ROZDZIAŁ 17. Co to dla nas znaczy?

361 45 23
                                        

AMY.

Po moim łóżku walał się ten dupek, a za drzwiami stał ojciec. Sytuacja była na tyle do dupy, że nie wiedziałam co zrobić. Już miałam przed oczami szlaban do końca życia, a o pogadance to już nawet nie chciałam nic myśleć.

Co zrobić? Lee, on by wiedział.

— Pod łóżko! — syknęłam szeptem, wskazując spanikowana ręką na przestrzeń pod nim.

Dupek pokręcił przecząco głową i przymrużył oczy.

— Czemu zamknęłaś drzwi? — zapytał rodziciel, zza nich.

— Bo jestem nago i idę się kąpać?

Brzmiało bardziej jak pytanie, niż odpowiedź.

— Okej, a z kim prowadzisz te dyskusje? — dopytywał, w myślach już widziałam jego z kwaszoną minę.

— Z Abby przez telefon? — odparłam niepewnie.

Od razu uderzyłam ręką w czoło, bo był ze mnie słaby kłamczuch..

— Skoro tak twierdzisz... A, i powiedz koledze, że mamy drzwi, nie musi wchodzić do ciebie oknem i mam nadzieje, że zaraz wychodzi, bo jest już późno.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, usłyszałam kroki za drzwiami w stronę schodów, co oznaczało, że sobie poszedł.

Wow. Zaniemówiłam.

Gdyby to była mama, to chyba wjechałaby z drzwiami i wyrzuciła go przez okno, a mnie razem z nim. Dupek dalej w najlepsze leżał na moim łóżku i trząsł się od śmiechu.

— Coś taka blada? — powiedział przez śmiech.

— Zamknij się, kurwa, naprawdę się zamknij i najlepiej już sobie stąd idź! — fuknęłam na niego.

— Po co ta uszczypliwość z twojej strony White? — odparł dalej się śmiejąc.

Czułam, że jeszcze chwila i sama go wyrzucę przez okno, bo mój poziom gniewu był już taki wysoki. Wzięłam głęboki oddech i policzyłam w myślach do dziesięciu, gasząc w sobie chęć mordu.

— Po co tu w ogóle przylazłeś? — zapytałam po raz kolejny, wrogie nastawienie z mojej strony nie przychodziło.

Wstał z łóżka i podszedł do mnie, stając ze mną twarzą w twarz. Zapach jego perfum i papierosów, dotarł do moich nozdrzy i był tak cholernie znajomy i przyjemny. Ułożył jedną rękę na moim barku, a drugą na plecach przyciągając do siebie. Był blisko, zdecydowanie za blisko.

Ręką, która jeszcze przed momentem leżała na moim bark, zaczął sunąć w stronę szyi. Moje serce zaczęło galopować szybko, zdecydowanie zbyt szybko. Po plecach przeszedł mnie przyjemny dreszczyk.

Zamknęłam oczy, lekko rozchylając usta. Jego wargi z moimi dzieliły zaledwie milimetry. Delikatnie masował mój kark. Całe napięcie z mojego ciała uszło gdzieś bokiem, jakby nigdy go tam nie było. Nie chciałam go tu, a zarazem chciałam, aby jego usta zderzyły się z moimi i to było tak cholernie frustrujące, że miałam ochotę wyrwać sobie włosy i strzelić liścia.

— Czego ty ode mnie chcesz White? — wymruczał miękkim tonem.

Nie wiele myśląc, złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku, przygryzając jego wargę. Chłopak zaśmiał się i odsunął, kręcąc głową.

— Widzisz White, mogę być podły, mogę cię zmieszać z błotem, a ostatecznie i tak rzucasz się na mnie. Jestem dupkiem, ale dasz mi się pocałować i dotykać, bo i tak mnie chcesz — rzucił aroganckim tonem.

Race with the Devil. #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz