ROZDZIAŁ 19. Kropniesz go?

381 45 69
                                        

AMY.

Stałam, jak słup soli, bo jego słowa mnie sparaliżowały i nie do końca do mnie docierały. Nie byłam pewna, czy nie próbował mną znowu manipulować. Wcześniej też nie był ze mną szczery, więc nie miałam powodu, aby mu ufać.

— Kłamiesz! Jesteś zakłamany, w ogóle ci nie wierzę! Wyjdź stąd, nie chcę tego nawet słuchać! — Znowu wskazałam mu wyjście na balkon.

— Ja nigdy nie kłamie, już ci to mówiłem — odparł, jak zwykle nie wzruszony.

— Czyżby? — Założyłam ręce pod piersiami, przechylając głowę na bok.

— Po prostu ci nie powiedziałem wszystkiego, a to zasadniczo duża różnica, bo nie kłamałem — odparł.

— Wykorzystałeś mnie, jak jakiś przedmiot — warknęłam.

— Czyżby? — Użył tych samych słów i gestów co ja.

— A nie? — Uniosłam jedną brew.

— No może trochę, ale dla słusznych celów. Musiałem jakoś pozbyć się tego długu. Potrzebuje pieniędzy, a z tych walk nie zarabiałem nic. Co ty wiesz o życiu White, co? Nigdy niczego sama nie zarobiłaś, żyjesz w jakiejś baśniowej bajce. Mamusia z tatusiem wszystko zapewniają, a wiesz jak to jest nie mieć powodów do wstawania? Jak to jest balansować na krawędzi, żeby zapewnić rodzinie pieniądze i jakiś byt? — zapytał, był zdenerwowany. — Nie wiesz! Moja abuelita jest biedna, przyjęła do siebie moją siostrę po wypadku, bo ojciec jej nie chciał. Bo nie była już pełna i wartościowa. Bo wymagała leczenia i musi przebywać w klinice, na którą ją po prostu nie stać. Sama jest już w podeszłym wieku i nie starcza jej na życie, a co dopiero na rachunki w ośrodku. Nasze życie wyglądałoby inaczej, gdyby twój ojciec nie zatuszował sprawy, a twoja matka bardziej uważała. Nie mieliśmy nawet prawa do odszkodowania! Ja utknąłem z gównianym ojcem — kontynuował, a ja dalej nic nie rozumiałam.

Nie chciałam, żeby to była prawda, nie chciałam jej do siebie dopuścić. Mój ojciec zawsze był najlepszym człowiekiem, jakiego znałam. Nie mogłam ani nie potrafiłam uwierzyć, że mógł coś takiego zrobić.

— Nie obchodzi mnie to! Nie jestem w tej sytuacji niczemu winna! Co my żyjemy kurwa w średniowieczu? Może wydłubiesz mi za karę oczy? Albo nie, może przetrącisz mi nogi? Wyjdź już stąd... proszę. — Miałam mętlik w głowie, w kumulacji ze zmęczeniem, było to coś nie do ogarnięcia.

— Bez przesadyzmu White. Przez moment, nawet poczułem się przy tobie zdrowy, wiesz? Jakby wszystkie problemy gdzieś odeszły tak po prostu. Jakbym mógł pozamykać je w szafie i już do nich nie wracać, ale nie umiem nauczyć się z tobą żyć. Zbyt bardzo przypominasz mi swojego ojca i moje aktualne położenie przez niego — powiedział.

Spuściłam głowę, bo nie miałam już siły, byłam pokonana, zawiedziona i rozczarowana.

— Na jakich warunkach weszłaś w umowę z Devilem i dlaczego się w ogóle na nią zgodziłaś, skoro wiedziałaś? — zapytał jeszcze.

— To już nie twój problem Storm. Nie ma sensu tego drążyć, masz już wszystko czego chciałeś, jesteście wolni. — Patrzyłam mu w oczy, które znów emanowały tylko pustką i rezerwą. — Wypieprzaj stąd już! — syknęłam.

Skinął głową i ruszył w stronę wyjścia na balkon.

— Jeżeli nie wyleczysz się z tych starych ran i nadal będziesz żyć z goryczą, nie przestaniesz krwawić na ludzi, którzy cię nie skaleczyli Michaelu. Gdybym nie wiedziałam, w co grasz, to może byśmy dali radę — dodałam jeszcze.

Zatrzymał się na moment i rzucił mi ukradkowe spojrzenie przez ramię.

— Myślisz, że po czasie to przestaje boleć, że to wszystko staje się normalką? Mój ból został ze mną na zawsze i nie da się go już pozbyć. Dawno już przestałem szukać szczęścia. To, co się stało... Psuje mi głowę, przeszkadzając mi cały czas i boję się tego, bo jestem przerażony uczuciami. Dlatego nie dostaniesz ode mnie tego, czego chcesz, nigdy. — Przez moment w jego głosie było słychać nie tylko smutek, ale też gorycz.

Race with the Devil. #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz