Rozdział 2.

609 26 1
                                    

David

Siedziałem na brudno-różowej sofie, w salonie dziewczyny.

- Dobrze, w takim razie chciałabym prosić Cię o kilka rzeczy - powiedziała błagalnie, abym w końcu wziął to spotkanie na poważnie.

- No - Burknąłem.

- Dasz mi wytłumaczyć punkty jak będzie przebiegało spotkanie, bez żadnych durnych komentarzy, a po drugie, naprawdę możesz mi zaufać i powiedzieć wszystko. O to chodzi w spotkaniu z psychologiem.

- Po pierwsze, nie potrzeba mi żadnych spotkań z al'a psychologiem, a po drugie - nachyliłem się do dziewczyny - Jesteś naprawdę wielką idiotką, skoro myślisz że można ufać psychologom i powierzyć im wszystkie swoje tajemnice. Powiem Ci jedno - parsknąłem - obudź się, kurwa, z tej swojej krainy jednorożców, bo te kilka godzin z tobą, utwierdziło mnie w tym, że nie wiesz chyba co to prawdziwe życie. Ale spokojnie - oparłem się o oparcie kanapy - kiedyś życie kopnie Cię w cztery litery i już nie będziesz chodzić z takim uśmieszkiem i zachowywać się ciągle jak rozchmurzona księżniczka - dziewczyna siedziała na krzesełku przede mną, zamurowana - księżniczko - dodałem z parszywym uśmieszkiem.

- Jesteś dupkiem, nie zasługujesz na nic, zachowując się tak. Życie Ci się kiedyś odpłaci...

Uśmiech zszedł z mojej twarzy.

Wspomnienie, 2009

Siedziałem na łóżku, słuchając kolejnej już kłótni rodziców, tego dnia. Miałem ich dość.

W takich rodzinach jak moja, zawsze przychodzi czasz gdy dziecko zaczyna rozumieć, że między relacjami z rodzicami, zaczyna rodzić się nienawiść. Przynajmniej do jednego z nich.

„Czas leczy rany". Zawsze znajdzie się ta jedna, której nic nie uleczy.

Usłyszałem trzask i cisze, ze strony mojej mamy. Wyrwałem się jak poparzony z pokoju, biegnąc do salonu.

Widok jaki tam zastałem.. Nawet nie wiem jak to określić.

- Jesteś do niczego. Nie zasługujesz na nic, dziwko. To jest jak ja, długo, długo, długo nic. Mogiła i glony, a potem dopiero ty - ojciec splunął na podłogę.

W przypływie agresji, podbiegłem do „ojca" uderzając go z pięści w nos, z którego od razu zaczęła spływać krew.

Teraźniejszość, 2015..

- Hej, wszystko okej - dotarł do mnie delikatny głos dziewczyny - Coś się stało?

- Nie.

- Wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć? Naprawdę..

- Nie będe Ci nic, kurwa, mówił! Odpierdol się ode mnie, a z tym szantażem o narkotyki, możesz się wypchać! - dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Wstałem z kanapy i szybko ruszyłem w stronę wyjścia.

Poczułem małą, drobną dłoń na mojej ręce. Nie zwróciłem na to uwagi.

Gdy chciałem otworzyć już drzwi, dziewczyna wepchnęła się przede mnie, zatrzaskując drzwi oparciem się o nie plecami.

- Nigdzie nie idziesz, miałam Ci pomóc, a w taki sposób nic nie zdziałam - wycedziła przez zęby. Była zła, była wręcz wkurwiona. Po chwili, wzięła kilka głębokich wdechów i powiedziała do mnie spokojnie - Proszę, jak nie chcesz na tym spotkaniu nic mówić, to możesz na innym. Poczekam, ale tym chociaż się poznajmy, co ty na to? - uśmiechnęła się do mnie delikatnie.

Do mnie..

- Nie. Nie chcę mieć żadnych spotkań, gdzie jakaś al'a psycholożka ma mi pomóc, co i tak się nie stanie - byłem pewny swoich słów. Nie raz chodziłem do psychologa i to do różnych, żaden mi nie pomógł. Popadłem tylko w nałogi.

- Daj mi bynajmniej spróbować, a teraz usiądziemy na kanapie i pogadamy, aby się lepiej poznać, proszę - jej głos był. Zrozpaczony, jakby powoli się poddawała do dalszego przekonywania mnie.

- Okej.

- Naprawdę? - w jej oczach zabłysnęła nadzieja.

- Nie, na niby - zakpiłem.


*

**

-

- To.. Może najpierw się sobie przedstawmy - Dziewczyna poprawiła swoją postawę i po chwili zaczęła znów mówić - Nazywam się Lila Rosse i mam dziewiętnaście lat, a ty?

- Nazywam się David Monroe i mam dwadzieścia dwa lata.

- Dokładnie, teraz ty zadaj jakieś pytanie do mnie - uśmiechnęła się, ucieszona. Zobaczymy za chwilę.

- Sprzedałabyś lewą, czy prawą nerkę?

- Co?

- Pytałem, czy mieszkasz w Nowym Jorku od urodzenia - kłamstwo..

- Nie, na pewno pytałeś o coś innego - pomachała głową, jakby próbowała odgonić od siebie wszystkie myśli.

- Nie, pytałem właśnie o to.

- Dobra, ustalmy że Ci wierze - zmrużyła oczy, patrząc na mnie badająco - Tak, mieszkam od urodzenia, a ty?

- Nie.

- A skąd pochodzisz? - dopytywała.

- Z Nibylandii, tak naprawdę teraz śpisz, a ja nie istnieje, bo skąd wiesz, może jestem drugim Piotrusiem panem, tylko w odsłonie przystojnego faceta - Kpiłem sobie. Dziewczyna patrzała na mnie pobłażliwie - No co?

- A w tej bajce są jednorożce i krasnoludki?

- Nie, jednorożce i krasnoludki nie istnieją - zmarszczyłem brwi - pochodzę z małego miasteczka. Abridge.

- Dlaczego wyjechałeś?

- Właśnie nie wiem. Gdybym nie wyjechał, nie musiałbym gadać z jakąś psychiczną dziewczyną, która myśli że będzie psychologiem, bo przecież musi się udać, ale gdybym został, to.. Chyba dalej bym był wychudzonym chłopakiem, który nie umiał odnaleźć swojego miejsca. Tutaj bynajmiej wiem, gdzie iść i co zrobić, gdy.. No.. Tak.

- Gdy..? - zapytała łagodnie i z nadzieją tak, jakby myślała że jej powiem. I miała racje.

Chyba mam chwilę słabości.

- Gdy.. Wracają do mnie wspomnienia - wlepiłem wzrok w podłogę.

- Będziesz chciał mi o nich powiedzieć, na następnych spotkaniach..? - zapytała, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.

- Nie - nie patrzyłem na nią, dalej patrzyłem w podłogę.

Jak wam się podoba 2. Rozdział? Dajcie znać w kom -->

Miło by było, gdybyś zagłosował/a.
Daje to dużo motywacji.

Jutro 3. Rozdział. ;)

Twoja skóra pachnie jak ostatnie dni wakacji. #1 Summer Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz