01

323 16 0
                                    

Identyfikacja zwłok zawsze była trudna. Kiedy widziało się te drżenie dłoni i ust, z których zaraz wychodził krzyk rozpaczy a może i niedowierzania. Niecodziennie widziało się swojego bliskiego w prosektorium, kiedy ten leżał na zimnym, metalowym stole, a jego twarz choć w kompletnym spokoju, to zwiastowała jedno.

Śmierć.

Dowiedzenie się o tym uderzało w każdego człowieka, którego Harry spotykał w tym miejscu. Nigdy nie pocieszał, obiecując, że będzie dobrze. Nie chciał kłamać. Nie był jak ci wielcy, wyniośli adwokaci, którzy potrafili obiecać wszystko.

Mógł mówić jedynie, że zajmą się wszystkim. Że odnajdą sprawcę. Ale czasami się nie dało. Czasami ten ukrywał się zbyt dobrze albo miał zbyt wiele na sumieniu i wiedział, co zrobić, aby nie popełnić karygodnego błędu.

I pomimo tego, że tak często był cicho, to niemal z całego serca współczuł rodzinie.

Czuł doskonale te wszystkie negatywne emocje, które przez nich przepływały. Jak chcieli dać upust swojemu żalowi i złości. Rozumiał je. Sam był człowiekiem, choć wiele osób myślało, że jeżeli zajmował się takimi rzeczami i widział tak wiele na co dzień, to wyprał się z wszelkich emocji.

Ale Harry czuł. Czuł wiele. Może i za wiele. Czasami bywał podczas tego, czasami wysyłał kogoś ze swojego departamentu. Jednak historia za każdym razem była tak samo smutna.

Coś pękało w człowieku. Widział to po ich twarzach. Miał wrażenie, że wtedy każdy mięsień zdawał się krzyczeć w amoku.

I tak było i w tym przypadku.

Co prawda Harry'ego nie było wtedy na miejscu. Ale słyszał. Dowiedział się w jaką histerię wpadła kobieta, która wraz z mężem przyszła, aby zidentyfikować ciało.

Brandon Barrow.

To on spędził ostatnie dni w Tamizie. To on był ofiarą. Chłopak ledwo miał osiemnaście lat. Miał mieć urodziny za mniej niż dwa miesiące. Kiedy Harry przechodził przez kontrolę bezpieczeństwa, zanim dostał się do ważniejszej części budynku prokuratory niż tylko hallu, uświadomił sobie, jak młody był Brandon. Jak wiele życia miał przed sobą.

Najgorsze jednak było to, ze dziennikarze zwęszyli sprawę i czekali jedynie na komentarz ze strony prokuratory, aby nagłośnić temat. Ale Harry nie uważał, aby było to ani potrzebne, ani odpowiednie.

Tego dnia, po przeczytaniu pierwszego raportu od Horana i przejrzeniu jeszcze raz każdej rzeczy, którą zebrano z miejsca, gdzie chłopak został znaleziony, miał w planach pojechać do jego rodziców i przesłuchać ich. Minęły trzy dni od znalezienia ofiary, a dwa dni od rozpoznania go i choć rozumiał cierpienie rodziców, to musiał wykonać to, co zostało mu powierzone.

Nie mieli czasu do stracenia. Chciał zrobić jak najwięcej w czasie, kiedy miał jeszcze poczekać na oficjalne wyniki autopsji. Na razie Niall rzucił mu jedynie, że Brandon był martwy od pięciu dni.

A Harry miał wrażenie, że ten pięć dni mogło już skryć wiele potencjalnych poszlak. Dla niego liczyła się każda minuta, więc nawet chwilowe ociąganie się mogło oddalić go od ważnego śladu czy świadka, co mogłoby być przełomowe dla sprawy.

Dlatego zrezygnował nawet ze swojej porannej kawy z kapką mleka migdałowego i tytką brązowego cukru. W końcu zawsze zdąży się jej napić.

Analiza dowodów była ważniejsza.

———

Obrzeża Londynu, na których się znalazł, to nie był szczyt marzeń. Ba, raczej wolałby nie wynajmować ani mieszkania, ani domu w takiej okolicy. Ale rozumiał, że nie każdy miał na tyle szczęścia w życiu, aby mieć apartament w centrum.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz