Louis jeszcze nigdy nie odetchnął z ulgą jak wtedy, kiedy Harry został wypisany ze szpitala. Oczywiście Harry nie leżał tam miesiącami a raptem kilka dni, ale to wystarczyło, aby szatyn nie potrafił funkcjonować normalnie. Harry powtarzał mu raz za razem, że czuje się dobrze, nawet jeśli jego poturbowany, ale szatyn wcale nie chciał w to wierzyć. Mógł to zrobić dopiero wtedy, kiedy jego mąż miał znaleźć się w domu i koniec kropka.
I kiedy przyjechał w ten jeden czwartek do szpitala, już od rana czuł, że to będzie dobry dzień. Nie przeszkadzało mu nawet to, że Styles wymusił na nim wizytę w ich ulubionej knajpce, gdzie czasami kupował dla siebie śniadania. Mężczyzna był w stanie nieść go na barana, jeśli ten tylko by sobie tego życzył.
— Nie jestem niezdolny do ruchu, Louis! Nie musisz traktować mnie jak dwulatka — powiedział kolejny raz tego dnia Styles, kiedy po jedzeniu wracali do domu. — Tyłek też będziesz mi podcierał?
— Oczywiście, że nie. Do tego bym wynajął wyspecjalizowaną w swoim fachu pielęgniarkę.
— Z kim ja się związałem — jęknął brunet. Jego mąż czasami potrafił zniszczyć go jednym zdaniem.
— Harry, nie patrz się tak na mnie — poprosił starszy. — Mówię poważnie. A co jeślibym cię zatarł albo zrobił coś złego? Ja nie potrafię się zaopiekować kaktusem, a miałbym człowiekiem.
— Sam mówiłeś kiedyś o dziecku, byłbym dobrym treningiem — rzucił z przekąsem młodszy. Jego humor również był całkiem niezły. W końcu mógł wyjść z tego więzienia nazywanego szpitalem.
— Dlatego najpierw mieliśmy mieć psa, kochanie.
Harry pokiwał jedynie głową, wiedząc, że i tak nie będzie w stanie przegadać swojego męża.
— Jakie mamy plany na dzisiaj? — zapytał zamiast tego, wiedząc, że zmiana tematu będzie najlepszą opcją.
— Ty będziesz leżał i odpoczywał, a ja mam trochę roboty. Później możemy iść coś zjeść.
— Miałeś zrobić dla mnie kolację — upomniał się Harry. Było dla niego jasnym to, co pewnie przygotowałby jego mąż, ale i tak cieszyłby się z tego, jakby jadł to danie pierwszy raz.
— Naprawdę?
— Mhm, inaczej sam coś ugotuję, a ty będziesz się wściekał.
— Kochanie, masz złamaną rękę. Co ty możesz ugotować? Zupkę z proszku?
— Żebyś się nie zdziwił — odpowiedział z pewnością w głosie. — A tak naprawdę, to poprosiłbym Payne'ów o pomoc. Liam na pewno by się zgodził i Zayn również nie miałby problemu z tym, żeby coś przygotować.
— Mhm, przypominając sobie to, że Payne niespecjalnie pałą do nie sympatią — mruknął Louis. Kiedyś nawet zdarzyło im się rozmawiać, ale od momentu ich rozstania, pomocnik jego męża wpatrywał się w niego jak w zło konieczne.
— Na pewno na nowo przekonacie się do siebie. Zrobiłeś się ostatnio niesamowicie marudny i mi się to nie podoba.
— Mam dużo nerwów, to wszystko — odpowiedział szatyn, w końcu skręcając w ich ulicę.
Bo chociaż Harry chciał pokazać, jaki był silny i dawał sobie radę, to jednak pobyt w szpitalu wcale nie był dla niego wypoczynkiem i marzył o własnym łóżku i herbacie w ulubionym kubku. Skoro teraz nie miał nawet pracy, to równie dobrze mógł sobie coś poczytać albo nadrobić ulubione seriale, na które wcześniej nie miał czasu.
Louis przystał bez ani słowa sprzeciwu na taki pomysł. Nawet sam przygotował wszystko dla bruneta, aby tylko ten nie musiał się za dużo ruszać.
CZYTASZ
✓ | Taste of Evil
FanfictionŻyciowa mądrość mówi, aby nie pracować w tym samym miejscu. I chyba było w tym coś prawdziwego, ponieważ Louis i Harry zajmowali się prawiem, lecz na sali sądowej mogli co najwyżej stanąć po dwóch przeciwnych stronach. Ten pierwszy nazywany był adw...