Rozdział 27.

106 3 0
                                    

David

Dzisiaj mija równy tydzień, od kąd ja i David, jesteśmy w związku.

Ten tydzień nie pozwolił nam się sobą nacieszyć, gdyż każde z nas było zajęte swoimi sprawami. W dodatku, David ponownie musiał pojechać do Abridge. I tym razem, również mi zaproponował czy chciałabym z nim pojechać, jednak się nie zgodziłam, mówiąc że chcę ogarnąć rzeczy na studia, aby później się z tym nie kłopotać.

Z powodu, że praktycznie nie mieliśmy dla siebie czasu, David zaprosił mnie do restauracji.

— Zapraszasz mnie do restauracji, mam rozumieć że to randka?

— Nie, spotkanie w sprawie pracy. No wiesz, biznes musi się kręcić.

Aktualnie czekałam na chłopaka, gdyż miał po mnie przyjechać.

Już po chwili zobaczyłam, jak na parking podjeżdża czarny samochód, należący do Davida.

Podeszłam do samochodu, otwierając drzwi i siadając na miejscu pasażera.

— Cześć — powiedziałam, po czym złożyłam pocałunek na policzku chłopaka.

— Cześć, kwiatuszku. Jak Ci minął dzień? — zapytał, gdy wyjeżdżał z parkingu.

— Całkiem dobrze, ale nic produktywnego dzisiaj nie zrobiłam. Zwyczajny, spokojny dzień w domu — wytłumaczyłam. — A ty?

— Co ja?

— Jak tobie minął dzień?

— Dobrze. A co do tego, że nie zrobiłaś dzisiaj nic produktywnego... Pamiętasz, jak się Ciebie zapytałem, jaki masz znak zodiaku?

— Pamiętam, ale co ma znak zodiaku, od tego jak minął mi dzień? — odpowiedziałam, przypominając sobie, że rzeczywiście chłopak mnie o mój znak zodiaku kiedyś pytał.

— To, że mam wytłumaczenie, dlaczego nie zrobiłaś dzisiaj nic produktywnego. Panny są raczej pracocholikami, a ty się opierdalasz.

— Jesteś podły.

— Też Cię kocham — nic już więcej nie odpowiedziałam, jedynie się śmiejąc.


***


— Proszę — otworzyłam drzwi przed Davidem, aby go przepuścić pierwszego. — Dziewczynki przodem — próbowałam powstrzymać śmiech, gdy chłopak patrzył na mnie z chęcią mordu, jednak po chwili westchnął z niedowierzaniem machając głową na boki.

— Cyrk odjechał, klauna zostawił — otworzyłam usta, jednak po chwili ję zamknęłam, uderzając chłopaka w ramię.

Wepchnęłam się przed chopaka, wchodząc do restauracji. David, szedł za mną, mówiąc abym się zatrzymała. Po chwili poczułam dużą, ciepłą dłoń na moim nadgarstku, która mnie do siebie pociągnęła. Uderzyłam plecami w tors chłopak.

— Mówię czekaj — jego ton był ostry jak brzytwa. — Nawet nie wiemy, na jaki stolik mamy rezerwację. Musimy poczekać.

Po niedługim czasie, podeszła do nas jedna z kelnerek, prowadząc nas do docelowego stolika. Miejsce, wktórym się takowy stolik znajdywał, było na tarasie, więc mieliśmy przpiękny widok. Tymbardziej, że na dworzu już było ciemno, a dzisiejszej nocy na niebie znajdywało się mnóstwo gwiazd.

— Ładne miejsce — skomentowałam, rozglądając się dookoła.

— Nie tak ładne jak ty — te słowa sprawiły, że zaprzestałam dalszego rozglądania się naokoło, a skupił wzrok na Davidzie.

— Masz dwubiegunowość? Jeszcze przed chwilą, powiedziałeś mi że jestem klaunem.

— Nie powiedziałem, że jesteś klaunem. Powiedziałem, że cyrk odjechał i klauna zostawił. To jest różnica.
— No, kurwa, rzeczywiście. Ogromna.

— Dobra, mniejsza. Co zamawiasz? Chcesz wino?
— Tak.
— To sobie zamów — chłopak podniósł jeden koncik ust.

— Jak ja zamówie, to mi nie poda.

— Gówniara... — mruknął pod nosem, patrząc na menu.

— Słucham?

— Co, słucham?

— Mówi się co, a nie słucham. Wychowali Cię?

— Co, kurwa? — zapytał chłopak, marszcząc brwi.

— Mówi się słucham, a nie co. Nie wychowali Cię?

— Ty jesteś jebnięta. Zamówie Ci to wino.

— Dzięki.

— To dzięki było odpowiedzią na „ty jesteś jebięta”, czy „zamówie Ci wino”? — zapytał, znów skupiając na mnie swój wzrok.

— Na „zamówie Ci wino”.

Tymi słowami, nasza konwersacja na ten momen się zakończyła. Powiedziałam jedynie Davidowi, co ma mi zamówić.

Po chwili podszedł do nas kelner.

— Dzień dobry, co podać?

— Raz makaron penne, oraz makaron farfalle...

— To wszystko?

— Nie. Poproszę jeszczę lampke czerwonego wina i whisky — kelner przytaknął, zabierając nasze karty dań i idąc w swoją stronę.

— Mam jutro wizyte — powiedziałam.

— Chciałem zapytać. Nie mieliśmy kontaktu, więc zabardzo nie miałem jak, ale jak z twoim zdrowiem? Jak po zabiegu?

— Z moim zdrowiem dobrze. Nowotwór został raczej
wycięty cały, z tego co mówił lekarz, ale chcą jeszcze dla pewności sprawdzić to, na jutrzejszej wizycie.

— Rozumiem — przytaknął, uważnie mnie słuchając.

— A po zabiegu jest dobrze. Bardzo dobrze. Mam wrażenie, że czuję się po nim lepiej, ponieważ wiem, że... Będzie już tylko lepiej, nie?

— Musi być — David, położył dłoń na mojej, głaszcząc ją lekko kciukiem.

Jestem pewna, że kochałam Davida. W końcu... To David był przy mnie, gdy potrzebowałam wsparcia czy troski. To ze mną spędzał każdą wolną chwilę, mimo że miał przyjaciela. Czułam wyrzuty sumienia, bojąc się, że przeze mnie zaniedbał swoją przyjacielską relację z Reazifym.
Jedynym pocieszeniem było, że Reazify miał teraz Cartera, i jak się okazuje z moich wspólnych konwersacji z Cartim, to również spędzają ze sobą każdą wolną chwilę.
Boję się, że któreś z nas popełni błąd, a nasze Lavid... Przestanie istnieć.

Twoja skóra pachnie jak ostatnie dni wakacji. #1 Summer Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz