Mała dziewczynka siedziała na szerokim parapecie, który służył jako jej miejsce samotnych schadek.
Była zima. Wszystko było zasypane białym puchem, a kwiaty, które jeszcze kilka miesięcy temu były pięknie rozkwitnięte i kolorowe, teraz były raczej obumarłymi pąkami, co nie łączyło się z myślami Lily o cudownym lecie.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że za jedenaście lat, spotka chłopaka z problemami, który nawet nie chcę się do tego przyznać. Owego Davida Monroe.
On też nie wiedział. Zataczał błędne koło, które wciągneło go w nałogi i problemy. Nie wiedział, że jeszcze będzie w stanie poczuć przy kimś nawet małą iskierkę szczęścia, które zaczynało towarzyszyć mu coraz częściej. Im częściej spotykał Lile Rosse, tym częściej na jego twarzy potrafił zawitać szczery uśmiech.
Lila, nie wiedziała również jednego. Czegoś, co nie miało prawa bytu.
To dziwne uczucie, gdy jest przy chłopaku. Tę ciary, gdy nawet przypadkowo dotkną się ramieniami.
Kto wie, może nadejdzie kiedyś dzień, który zmieni wszystko? Nawet w ten negatywny sposób.
Oboje wiedzą, że coś nadejdzie. Zawsze musi, nawet jak ma to rozdzielić ich drogi już na zawsze. Nawet jakby mieli o sobie zapomnieć. Powoli zaczną zapominać wygląd twarzy, śmiech, uśmiech.. Aż w końcu zapomną zapach.
Wszystko ma swoją kolejność, a najwięcej ma ból, ponieważ on nie minie nigdy. Jedynie możesz się nauczyć z nim żyć.
To właśnie wiedzili Lavid
Lila
Promienie słońca, oświetlały nieprzyjemnie moją twarz. Nie otworzyłam oczu, ani nie ruszyłam się o milimetr.
Na szyi czułam ciepły oddech, który wprawił moją skórę w przyjemne dreszcze.
Obróciłam się nieco w drugą stronę, aby ujrzeć chłopaka, który jeszcze spał. Nie było to najłatwiejsze, gdyż rękę miał owiniętą wokoło mojej tali, uniemożliwiając mi tym sprawniejszy i szybszy ruch.
Spał spokojnie. Jego klatka unosiła się powoli w góre i w dół, za każdym nabranym i wypuszczonym wdechem. Senne mruknięcie wydobyło się z gardła Davida.
Pierwszy raz, widziałam go bez tych sarkastycznych uśmieszków i kammiennej twarzy, która potrafiła skrywać więcej niż mrok.
Poczułam jak ręka Davida, owija się mocniej na mojej tali, przyciągając mnie nieco w ten sposób do siebie.
Z powrotem pożyłam się na miękkim materacu, szczelniej przykrywając się kołdrą oraz głowę kładąc na ręce chłopaka, która była wyprostowana. Plecami wtuliłam się bardziej w jego umięśniony, lecz nie przesadnie, tors.
— Może to głupie pytanie, ale kim my dla siebie jesteśmy? Na jakim etapie relacji jesteśmy?
— Może jesteśmy.. przyjaciółmi?
Czy tak robią przyjaciele? Od czasu do czasu się całują, albo śpią razem, wtuleni w swoje ciała?
— Może jesteśmy.. przyjaciółmi?
To brzmiało bardziej jak propozycja. No właśnie, propozycja. A tak naprawdę, to kim jesteśmy?
***
Znów zasnełam. Tym razem obudziłam się bez Davida, wtulonego w moje ciało. Z łazięki dobiegał szum wody, dlatego zapewne musiał brać prysznic.
Co mam zrobić? Po prostu wyjść bez pożegnania czy zaczekać i się pożegnać czy.. Nie wiem.
Po chwili drzwi od łazięki się otworzyły, a z niej wyszedł David z mokrymi włosami, z których pokapywały kropelki wody. Miał na sobie ubrane tylko szare dresy. Wyglądał..
Dobrze. Bardzo dobrze.— Nie śpisz już? Jak się spało? — zapytał, gdy zauważył, że zdążyłam się już obudzić.
— Dobrze, a tobie?
— Świetnie, dawno się tak nie wyspałem — przyznał, rzucając w moją stronę szczery uśmiech.
Historia Davida i Lily, miała się dopiero zacząć, lecz oboje jeszcze nie byli tego świadomi.
Może tak naprawdę żadne z nich nie chciało nic wiedzieć, aby później się na sobie nie zawieźć. I tak prędzej czy później zawiodą, ale nie w taki bolesny sposób.
„Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz" . Niewiadoma jest jedną, wielką zgubą.
W tym właśnie zaczną błądzić Lila i David.
Hejka! Jak wam się podoba rozdział?
Do następnego! 💕
CZYTASZ
Twoja skóra pachnie jak ostatnie dni wakacji. #1 Summer
Teen Fiction„Nawet po długiej zimie, zawsze przyjdzie wiosna". Lila Rosse, po rozpoczęciu swoich pierwszy i ostatnich najdłuższych w okresie edukacji wakacji, żyła z myślą, że takowe wakacje miną jej w sposób znany każdemu nastolatkowi w wieku dziewczyny. Pocz...