Czym była w świecie sprawiedliwość? Jak ją ustalano? Jak ją respektowano? W końcu ta dla niektórych wydawała się niczym. Dla innych zaś była tylko zbiorem pewnych zasad, które można było naginać. Naginać tak, aby zbudować własną rzeczywistość. Ułudę, która mamiła innych.
Jednak nie było to jedyne pytanie, z którym mierzył się tak często. Nie był przecież żadnym filozofem, aby móc rozważać to aż tak często i gęsto. Jednak zawsze ciekawiło go, ile tak naprawdę czasu potrzeba, aby popełnić morderstwo? Aby odebrać komuś życie? Niewielu znało odpowiedź na takie pytanie. Ba, niewielu zresztą chciało wiedzieć. Śmierć zawsze była tematem tabu, tym bardziej ta, która nie była spowodowana przyczyną naturalną.
Kilka minut? Godzina? A może i całe życie?
Kto był w stanie na to odpowiedź, skoro tego jedynego prawdziwego i logicznego rozwiązania nigdy nie było.
Bo czas był tą zmienną, która zawsze się różniła.
Jego zadaniem było to odkryć. Poznać ciąg wydarzeń, motyw, sprawcę. Doprowadzić do tego, aby sprawiedliwości – być może i właśnie tej stworzonej z zasad i procedur, a nie tej, którą wielu podpowiadało serce – stało się zadość. Poznać ślady, które, choć często nieliczne, musiały pomóc mu w zrozumieniu sprawy.
W końcu był w tym sam. To on miał doprowadzić to wszystko do końca. Udowodnić czyja i dlaczego była to wina. Rozłupać wszystko, oddzielając prawdę od plotek, kłamstw i domysłów kolejnych osób.
Ale ta finalna ocena należała do dwóch osób. Jego, który wskazywał oskarżonego i sędziego, którego wyrok nieraz był ostateczny.
Jechał ulicami miasta. Prowadził auto, być może tylko trochę przekraczając prędkość. Ale chciał być jak najszybciej na miejscu zbrodni, do którego go wezwano. Do takich spraw zawsze spieszył się najbardziej. W końcu znalezienie ciała w Tamizie nie było czymś, o czym słuchano czy czytano przy śniadaniu każdego dnia. Był to niecodzienny incydent, a on jako prokurator generalny miasta Londyn miał okazję, bo ciężko było nazwać to przyjemnością, zająć się badaniem tej sprawy.
Kiedy dojechał na miejsce zdążył jeszcze zrzucić z siebie płaszcz, który miał na sobie. Był zbyt drogi, aby miał pobrudzić się od wody czy mułu. W końcu nie będzie niszczył ubrań znanych projektantów, nie był na tyle szalony. Wziął jedynie swój plecak i wyszedł z samochodu.
Zanim przeszedł przez rażącą w oczy taśmę, przywitał się z policjantem, który pilnował, aby wokół nie było za dużo gapiów. I zaraz po tym skierował się w stronę, gdzie widział już lekarza, który miał oficjalnie stwierdzić zgon. Wymienił po drodze uprzejmości z kilkoma osobami, dowiadując się, że sprzątacz ulic znalazł ciało pół godziny wcześniej, od razu dzwoniąc na policję.
Podszedł bliżej, podczas gdy mężczyzna kucał nad wodą, jakby próbując coś dojrzeć. Wiedział, że lekarz jeszcze nie zaczął swojej pracy. Na jego dłoni nie było rękawiczek, więc domyślał się, że ten zaraz zacznie wysnuwać wnioski na podstawie tego, co udało mu się dojrzeć wzrokiem.
— Doktorze Horan — przywitał się brunet, zakładając ręce na piersi.
Wspominany zaraz wstał i podał rękę prokuratorowi. Mężczyzna ścisnął ją mocno, aż Harry pomyślał sobie przez chwilę, że do końca dnia będzie miał problem ze zginaniem palców.
— Witam. Zabieramy się do pracy?
— Po to tutaj jesteśmy, prawda? — zapytał brunet, wpatrując się w nurków, którzy stali w rzecze, czekając jedynie na odpowiednie polecenia. — Wyciągnijcie ciało.
I te zaraz znalazło się na asfalcie, bliżej nich. Zmarszczył brwi. Oglądanie zwłok nigdy nie było dla niego przyjemne, niezależnie od tego, który raz przechodził przez to samo.
Mężczyzna, z którym pracował, zdążył w tym czasie ubrać rękawiczki, gotowy do oględzin. Widać było, że na nim taki widok zrobił o wiele mniejsze wrażenie niż na brunecie. Harry zaraz rozejrzał się po reszcie, ale wielu policjantów odwróciło mimochodem wzrok.
Nie dziwił im się.
Ale to nie był czas na zastanawianie się czy współczucie. Styles miał pracę do wykonania. Spojrzał na Horana. który dotykał ręki ofiary. Młodego chłopaka, który prawdopodobnie nie miał nawet osiemnastu lat. A może miał? Tego miał się dowiedzieć.
— Co udało ci się już zauważyć? — zapytał, kucając tuż obok lekarza.
— Mogę ci określić jedynie czas zgonu i potencjalne narzędzie. Chociaż w tych czasach mam wrażenie, że ktoś byłby w stanie zabić rolką papieru toaletowego.
— Do rzeczy, Niall — upomniał go Styles. Wiedział, że ten mógł zaraz opowiadać o wszystkich teoriach spiskowych.
— Tak, tak, w każdym razie... Oceniam, że chłopak musiał dryfować przynajmniej od wczoraj, może dwa dni. Badania na pewno wskażą dokładniejsze dane. Zmarł od kilku ran, zadanych być może nożem w okolicy brzucha i klatki piersiowej. Sam możesz stwierdzić, że nie była to śmierć spowodowana samoobroną drugiej strony czy przypadek.
— A fakt, że znalazł się w Tamizie?
— Chłopak znalazł się w wodzie już po śmierci. Nie znaleziono przy nim plecaka ani żadnej innej torby, a przynajmniej nie w pobliżu. Możemy przeczesać rzekę, ale nie sądzę, że powie nam to coś więcej. Czekaliśmy na ciebie z oględzinami miejsca. Ale jeśli nie tutaj, być może też zabrał go morderca. Mógł też zostać na miejscu zbrodni, którego nie znamy.
— Nie ma czasu do stracenia — powiedział Harry. Wiedział, że kolejne dni a nawet tygodnie będą ciężkie.
Prawdą było to, że sam nie spodziewał się takiego widoku. Widział już wiele, ale za każdym razem fakt, że tak młoda osoba ginęła... To wzbudzało w nim pewnego rodzaju odrazę, ale również powodowało, że miał dodatkową motywację. Odkrycie prawdy zawsze było nadrzędnym celem.
Widział te sine usta, które wydawały mu się krzyczeć o pomoc. Przymknął na krótką chwilę oczy, ale nie dał ponieść się emocjom. Utrzymał chłodny wyraz twarzy. Był przecież profesjonalistą.
Spojrzał jeszcze raz na ciało ofiary, zanim sam nie ubrał rękawiczek.
Miał pracę do wykonania i skoro na jego barkach spoczywało właśnie to śledztwo, to zamierzał doprowadzić je do samego końca.
CZYTASZ
✓ | Taste of Evil
Hayran KurguŻyciowa mądrość mówi, aby nie pracować w tym samym miejscu. I chyba było w tym coś prawdziwego, ponieważ Louis i Harry zajmowali się prawiem, lecz na sali sądowej mogli co najwyżej stanąć po dwóch przeciwnych stronach. Ten pierwszy nazywany był adw...