Inny świat. Wszystko było jakby rozmazane, choć nie powinno być, kiedy miał przecież niemal całkowicie zamknięte oczy.
Miał wrażenie, jakby dryfował. Płynął po dziwnych odmętach swojej świadomości, czując się tak, jakby przesadził z białym proszkiem. Ale przecież miał już tego nie robić. Obiecał, że nie dotknie tego ani razu więcej w swoim życiu. Czuł tępy ból, ale z drugiej strony wydawało mu się, jakby wcale niczego nie czuł.
Zdawało mu się, że leżał, choć przecież miał wrażenie takiej lekkości. Chciał otworzyć oczy, ale było to dla niego ciężkie. Zbyt ciężkie. Poruszenie się, choćby te najmniejsze również wydawało się dla niego być czymś poza granicami jego możliwości.
Było dziwnie. Jakby nie był sobą, nadal sobą pozostając. Czy to było prawdziwe?
Ale wtedy coś usłyszał. Jakieś dźwięki. Może wystrzały? Nie wiedział. Krzyki zdawały się być dla niego odległe, jakby dochodziły z wielu, wielu kilometrów. Albo jakby był pod wodą? Kto to miał wiedzieć. On na pewno nie.
— Lou, Lou, do cholery...
Chciał unieść powieki, kiedy słyszał ten jeden głos, który tak dobrze znał. Jakby ktoś rzucił mu kotwicę, której mógłby się złapać, aby nie tonąć dalej. Jednak to wcale nie wydawało się dla niego takie łatwe. Próbował, ale cały czas jakby opadał za każdym razem, kiedy był już tak blisko.
— Wezwijcie pomoc! Szybko!
Pomoc? Jaką pomoc? Czemu mieliby potrzebować kogoś jeszcze, gdy razem tak dryfowali w tej nieskończonej przestrzeni?
Nagle jednak padł huk. Podobny do tych poprzednich. Strzał, który wydawał się odnaleźć swój cel. Jednak na szczęście nie miało być to jego ciało.
— Loueh, otwórz oczy, proszę cię. — W głosie było słychać rozpacz. Prawdziwą, chwytającą każdego człowieka, nawet i tego najzimniejszego, za serce.
I on naprawdę chciał spełnić tą jedną prośbę, ale nie wydawało mu się, aby było to możliwe. Czuł jednak za to chłodne ręce na swojej twarzy, które zaraz przesunęły się na włosy, jakby próbowały odnaleźć choć trochę pocieszenia.
Chciał poczuć jeszcze kilka razy te delikatne pociągnięcia, które wydawały mu się tak znajome.
Wtedy znów zaczął się hałas. Jakby ciężkie buty miały spowodować zaraz trzęsienie ziemi. Nie chciał tego czuć. Ale tak samo mocno pragnął wydostać się spod tej wody, w której zdawało mu się, że jest.
— Uratujcie go!
Przeraźliwy krzyk zdawał się dzwonić mu w uszach. I chociaż chciał, aby się to wszystko skończyło, to echo głosu nadal wydawało się wiercić w nim dziurę.
Nie zauważył nawet, że opadał coraz bardziej i bardziej.
Aż wtedy wszystko zniknęło.
———
Pikanie.
Miarowy dźwięk, który powodował, że głowa bolała go mocniej niż mu się wydawało.
Czuł dziwny zapach. Zapach, który kojarzył mu się z małą ilością miejsc.
Gabinetem lekarskim, dentystą albo szpitalem.
Co on miałby robić w szpitalu? Ostatnie co pamiętał, to kolacja u Martinów.
I wtedy wszystko zdawało się w niego uderzyć jak rozpędzona ciężarówka. Otworzył oczy, widząc przed sobą biel.
Czyli jednak szpital.
CZYTASZ
✓ | Taste of Evil
FanfictionŻyciowa mądrość mówi, aby nie pracować w tym samym miejscu. I chyba było w tym coś prawdziwego, ponieważ Louis i Harry zajmowali się prawiem, lecz na sali sądowej mogli co najwyżej stanąć po dwóch przeciwnych stronach. Ten pierwszy nazywany był adw...