Rozdział 7.

411 21 10
                                    

David

Jak byłem wczoraj u Lily, zaprosiłem ją na wspólną kolacje do restauracji. Cóż, nie powiem. Moje alter ego dostało niezłego kopa wzwyż, gdy zgodziła się bez jakiegokolwiek zastanowienia.

Aktualnie ubolewałem na cholernym krawatem, a najgorszę jest to, że zawsze umiałem go wiązać. Może to przez stres?

Dochodziła godzina osiemnasta. W pół do siudmej, miałem być przed blokiem Lily.

Sam się zastanawiam, dlaczego wpadłem na pomysł kolacji. Gdy powiedziałem o tym Rez'owi, zaczął się martwić.

- Zaprosiłem Lilę na kolację - przyznałem, bez owijania w bawełne.

- Żarty? - parsknął. Patrzyłem na niego śmiertelnie poważnie - Stary.. Masz gorączkę? - przyłożył dłoń do mojego czoła - a nie czekaj, ja nie mam termometra w dłoni jak każda matka.

Gdy wstałem rano ( nie wstaje zazwyczaj rano ), sam zastanawiałem się, czy przypadkiem nie mam owej temperatury.

A może jej napiszę, że jednak coś mi wypadło? Nie, to będzie strasznie słabe tymbardziej, że sam zaproponowałem spotkanie.

***

Przełknąłem gulę, która przez narastający stres wytworzyła mi się w gardle.

Czekałem przed restauracją, aż zjawi się tutaj również Lila. Paliłem papierosa, nikotyna w twj chwili dawała mi niewyobrażalne ukojenie.

Co ja tu robię..? - w środku rozpaczałem. Zamiast siedzieć w domu, stoję przed restauracją w niewygodnym garniturze.

Paskudnie niewygodnym garniturze.

Czarny samochód zatrzymał się niedaleko mnie, wyszła z niego.. Nie Lila. Za to z samochodu obok wyszła dziewczyna, dla której tutaj stoję i dla której ubrałem ten w chuj nie wygodny garnitur.

Lila, wyglądała.. Zjawiskowo. Jej włosy byłu pofalowane. Na sobie miała czanra, długą, obcisła sukienkę z wyciętymi plecami.

Lila, zaczęła wzrokiem szukać mojej osoby. Podszedłem do niej, ale nie mogło obyć się bez jakiegoś głupiego czynu z mojej strony.

- Bu! - dziewczyna podskoczyła, piszcząc przestraszona. Zacząłem się śmiać.

Lila

- Bu! - podskoczuła przestraszona, wydając z siebie nie do końca zydentyfikowany dźwięk. David, nie szczędził sobie za niedługo zdartego gardła, aby się ze mnie naśmiewać. Skrzyżowałam ramiona, patrząc na niego pobłażliwię i czekając aż się uspokoił. Jak to zrobił, wreścię raczył się ze mną przywitać - cześć - przejechał palcami po moim biodrzę. Przeszły mnie ciary, spowodowane tym ruchem.

- Cześć - zbliżyłam się i pocałowałam chłopaka w policzek - dziękuje że mnie zaprosiłeś, ale nadal się zastanawiam, czy cię nie podmienili - parsknął śmiechem, na moje słowa. Zrobiłam to samo.

- Chodźmy już - powiedział. W drodzę do restauracji, David położył ręke na dole moich pleców. Gdy chciałam zobaczyć jego ślepia, głowę miał odwróconą w kompletnie obcym kierunku tak, jakby chciał uniknąć mojego wzroku.

Twoja skóra pachnie jak ostatnie dni wakacji. #1 Summer Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz