Znów siedzieli przy tym samym stole. Harry wpatrywał się w kobietę przed nim, mrużąc delikatnie oczy, jakby wcale nie rzucał podejrzliwych spojrzeń, a miał problem z za jasną żarówką, która oświetlała pomieszczenie.
Kobieta siedział cicho, wyglądając na kompletnie niewzruszoną, jak za poprzednim razem. Jej droga, biała marynarka wisiała przewieszona przez oparcie krzesła. Obok niej siedział Louis, który również wpatrywał się w prokuratora.
Droga torebka była tuż obok, a czarna skóra wydawała się niemal emanować niepotrzebnym bogactwem.
— Dlaczego znów zostałam wezwana? Przechodzę żałobę po moim mężu — powiedziała Amanda, mrugając kilkukrotnie oczami, jakby udała, że łzy już zbierały się jej do oczu.
— Znaleźliśmy coś, co potwierdza, że pani poprzednie słowa dotyczące ofiary były niczym innym jak kłamstwem. Chciałbym je naprostować.
— Przepraszam? — zapytała Amanda, unosząc delikatnie prawą, idealnie wyrysowaną brew, jakby dopiero co opuściła najlepszą makijażystkę w mieście. — Co próbuje mi pan wmówić?
Czuł, że coś nie pasowało w tym wszystkim. Chciał przycisnąć kobietę i dowiedzieć się jak najwięcej. Musiał łączyć kolejne punkty na mapie śledztwa, a ona wydawała się być jednym z najważniejszych, od którego wychodziło dużo kolejnych nici.
— Widziano, jak wpatrywała się pani w Brandona. Mamy na to świadka, który całkiem dokładnie to opisał. I, co uważam za jeszcze bardziej ciekawe, zniknęła pani z czujnego wzroku monitoringu akurat wtedy, kiedy, również według opisu, był na tyłach lokalu.
Ta chciała coś powiedzieć, ale Louis powstrzymał ją. Harry spojrzał się z gniewem w Tomlinsona. Wiedział, że ten musiał pomimo wszystko bronić swojej klientki, ale wcale mu się to nie podobało.
— To było przyjęcie urodzinowe mojej klientki i lokal jej męża — wtrącił się adwokat, mówiąc swoim protekcjonalnym tonem, którego zawsze używał podczas pracy. — Mogła być gdziekolwiek.
— I akurat wtedy szła za lokal zapalić? Znaleźliśmy niedopałki, chętnie przebadamy dna. Może któreś z nich będzie zgodne z tym należącym do pani Martin?
Kobieta spojrzała się na Louisa, mrużąc oczy. Widziała, jak jej adwokat zaczyna być zapędzony w kozi róg. Oczywiście jak zwykle musiała załatwić wszystko sama.
— No dobrze, wiedziałam o nim — przyznała się kobieta, poprawiając idealnie ułożone włosy. Piękny, ciemny blond wydawał świecić się własnym blaskiem w pomieszczeniu. — Myśli pan, że nie chciałam wiedzieć, z kim zdradza mnie mój mąż? Może nie była to miłość z książki, ale żyliśmy razem od kilku lat. Wynajęłam detektywa, aby to sprawdził. Nie miałam zamiaru nic z tym robić, a na pewno nie w tak publicznym miejscu. Poza tym, często chodziłam tam palić, kiedy byłam w trakcie pilnowania dekoracji, więc nie znajdzie pan za wiele.
— No dobrze, ale pomijając papierosa... Ostatnio jednak wolała pani przede mną zataić ten fakt i udawać, że o niczym nie wie. Za zatajanie również istnieją paragrafy.
— Bo mam się czym chwalić — mruknęła Amanda, prawie przewracając oczami.
— W takim razie, co robiła pani od około północy do wpół do pierwszej? Nie widać pani na żadnym nagraniu, gdzie przez cały wieczór była pani z najbliższymi przyjaciółkami.
— Byłam na zapleczu — zaczęła ta, wpatrując się niemal ze znużeniem w Harry'ego. — Robert mówił, że specjalnie dla mnie sprowadził mojego ulubionego szampana, abym mogła napić się o północy, ale na pewno nie dałabym tego do rąk komukolwiek z jego obsługi. Postanowiłam zatroszczyć się o niego sama.
CZYTASZ
✓ | Taste of Evil
FanfictionŻyciowa mądrość mówi, aby nie pracować w tym samym miejscu. I chyba było w tym coś prawdziwego, ponieważ Louis i Harry zajmowali się prawiem, lecz na sali sądowej mogli co najwyżej stanąć po dwóch przeciwnych stronach. Ten pierwszy nazywany był adw...