Nie wiedział, jak miał się zachować na spotkaniu z Georgem. Bał się tego, że coś może pójść nie tak. Doskonale wiedział, że George domyśli się celu jego przyjazdu do niego, w końcu po co miałby przyjeżdżać po coś innego niż tylko po to, aby zapytać o winnego wypadku jego męża?
Ale Louis był wściekły i chciał za wszelką cenę wiedzieć. Nie sądził jednak, aby Martin miał przyznać mu się twarzą w twarz do tego, co zrobił. Louis nawet na to nie liczył. Wiedział, że sam musi mu zagrozić, aby George spuścił swoją gardę i przyznał się do winy.
W końcu nie było nikogo innego, kto chciałby zrobić Harry'emu krzywdę. Kiedy jechał niespokojnie na drugi koniec miasta, zastanawiał się, jak miałaby się ich relacja, gdyby nie on nie zgodził się te kilka lat temu na reprezentowanie Martinów. Na początku to była całkiem prosta praca, tutaj ukryć mały zarobek, tam wybronić jakąś gafę. Nic wielkiego, ale pieniądze były doskonałą zachętą, aby Tomlinson nie chciał szukać czegoś nowego.
Chciał pieniędzy, ponieważ razem z Harrym wymarzyli sobie w przyszłości dom i Louis chciał jak najszybciej urzeczywistnić ich marzenia. A zamiast tego doszło do całej serii nieprzyjemnych zdarzeń, o które będzie obwiniał się do końca życia.
Teraz przynajmniej nie martwił się aż tak mocno o Harry'ego, jednak wcale nie wiedział, czy to dobrze. Chociaż był w szpitalu, gdzie w teorii nie miało mu zadziać się nic złego, to Robert przecież zmarł właśnie tam w najdziwniejszych okolicznościach. Oczywiście Louis miał swoją teorię, jednak nijak nie mógł jej potwierdzić. Dlatego siedział cicho, próbując czasami w nocy to wszystko samemu rozgryźć.
Jednak brakowało mu tak wiele, aby móc jednoznacznie stwierdzić co się stało. Musiał więc czekać na cud, który pozwoli im dojrzeć więcej w tym całym galimatiasie zdarzeń. Ale on już na niego nie liczył.
Nie wiedział jedynie, jaki będzie wyrok Cowella. Harry nie miał mocnych dowodów, choć alibi Amandy również nie było najlepsze. Obie strony błądziły po omacku i on niestety doskonale o tym wiedział. Ludzie mogli mówić co chcieli, ale Brandon i Amanda nawet na chwilę nie byli widoczni obok siebie. I nawet jeżeli kobieta faktycznie go zabiła w tej luce kilkunastu minut, to nie było na to dowodów.
Kiedy Louis skręcał, pomyślał sobie, że sprawiedliwość na tym świecie była największym gównem, z jakim przyszło mu się spotkać. Ale nie miał za bardzo wyboru, musząc żyć w tym i starać się jak najlepiej funkcjonować.
Jedyne, czego teraz chciał to zakończenia tej sprawy. Pragnął spakować swoje rzeczy, rzeczy Harry'ego i po prostu zniknąć z Anglii, odwiedzając jedynie wcześniej swoją matkę. Wiedział, że dla nich obu ten kraj miał być tylko bolesnym wspomnieniem. Tym bardziej dla bruneta, który i tak cierpiał już dostatecznie długo, odrzucony przez własną rodzinę. Nie podobał im się związek ich syna z Louisem, który choć nie pochodził z biednej rodziny, to nie miał za wielu znajomości i nie wróżyli mu kariery. Cóż, Tomlinson postanowił zaskoczyć ich wszystkich, mając przy sobie dodatkowo miłość swojego życia.
I kiedy zaczął widzieć na horyzoncie sporą posiadłość, przełknął mocniej ślinę. Może jednak powinien poczekać?
———
Nie zawrócił. Nie mógł po tym wszystkim. Choć miał chwilę zwątpienia, to wiedział, że dla Harry'ego byłby w stanie stanąć w szranki z samym diabłem. Bo choć Martin był bogaty i niebezpieczny to Louis doskonale wiedział, że byli jeszcze gorsi od niego.
Kiedy szedł w stronę gabinetu mężczyzny, poczuł, jak zaczynają pocić się mu dłonie. Musiał jednak być silnym i nie dać się opanować przez nerwy i stres. Przybrał swoją najbardziej arogancką i spokojną maskę, na jaką tylko mógł się zdobyć.

CZYTASZ
✓ | Taste of Evil
FanfictionŻyciowa mądrość mówi, aby nie pracować w tym samym miejscu. I chyba było w tym coś prawdziwego, ponieważ Louis i Harry zajmowali się prawiem, lecz na sali sądowej mogli co najwyżej stanąć po dwóch przeciwnych stronach. Ten pierwszy nazywany był adw...