ROZDZIAŁ 15. Ty się mnie wstydzisz?

400 47 11
                                        

AMY.

Po tej "małej" imprezie, w niedużym gronie, na drugi dzień miałam jeszcze większy bajzel do ogarnięcia, niż jakbym miała pełną chatę ludzi. Niedziela zeszła mi się na generalnym sprzątaniu domu przed powrotem rodziców. Cieszyłam się, że w końcu wrócą do domu. Nie chętnie mogłam przyznać, że bardzo się za nimi stęskniłam. Wczoraj Matt dogryzał mi jeszcze przez jakiś, aż po jakiejś godzinie mu się to znudziło.

Nie rozmawialiśmy już później z Michaelem, o tym co się wydarzyło. Sama nie bardzo chciałam drążyć ten temat. Aaron cały wieczór patrzył na mnie wilkiem. Było mi nawet trochę głupio, że tak bardzo dałam się ponieść tej chwili. Normalnie się tak nie zachowywałam. Z Ashtonem pozwoliłam sobie kilka razy na takie rzeczy, dopiero po pół roku związku. Przy tym chłopaku po prostu mój mózg, przestaje racjonalnie myśleć.

Do tej pory, gdy tylko przypomnę sobie jego dłonie błądzące po moim ciele, przechodzą mnie dreszcze. Nie wiedziałam, co to dla nas znaczyło i czy w ogóle coś znaczyło. Przez cały wieczór, nawet nie zaszczycił mnie jednym spojrzeniem, a później ulotnił się tak szybko, jak się pojawił.

Lee pod wpływem alkoholu i tych wszystkich emocji wybłagał spotkanie, ze swoją dziewczyną albo byłą. Ciężko było wyczuć. W każdym bądź razie, gdy już się zgodziła, cieszył się tak bardzo, że poślizgnął się i przeleciał przez fotel. Żałowałam, że nie miałam w ręku telefonu, byłby to hit internetu. Miałam nadzieję, że wszystko mu się ułoży.

Trzymałam mocno kciuki.

Za trzy dni miałam mieć kolejną wizytę kontrolną w szpitalu. Miałam nadzieję, że w końcu będzie dobrze i będę mogła przestać brać leki. Starałam się jak mogłam, żeby przyjmować tabletki, tak jak zalecała pani doktor.

Po wysprzątaniu całego mieszkania na błysk, opadłam na kanapę w salonie, żeby trochę odpocząć przed przyjazdem rodziców. Chciałam ich odebrać z lotniska, ale stwierdzili, że nie było takiej potrzeby, więc nie nalegałam. Skakanie z kanału na kanał, przewał mi dźwięk nadchodzącego smsa.

Dupek; Jak tam White? Kiedy dokończymy nasze sprawy?

Ja; Wydaje mi się, że do tego nie dojdzie.

Co za dupek.

Wczoraj nie odezwał się do mnie ani jednym słowem, traktował jak powietrze, a dzisiaj pisze na luzie, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, a nie o sprawach intymnych.

Dupek; Wczoraj jakoś nie narzekałaś, na moje magiczne palce.

Ja; No jarałam się wręcz z podniecenia, jak pierdolona pochodnia.

Dupek; Dobrze, że nie spłonęłaś. Nie wiem, czy dałbym radę cię ugasić.

Ja; Jestem kurwa zażenowana, do widzenia Storm.

Dupek; Daj spokój White, nie masz czym. Pomacaliśmy się trochę i to tyle, życie toczy się dalej.

Ja; Tak, to tyle. Muszę kończyć Storm. Bez odbioru.

Auć.

Jeszcze przed chwilą nie wiedziałam co to znaczy i się nad tym zastanawiałam, ale po tej rozmowie byłam już pewna.

Uwaga, uwaga.

To nic nie znaczyło. Takie tam.

Nie mogłam się czarować, że mnie to nie uraziło, bo uraziło. Nie to, żebym planowała z tego coś więcej, ale kurcze. To było tak brutalnie szczere, on był kurwa zawsze taki bezczelny i bezpośredni.

Race with the Devil. #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz