23

233 15 2
                                    

Siedział w swoim gabinecie. Kancelaria zawsze wydawała się miejscem, gdzie mógł najlepiej i najszybciej odnaleźć w sobie spokój, jakiego czasami potrzebował. Było cicho, a on dzięki jednemu zdaniu mógł nie przyjmować nikogo innego prócz umówionych klientów, kiedy jego sekretarka miała za zadanie nie wpuszczać nieproszonych osób.

Na blacie sporego biurka rozsypane były wszystkie dokumenty. Siedział nad nimi niemal całe dnie i próbował znaleźć coś, co miało pomóc mu w wygraniu sprawy. Wiedział, że jeżeli nie znajdzie niczego, co mu pomoże, to pewnie skończy się to wszystko jego przegraną. Zastanawiał się, co miał zrobić i to zdecydowanie spędzało sen z jego powiek.

Chociaż nowy prokurator wydawał się być o wiele lepszym do pokonania przeciwnikiem niż Harry, to przecież ten i tak zaszczepił już w ludziach pewne opinie. Chciał krzyczeć z frustracji, która w nim narastała. Nie potrafił niczego wymyśleć i czuł się, jak największy idiota.

Wcześniej niemal każdą sprawę wygrywał jak za pstryknięciem palca. Oparł głowę o rękę, przymykając dodatkowo oczy. Był zmęczony, a nie zapowiadało się na to, że idealny dowód spadnie pod jego nogi.

Przez krótki moment, ale tylko przez krótki, zaczął myśleć o tym, czy nie otworzyć jednej z szuflad, którą zawsze miał zamkniętą na klucz i nie podważyć jej dołu. To tam miał ukryte niewielkie ilości białego proszku, który nieraz pozwolił mu myśleć inaczej. Lepiej.

I czuł, jak miał się już załamać. Jednak nie dał się. Wiedział, że nie mógł, choć jego umysł tak bardzo tego chciał. Musiał aż wyjść z biura, aby tylko być jak najdalej od źródła swoich problemów. Miał świadomość tego, że powinien się pozbyć tego, ci trzymał w tej jednej szufladzie, ale to wcale nie wydawało się to dal niego takie proste, kiedy przychodziło do realizacji tego pragnienia.

Sekretarka spojrzała się na niego, ale on rzucił jedynie, że wychodzi na chwilę do pobliskiego marketu. Normalnie wysyłał kobietę, zwykle po małą paczkę ciastek, którą zjadał do kawy albo po inny drobiazg. Teraz jednak musiał odetchnąć świeżym powietrzem.

Dzień był przyjemny. Choć nie było słońca, to również nie wiał chłodny wiatr. Deszcz pokropił jedynie rano, więc nie mógł narzekać. Spojrzał na swój telefon, na którym miał kilka wiadomości od bruneta. Ten wysyłał mu zdjęcia, ogląda telewizję, czyta książkę. Wiedział, że Harry się nudził, ale teraz miał wrażenie, że nie chciał rozmawiać z kimkolwiek. Wolał powiedzieć, że miał nawał pracy niż atakujące go własne demony.

W markecie nie było za wiele osób. Dwie kobiety, które były ubrane elegancko, podobnie jak on. Widział jeszcze jakiegoś nastolatka, ale nim również się nie przejął. Przeszedł szybko po kolejnych alejkach, wybierając dla siebie rzeczy, na które miał ochotę.

Kiedy stał przy kasie, coś w niego uderzyło, kiedy widział, jak młody chłopak próbował oszukać kasjerkę na kilka pensów.

A co, jeśli on sam miałby dopuścić się oszustwa i sfałszował dowody?

— Niech pan się przesunie — powiedziała z pogardą kobieta, która stała za nim, a Louis nie czekał ani chwili, tylko zaraz podszedł bliżej kasy, pakując wszystko do płóciennej torby, którą zawsze wciskał mu do teczki Harry, mówiąc, że tak jest lepiej dla środowiska.

Szatyn nawet się nie kłócił, ale widział, ile funtów, udało mu się zaoszczędzić, kiedy nie kupował już foliowych reklamówek za każdym razem, kiedy kupował więcej niż tylko jedną rzecz.

Szybko zapłacił za zakupy i wyszedł z marketu. Czuł, jak bardzo biło mu serce i to wcale nie z podekscytowania. Nie powinien tego robić, ale tak bardzo wiedział, że to była jego jedyna szansa na to, aby udało mu się uwolnić bez problemu Amandę. Mógłby zrobić cokolwiek. Znaleźć podejrzanego świadka znikąd, powiedzieć, że znalazł coś w torebce kobiety. Miał tyle opcji.

✓ |  Taste of EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz