł krzyk, a ona już wiedziała, że to koniec. Mimo to uparcie wpatrywał się w siostrę wiedząc, że jej ostatnia godzina wybiła właśnie teraz.

Sinners And Mortals Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz