16

235 18 1
                                    

Przesłuchania przez sąd nadal trwały. A oni wydawali się być coraz bardziej zirytowani i zmęczeni tym wszystkim. Wydawało się, że jedynie Cowell się nad nimi zlitował, ogłaszając koniec i podając datę następnej rozprawy. Mieli tydzień przerwy, co wcale już nie wydawało się dla nich tak odległe.

Wydawało się, że kolejne zeznania nie przynosiły niczego więcej. Ani Tomlinson nie mógł znaleźć nic, co mogło pomóc mu w uwolnieniu Amandy, ale to nie znaczyło, że i Harry mógł jeszcze mocniej udowodnić jej winę. Nie usłyszeli niczego nowego, więc co to wszystko miało zmienić? Obaj zdecydowanie mieli nadzieję, że skończą to wszystko jak najszybciej.

Louis tylko przez chwilę wyglądał lepiej. Harry przyglądał mu się przez cały czas i mężczyzna może w mniej niż godzinę wrócił do swojej apatycznej wersji, która choć zadawała pytania, to wydawała się robić to bez większego przekonania.

Nie wiedział, co się działo z mężczyzną, ale kiedy tylko opuścili salę, zaraz zaczął rozglądać się za swoim mężem. Musiał dowiedzieć się, dlaczego ten był taki... Inny. Był jego Louisem, do cholery, więc oczywistym było, że martwił się, nawet pomimo tej ciszy, która pojawiła się między nimi od czasu jego grzebania po pudłach w mieszkaniu szatyna.

Kompletnie zapomniał już o rozprawie, skupiając się na swoim mężu. Amanda została wyprowadzona przez strażników, więc nie martwił się jej osobą. Chciał wiedzieć, co było nie tak z Louisem. Zapytał dwie czy trzy osoby i w końcu dowiedział się, że Tomlinson wchodził do łazienki.

Nie czekając ani chwili, ruszył za wskazówkami, aby go odnaleźć. Był zmartwiony, więc chciał sobie wszystko z nim wyjaśnić.

Wparował do pomieszczenia i zobaczył szatyna, który stał przy umywalce. Zaciskał palce na metalowej powierzchni, oddychając ciężko. Harry pozwolił sobie podejść bliżej, kładąc delikatnie dłoń między jego łopatkami, pocierając je lekko, nie przejmując się zagnieceniami na materiale.

— Lou? — rzucił delikatnie Styles.

— Jedź do domu, Harry. Nie masz co więcej tutaj siedzieć, a przynajmniej nie dzisiaj — powiedział Tomlinson, unosząc wzrok i wpatrując się w bruneta.

— Co jest, Lou? — zapytał zmartwionym tonem brunet, wiedząc, że póki się nie dowie, to nie odpuści ani na chwilę.

Nie ukrywał, że chciał wiedzieć. Skoro... Skoro nadal byli w jakiś sposób ze sobą blisko. Chociaż wiedział, że nawet jeśliby nie byli, to martwiłby się równie mocno. Jak mógłby nie. To była najważniejsza osoba w jego życiu, niezależnie od tego, co razem przeszli.

— Nieważne, Harry. Gorzej się czuję, to wszystko — odpowiedział Louis, opłukując twarz chłodną wodą, jakby to miało mu pomóc. — Jestem przemęczony, czuję jak padam na pysk. Wyciągnięcie Amandy to mój priorytet na teraz i mocno jest mi to przypominane.

— Nie okłamuj mnie, proszę cię — powiedział Styles, kucając lekko, aby złapać znaną twarz w swoje dłonie i pogładzić policzki, które tak uwielbiał. Ba, uwielbiał wszystko, co wchodziło w skład istoty Louisa, niezależnie od wszystkiego. Mogli próbować się nienawidzić, ale i tak jego serce miało w sobie sporo miejsca właśnie dla tego jednego mężczyzny. — Chcę wiedzieć. Martwię się o ciebie.

— Nie tutaj, to nie będzie miejsce na takie rozmowy — mruknął w końcu Tomlinson, poddając się. Harry widział, jak mężczyzna zaciskał mocniej szczękę i wiedział, że to musiała być poważna sprawa. — Przyjadę do ciebie, okej? Lepiej żeby gazety nie zwęszyły nas razem, bo wystarczy mi już skandal z rozprawą.

Styles kiwnął głową. I on w prokuratorze co chwile dostawał pytania dotyczące procesu tak znanej osoby, więc domyślał się, że Louis musiał mierzyć się z tym samym. Był to całkiem niezły plan. Na razie jednak nie odszedł. Nie potrafił zrobić ani kroku, kiedy widział, że szatyn był w tak kiepskim stanie. Jak mógłby puścić go do samochodu.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz