06

284 21 0
                                    

Samochód zatrzymał się pod jednym z najbardziej okazałych budynków mieszkalnych, które można było znaleźć tuż pod miastem. Silniki Maserati zostały zgaszone. Spojrzał jeszcze na swoje odbicie w lusterku, po czym wysiadł z samochodu, zabierając swoją teczkę. Wszystko układało się idealnie. Jeszcze sprawa czy dwie, rozwód i wyjedzie z tego miejsca. Może zatrzyma się w Paryżu, a może gdzieś indziej. Nie miał już niczego, co miałoby trzymać go w Londynie, a bogaci i potrzebujący pomocy znajdą się w każdym państwie.

Na jego oczach zaraz znalazły się okulary przeciwsłoneczne, choć na dworze nie było ani grama promienia tej gwiazdy. Jednak brak snu, bo łóżko nie było wygodne, a w pokoju było za zimno zdecydowanie psuło jego zwykle idealny wygląd. Wszystko było schowane przez szare, ciężkie chmury, które nie zwiastowały nic innego jak tylko deszcz. Miał już dość tej pogody. Chciał wychodzić z domu, gdzie słońce świeciłoby w pełni. Aby oświetlało go, jak gdyby był młodym bogiem.

Ruszył w stronę budynku, przechodząc przez zadbany zielony teren, który otaczał posiadłość niemalże z każdej strony. Kiwnął głową w stronę jednego z mężczyzn, rzucając w jego stronę kluczki od samochodu. Po tym ruszył po stopniach wykonanych z marmuru. Jego płaszcz delikatnie za nim powiewał, ale osiadł na swoim miejscu, kiedy tylko wszedł do środka.

Na jego nieszczęście szybko znów znalazł się na zewnątrz, kiedy znalazł w na tyłach budynku, już w nieco bardziej prywatnym ogrodzie. Poprawił jeszcze swój strój i ruszył w stronę niewielkiego przyjęcie, na które on również został zaproszony.

Przywitał się z kilkoma osobami, wymieniając uprzejmości i pozwalając sobie na króciutkie rozmowy. Na samym końcu zaś czekała na niego dwójka osób, co nieco zdziwiło Louisa. Gdzie był Robert? Był jego głównym klientem, dlatego jego nieobecność sprawiła, że delikatnie zmarszczył brwi, choć na jego twarzy nadal grał ten sam pyszny uśmieszek, który pojawił się na jego twarzy od momentu wejścia do ogrodu.

Podszedł jednak do kobiety i sporo starszego od niej mężczyzny. Ci byli pogrążeni w swojej rozmowie, ale kiedy delikatnie odchrząknął, zwrócili na niego uwagę. Było widać uderzające podobieństwo między nimi. Te same miękkie rysy twarzy i ciemne oczy, które wydawały się być jak dwie puste plamy. Rodzina Martin od zawsze z jakiegoś powodu przyprawiała go o dziwne dreszcze, jednak zarazem byli tymi, którzy powodowali, że jego konto co miesiąc było zasilane przez naprawdę całkiem niezłą sumkę.

— Louis, nareszcie jesteś — przywitał go mężczyzna, który stał dumnie, trzymając w dłonie kieliszek najlepszego szampana.

— George — odpowiedział Tomlinson, kiwając lekko głową, zaraz zwracając ją w stronę kobiety. — Amando.

Ta skinęła lekko, upijając zaraz łyk swojego alkoholu.

— A gdzie podział się Robert? — zapytał zaciekawiony Louis. — Mieliśmy się spotkać.

— Robert jest w szpitalu — odpowiedziała spokojnie Amanda, która wcale nie wyglądała na aż tak mocno przejętą tym, w jakim miejscu znalazł się jej mąż.

— Co się stało? Miał wypadek?

— Nie, został znaleziony dźgnięty brzuch w tym swoim barze. Mówiłam mu, że powinien przestać udawać wielkiego managera i zająć się czymś porządnym.

— A jednak nie przeszkodziło ci to w zrobieniu tam swoich ostatnich urodzin — odpowiedział nieco złośliwie jej ojciec, jednak na jego twarzy nadal gościł ten sam uśmiech. Louis wiedział, że dla ich dwójki było to całkowicie normalne.

— Jak to dźgnięty w brzuch?

— Słyszałeś o tym chłopaku z Tamizy? Pracował u niego. Znalazł go ten cholerny Styles.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz