19

225 19 2
                                    

Sąd był dla nich już niemal jak drugi dom. Tym bardziej teraz, kiedy kolejne przesłuchania znów miały miejsce. Louis wydawał się nie widzieć sensu w połowie osób, którą przepytywali w tym miejscu, ale nie mógł tego w żaden sposób zmienić. Dlatego siedział cierpliwie na swoim miejscu spoglądając raz za razem to na swojego męża, to na Amandę. I tak jakoś mijały mu te godziny.

Obracał długopis w dłoni, przyglądając się młodemu mężczyźnie, który siedział i odpowiadał na pytania Harry'ego. Barman wydawał się być niezbyt rozgarnięty i odpowiadał na pytania tak, jakby wcale nigdy nie pracował w tym lokalu.

— Czy wie pan coś na temat butelki szampana, którą pański szef miał przygotowaną dla żony? — zapytał Styles. Louis łypał w jego stronę za każdym razem, kiedy ten zadawał pytania. Domyślał się, do czego dążył jego mąż. Skoro nie było narzędzia zbrodni, to za wszelką cenę starał się je odnaleźć.

Tomlinson oczywiście sam był ciekawy, czym dokonano zbrodni. Rozbita butelka wydawała się być całkiem niezłym pomysłem, ale nie wiedział, na ile miało to sprawdzić się w rzeczywistości. Musiał jednak przyznać, że szła po alkoholu nie dało się nigdzie znaleźć, chociaż od momentu morderstwa aż do pojawienia się w lokalu przez bruneta minęło przecież kilka dni.

— Słyszałem, że miał tam jakąś drogą butelkę, ale skoro i tak nie było dla nas, to co miałem się tym interesować. Zresztą powiedział, że to on się tym wszystkim zajmie, więc tym bardziej skupiłem się na pracy. Powiedział jedynie, że mam pilnować reszty, żeby nie uznali tego za zagubiony prezent urodzinowy dla jego żony.

— Ale butelka została stłuczona jeszcze zanim została dostarczona do oskarżonej.

— Tak, nie wiem, kto dokładnie to zrobił, ale wydaje mi się, że chyba Brandon był wtedy na zapleczu. Wtedy myślałem, że po prostu rozbił ją przypadkiem i będzie udawał, że nic się nie stało, ale jak dowiedziałem się o jego romansie z szefem to to zaczęło mieć sens.

— W jakim znaczeniu zaczęło mieć sens? — dopytał Harry, choć sam doskonale domyślał się odpowiedzi.

— Skoro mieli romans, a to było dla żony... — zaczął barman, odpowiadając spokojnie. — Pewnie specjalnie ją rozbił, tylko po to, żeby zdenerwować szefa i znowu postawić na swoim. Czasami się dziwiłem, czemu jest lepiej traktowany od nas, kiedy był zwykłym szczeniakiem, który sobie dorabiał. Nie miał żadnego doświadczenia ani kursów, więc większość z nas była zdziwiona, że szef go zatrudnił.

— Czy ktoś był zazdrosny o jego pracę?

— Bez przesady. Szef płacił nieźle, ale nikt z nas nie chce robić w gastronomii do końca życia. Większość studiuje, więc to była dla nas okazja jedynie, żeby sobie zarobić trochę kasy.

— A jak układały się relacje pana, ale także i reszty pracowników, z Brandonem?

— Zależy od dnia. Czasami był okej i dało się z nim pogadać. Ale czasami rządził się jak mało kto, ale większość miała go za nieszkodliwego dzieciaka, który poczuł pierwsze zarobione pieniądze.

— Czyli nie widział pan, jak ofiara i jego kochanek spotykali się w lokalu? — zapytał Harry. Skoro kelnerka Alison widziała, to wiedział, że istniało duże prawdopodobieństwo, że nie tylko ona zauważyła ich spotkania.

— Zajmowałem się barem, nie miałem czasu na oglądanie wszystkich dookoła. Czasami szef brał go na bok, ale myślałem, że chciał dać mu reprymendę albo coś. Nie lubię wściubiać nosa w nie swoje sprawy.

— A czy widział pan coś szczególnego w dniu zabójstwa?

— Niespecjalnie. Jedynie to, że Brandon kłócił się z szefem na zapleczu, ale to nie był pierwszy raz. A tak, to było za dużo gości, abym mógł cokolwiek ze szczegółami zapamiętać.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz