27

198 15 3
                                    

— Na pewno musisz tam iść? Nie wolisz zostać ze mną w domu?

Westchnął ciężko, jakby myślenie na ten temat sprawiało mu problem i spojrzał się na bruneta, który stał przy wejściu do sypialni, obserwując go czujnym wzrokiem.

Ta wymiana spojrzeń trwała jednak tylko krótką chwilę. On sam stał przez lustrem i poprawiał swoje najlepsze ubrania.

— Muszę — odpowiedział niekoniecznie zadowolony Louis. — Wiesz, że mam taki sam wybór jak zawsze, czyli żaden. I doskonale wiesz, że wolałbym zostać z tobą w domu, dlatego nie bierz mnie na ten swój urok, bo nawet nie mogę ci ulec.

— Nie podoba mi się to — powiedział kolejny raz tego dnia Styles. — Zresztą, mówiłem ci to już wczoraj, kiedy tylko dostałeś telefon!

— A myślisz, że mi się podoba? — zapytał szatyn, odwracając wzrok, aby znów móc spojrzeć na Harry'ego. — Nie wiem, po jaką cholerę mnie zaprosił. Wszyscy wiemy, że nawaliłem. Ale wiem, że na pewno coś knują. Oni zawsze knują.

— Nie będzie nikogo, kto miałby na ciebie oko — mruknął dziwnym tonem Harry, miętosząc w palcach sznurek od bluzy, którą miał na sobie.

— Bo jesteś zazdrosny czy naprawdę się martwisz? — odpowiedział nieco ironicznie Louis, próbując choć trochę rozładować to, co w nim siedziało.

Styles spojrzał na niego gniewnie, po czym odwrócił się i zostawił mężczyznę samego. Louis znów wypuścił mocniej powietrze. Wiedział, że nie powinien być taki wobec bruneta, ale sam się denerwował. A mąż wcale mu nie pomagał. Liczył, że nie wydarzy się nic złego, chociaż to były tylko głupie marzenia, które zapewne miały się nie spełnić.

Chwycił za marynarkę i również sam wyszedł z sypialni, znajdując obrażonego Harry'ego, który siedział na kanapie, chowając się za tabletem i mając słuchawki w uszach. Louis usiadł obok niego i wyjął jedną słuchawkę z uszu męża.

— Masz jeszcze coś chamskiego do powiedzenia?

— Pytałem poważnie! — Próbował obronić się Louis, ale wyglądało na to, że to wcale nie była najlepsza strategia, jaką mógł objąć.

— To lepiej siedź cicho — fuknął Harry. Oczywiście, że był zły. Nie znalazł się na liście gości tego wieczoru. Ale jakby miał, kiedy to on niemal wsadził córkę Georga do więzienia na kilka ładnych lat? — I nie wierć się tak na kanapie, bo całe ubrania sobie pognieciesz.

— Nie denerwuj się już tak. Wiesz, że nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.

— Jak nie będę się denerwował, to zostaniesz w domu? — zapytał młodszy, mrugając kilkukrotnie, jakby chciał dla większego efektu wywołać jeszcze łzy.

— Wiesz, że muszę tam być. Harry...

— Mam złe przeczucia! — powiedział w nerwach mężczyzna, ale jego twarz zaraz znalazła się w dłoniach szatyna.

— Kochanie, pokręcę się tam, zjem i wrócę, w porządku? — zapytał Louis, gładząc miękkie policzki, jakby próbował zapamiętać ich fakturę. I może tak właściwie to robił, bo kompletnie nie wiedział, co go czeka. — Mogę nawet do ciebie pisać co godzinę, jeśli o tylko cię uspokoi.

— A może co pół? — zaproponował prokurator, próbując ugrać jak najwięcej.

— Twardy z ciebie negocjator, ale w porządku. Jeżeli to sprawi, że będziesz mniej zdenerwowany, to mogę się poświęcić.

Harry nadal wyglądał na zaniepokojonego, ale kiedy Louis przybliżył swoją twarz i cmoknął kilka razy bruneta, ten wydawał się być już nieco mniej markotny.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz