26. Słowa a czyny

15 2 0
                                    

...

Wszystkie światła zostały zgaszone. Nic już nie dawało blasku. A jednak ktoś jeszcze nie miał zamiary położyć się spać.

- Skarbie... mam nadzieje że jeszcze nie śpisz. - powiedziała to zbyt pieszczotliwie. Ona nie była jej skarbem. Ale była noc. Noce były inne od dni.

- Jakże mogłabym spać w nocy! - dziewczyna usłyszała iście ironiczną odpowiedź.

Podeszła do jednego z okien. Było zasłoniete, a wyglądała jakby patrzyła przez nie na miliony gwiezdnych konstelacji. Wyglądało to nawet ładnie, jednak w powietrzu było czuć przyczynę rozmowy.

- A jednak chcesz o tym rozmawiać...

- Musimy.

Druga podeszła do pierwszej, stanęła tuż za nią, nie chcąc podsuwać się zbyt blisko.

- Dlaczego...

- Ona. One. Ona.

Wszystko było zbyt zagmatwane. Nawet jak dla niej. Nie wiedziała co się działo.

- To wszystko po to, by dotrzeć do celu. By zdobyć to, czego pragniemy.

- To wiem, ale co jeszcze. Pomyśl. Mogło być tak fajnie... może odpuść.

- Teraz już nie odpuszczę - powiedziała, podając dziewczynie kartkę. Ona zaczęła czytać.

Czytała, czytała, czytała, starała się zrozumieć. Słowa stawały się coraz bardziej skomplikowane, ale w jej głowie układały się w całość.
Zrozumiała.

- Nie - dotarło do niej wszystko, co miało zostać jej przekazane tamtej nocy. - Nie, nie, nie, nie, nie! Nie mów mi, że serio to zrobisz.

- Na pewno nie sama - uśmiechnęła się złowieszczo, pochylając głowę na bok. Jej wzrok mówił wszystko. Jej oczy były zwierciadłem jej umysłu. Ona umiała to zwierciadło odczytać.

- Nie! Tak nie można! - krzyknęła trochę za głośno, odsuwając się w tył. - Nie możesz tak tego wykorzystać!

- My możemy zrobić wszystko, kochanie... - zaczęła zbliżać się do dziewczyny, blokując jej drogę ucieczki. - Ale bez ciebie mi się nie uda...

To mówiąc stała już kilka centymetrów przed nią. Wyciągnęła delikatnie dłoń przed siebie, by dotknąć jej aksamitnych włosów. Jej oczy nagle zmieniły się całkowicie. Nie okazywały już żądzy, a jedynie niewinne pragnienie. Obydwie jej ręce pogładziły jej ramiona, by w tym czasie mogła zbliżyć się do niej jeszcze bardziej.

- Kochanie... - wyszeptała jej do ucha.

Jej oddech przyspieszył, bo oddech drugiej był bardzo spokojny. Kochała ten oddech. Też chciała, by jej był tak spokojny, ale wciąż myślała o słowach. Nie mogła przestać.

Jej plecy uderzyły lekko w ścianę, z przodu będąc do niej dociskanym przez drugie ciało. Dłonie tańczyły, ciała były ich parkietem. Przestała myśleć o słowach. Teraz zatapiała się w głębokim pocałunku, pełnym emocji i uczuć, które nigdy nie powinny były istnieć i które nigdy nie istniały. Pocałunku pełnym dziwnej empatii, innej niż ta której zwykle doznawała. Pocałunku pełnym namiętności, która podświadomie chowała się w niej codziennie, która chciała się wyrwać gdy tylko ją widziała.

     Chwile później obie zrzuciły z siebie wszystkie negatywne emocje razem z uciążliwymi tkaninami blokującymi ich ciała. Teraz całe ich nagie oblicza tańczyły, a całe pomieszczenie było ich parkietem.

...

- ale ten list...

...

Przygody wielu debiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz