AMY.
Na początku mój plan opierał się na rozjechaniu Ashtona, jak pierdolonego robaka. I wcale nie żartowałam. Miałam ochotę zbić go, jak pionka z planszy. Nienawidziłam go tak bardzo, że na samą myśl o nim miałam ochotę wymiotować. Chciałabym wymazać z pamięci wszystkie tamte chwile, by odeszły w niepamięć tak po prostu, tak zwyczajnie.
Kiedyś, jego oczy były moim widokiem na świat. Dziś jak tylko o nim myślę napędza mnie furią i żądzą zemsty. Reszta niestety, nie podzielała mojego entuzjazmu. Doszli do wniosku, że mam chorą osobowość. Były to oczywiście żarty, ale gdzieś w środku czułam, że tak jest.
Czasami sama ze sobą się męczyłam. Za prawdę w prawdzie, nie pogubiłam się jeszcze niegdy. Ale czy napewno? Każde wspomnienie budziło we mnie, tak skrajne uczucia.
Ból, smutek, gniew, złość..
Ostatecznie, przypomniał mi się bardzo ważny fakt, który okazał się kluczem do zwycięstwa. Jeśli wszystko poszłoby po naszej myśli, to Storm miał wygraną w kieszeni. Martwił mnie jego aktualny stan fizyczny i zdrowotny. Jednak na szali było życie Aarona. Podziwiałam go, nie wiem czy byłabym w stanie się tak poświęcić, bez żadnego ale.
Obserwowałam, jak siedział sobie spokojnie na stołku przy blacie i zajadał zwyczajnie płatki śniadaniowe. Jakbyśmy rozmawiali tu o pogodzie. Ja bym chyba zeszła już z tego świata ze stresu.
Przyglądałam mu się uważnie. Nie poznałam go zbyt dobrze, ale jedno mogłam stwierdzić na pewno, był oddanym i lojalnym przyjacielem.
Krwiak pod jego okiem, magicznie nie zniknął. Bałam się, że na skutek pierwszego lepszego uderzenia pęknie. Przez noc starałam się jak mogłam, aby jak najbardziej złagodzić opuchliznę. Nie zmrużyłam oka nawet na moment. Byłam wyczerpana, nie byłam pewna czy fizycznie, czy psychicznie. Z jednej strony marzyłam o ciepłym łóżku, z drugiej wiedziałam, że nie zasnęłabym nawet na minutę.
— Zbierajmy się, musimy jeszcze pojechać po leki przeciwbólowe i znieczulające.
Słowa Fallon przywróciły mnie do życia.
— Co to znaczy leki znieczulające? — prychnęłam, nie bardzo mając pojęcie, o czym ona mówiła.
Zamierzali go nafaszerować morfiną czy jak?
— Nie interesuj się, nie jest to twoja sprawa — rzuciła z pogardą, miałam ochotę wyrwać tej pindzi kłaki.
Rozumiałam czemu się przyjaźni ze Stormem. Byli kurwa identyczni, tak samo irytujący. Pasowaliby do siebie jak ulał. Wiedziała, że łączyła ich wspólna historia. Jednak gdyby wcześniej wybrał tę siostrę, byli by kurwa parą idealnie wkurwiającą wszystkich.
— Stul dziób — odparłam z sztucznym uśmiechem, przewracając oczami.
Nie wiedziałam jaki ona miała problem i szczerze mówiąc miałam to gdzieś. Nie była też lepsza i nie zamierzałam pozwolić jej traktował mnie jak gówno. Znałam swoją wartość.
— Co powiedziałaś?
Uderzyła pięścią w blat, gdyby wzrok mógł zabijać, to już bym nie żyła.
— To co słyszałaś! Chyba zapomniało ci się gdzie jesteś. Jak masz jakiś problem to śmiało, tam są drzwi. Nikt cię tu na siłę nie trzyma! Wypierdalaj! — wydarłam się, tracąc już cierpliwość i pokazując ręką na drogę do wyjścia.
W normalnych sytuacjach jestem człowiekiem cierpliwym, ale każdy ma jakieś granice. Moje już wisiały na cienkiej nitce. Nie byłam jakimś wojownikiem, wystarczyło mi to, że umiem przyłożyć, a jej miałam naprawdę wielką ochotę.
CZYTASZ
Race with the Devil. #1
Romance'~Każda chwila mogła być czymś pięknym, gdybyśmy się postarali. I staraliśmy się, ale to i tak było za mało.~ "Jaką cenę jesteśmy w stanie zapłacić, za wolność osób, na których nam zależy? Jak wiele jesteśmy w stanie wytrwać, aby nie stracić w tym w...
