02

285 15 0
                                    

Zegarek wskazywał kilka minut po szesnastej, gdy zajechał pod jedną z bardziej luksusowych kamienic w centrum miasta. Westchnął i chociaż zgasił silnik, wciąż trzymał mocno dłonie na kierownicy, jakby wciąż mając z tyłu głowy, że w każdej chwili mógł po prostu odjechać i dać sobie z tym wszystkim spokój. Zamknąć się w mieszkaniu, chowając pod ukochanym kocem. Udawać, że to wszystko nie miało miejsca.

Ale on nie chciał być tchórzem.

Z jednej strony naprawdę chciał tego rozwodu. Chciał poznać kogoś, dla kogo nie będzie liczyła się jedynie praca i pieniądze. Kto będzie mógł go pokochać bez większych wymagań. A wydawało się, że im wyżej piął się szatyn, tym bardziej oddalał się od tej wersji, którą tak bardzo kochał Harry. Miał wrażenie, że chęć niesienia pomocy ludziom zamieniła się na chęć pomocy tym, którzy zapłacą najwięcej. Że mężczyzna zmienił się kompletnie nie do poznania.

A Harry nie chciał słuchać o pracy w domu. Nie chciał oglądać jej, kiedy kładł się spać albo gdy wstawał i nadal widział szatyna nad kolejnymi dokumentami. Chciał móc chodzić na nowo na randki albo do muzeum, gdzie obydwaj uwielbiali się pojawiać od czasu do czasu.

Wiedział, że nie mógł stać na ulicy przez wieczność, dlatego spojrzał w końcu na budynek w jednej z lepszych dzielnic miasta, gdzie swoje biuro miał adwokat reprezentujący Louisa. Doskonale wiedział, że mężczyźni się znali, więc ten drugi zrobi wszystko, aby zapewnić lepsze korzyści dla swojego klienta.

Dobre sobie, pomyślał brunet, w końcu wysiadając z pojazdu, niosąc ze sobą nieodłączny plecak i kubek, w którym nadal miał resztkę swojej kawy, którą zdążył zdobyć, zanim nie musiał jechać na to spotkanie. Czuł, jak drżą mu ręce.

Chociaż chciał, aby to był już koniec tego wszystkiego, to jednak wydawało się, że kompletnie nie był na to gotowy.

Stał na razie po drugiej stronie ulicy. Dokładnie wiedział, które okna należały do gabinetu osoby, do której właśnie zmierzał. Niemal chciał prychnął na tę myśl. Nigdy nie sądził, że ich na zawsze skończy się w taki sposób. Nie przewidywał tego nawet i w najgorszych koszmarach.

W końcu przełknął ostatni łyk kawy, wyrzucił kubek do śmietnika i ruszył w stronę drzwi, sprawdzając oczywiście wcześniej, czy nie jechał żaden samochód. Sekretarka szybko wpuściła go do gabinetu.

Był kwadrans po.

I choć nie lubił się spóźniać, tak ten jeden raz wcale mu to nie przeszkadzało. Dalej czuł nieprzyjemny ścisk w żołądku, a nogi niemal same chciały kierować się w drugą stronę, idealnie do wyjścia z pomieszczenia.

Wszedł jednak do gabinetu, zamykając za sobą drzwi i przywitał się z siedzącymi mężczyznami kiwnięciem głowy. Zajął zaraz po tym ostatnie wolne miejsce, kątem oka obserwując Louisa.

Louis Tomlinson. Jego mąż. Jego lepsza połowa na dobre i na złe, do końca ich dni. Ale prawda była kompletnie inna. Mężczyzna nadal wyglądał tak samo dobrze jak te cztery miesiące temu, kiedy zabierał pierwsze rzeczy z ich mieszkania. Na początku, kiedy postanowili się rozstać, Harry uznał, że może nadal będą mogli spróbować, jeśli zrobią sobie jedynie krótką przerwę. Ale miał wrażenie, że to wszystko było jeszcze gorsze. Że ta przepaść jedynie się pogłębiała.

Dlatego szybko chcieli wnieść o separację, a ze swoimi znajomościami to wcale nie był problem.

Skupił się jednak na wyglądzie mężczyzny i na jego zachowaniu. Niestety nie widział, aby szatyn ani trochę się stresował. Siedział może i nawet lekko znużony, jakby te piętnaście minut spóźnienia kompletnie go rozstroiło. Za to strój który miał na sobie nie wydawał się być Harry'emu jakoś przesadny.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz