Rozdział 13.

280 12 7
                                    

Lila

— Co robisz? — z transu, w którym się znalazłam, wyrwał mnie chłopak. Choć nie do końca mnie z niego wyrwał, ponieważ to co odpowiedziałam, sprawiło, że momentalnie miałam ochote zapaść się głęboko pod ziemie.

— Ciebie.

— Co?

— Znaczy co? — patrzałam wszędzie wzrokiem, tylko nie na chłopaka — siedzę i myślę na tym „Monroe, do wora, wór do jeziora” i czy by serio cię do jakiegoś jeziora nie wrzucić.

— Ciekawie. Jakbyś pytała, to ja już rozpaliłem ognisko — spojrzałam w stronę ogniska. Płomień ogrzewał moją twarz.

Chłopak, patrzył na mnie uważnie.

— Co?

— Poczekaj chwilę — Powiedział, po czym ruszył w stronę domku.

Po kilku minutach, chłopak znów był obok, z ciekawym atrybutem w ręce. Gitarą.

— Gitara? Człowieku, skąd ty wytrzasnąłeś gitarę?

— Wziąłem ze sobą — w sumie to oczywiste — nie wyczarowałem — chociaż.. Ludzię są różni. Może David, tak naprawdę jest jakimś czarodziejem.

David, rozsiadł się obok mnie na kłodzię, która służyła jako ławka. Ułożył odpowiednio gitarę na udach. Patrzyłam na to co robił uważnie.

— Zagrasz coś?

— Nie.. Przyniosłem tą gitarę, abyś mogła sobie popatrzyć.

— Nie łap mnie za słowa.

— Dobra, dobra. Znasz jakąś piosenke, którą chcesz, abym zagrał — zapytał. Zaczęłam się zastanawiać, jakie znam piosenki, które ewentualnie były grane właśnie na gitarzę.

— Riptide? — zaproponowałam, chłopak przytaknął i bez zbędnych słów, zaczął grać i.. Śpiewać.

Znów mogłam usłyszeć jego piękny śpiew. Słyszę go trzeci raz, a już jestem pewna, że mogłabym go słuchać cały czas.

I was scared of dentist and the dark, I was scared of pretty girls and starting conversations — jego zielone tęczówki były wpatrzonę teraz we mnie, jakby tekst, który przed chwilą zaśpiewał miał jakiekolwiek znaczenie.
Nie byliśmy Lilą i Davidem, Lavid nie istnieje. Nic dla siebie nie znaczyliśmy. Byliśmy tylko.. Przyjaciómi? — all my friend are turning green. You're the magician's assistan in their dream.. — chłopak zaczął nucić. Byłam wpatrzona w niego, jak w obrazek. Topiłam się w jego oczach, mimo że nie były niebieskie — And they come unstack. Lady, running down to the riptide taken away to the dark side I wanna be your left-hand man I love you..

Wbiłam się w jego wiśniowe usta. Potrzebowałam tego, David chyba też.

Chłopak odłożył gitarę na ziemię, po czum szybko i zachłannie zaczął porucszać ustami na moich spragnionych. Dłońmi błądził po moim cielę, co robiłam również i ja. Byliśmy niewystarczający, pragneliśmy więcej.

Zrzuciłam z siebie koc, ponieważ atmosfera była gorąca, a sam dotyk chłopaka wręcz pażący.

Nadal nie wytrzymywałam, lecz wiem, że jak zrobimy o krok dalej, to nie zrobimy tych dwóch wstecz. Nie zatrzymamy się. David, wiedział to równie dobrze co ja.

Nie myślałam teraz racjonalnie. David, też.

Włożył dłonie pod moją obcisłą bluzkę, zatrzył się tuż pod piersiami.

David

Ta chwila mnie pochłonęła. Moją Lilkę, też.

Choć było to trudnę, oderwaliśmy się od siebie, aby złapać tchu, którego tak nam zabrakło.

Dalej jeździliśmy dłońmi po swoich ciałach. Przez białą, obcisłą bluzkę, prześwitywały twarde brodawki dziewczyny.

Lila, włożyła dłonie pod moją czarną koszulkę i zaczęła ją ze mnie ściągać, w czym jej pomogłem.

Musimy to przerwać, ale jeszcze nie teraz. Za chwilę, gdy będziemy sięgać ostatecznej granicy. Gdy nie będziemy mogli zrobić nic więcej, ponieważ wszystko się zepsuje. My Lila i David, przestaniemy istnieć. Chociaż.. Czy my wgóle zdążyliśmy zaistnieć?

Położyłem dziewczyne delikatnie na plecach, zawisając nad jej drobnym ciałem.

— David.. — mruknęła, gdy zacząłem si3 coraz bardziej rozpędzać.

— Tak, kwiatuszku?

— Nie możemy — przypomniała, kładąc słoń na moim policzku i kciukie zataczając kółeczka.

— Wiem — przybliżyłem się i pocałowałem ją w czoło, po czym schował głowę obok jej szyi.

— David, obiecaj mi coś.

— Co mam Ci obiecać, kwiatuszku?

— Nigdy się we mnie nie zakochaj — uniosłem głowę i spojrzałem na nią zdziwiony. Mówiła poważnie.

Lilka, obawiam się, że na taką obietnicę może być za chwilę za późńo.

Albo.. Jest już za późno.

— David — powiedziała ostrzegawczym tonem, gdy nie odpowiadałem — obiecaj mi to.

Cisza.

Nie chciałem jej tego obiecywać. Nie, kiedy coś do nie czuję.
Nie, kiedy to ona jest promykiem mojego cholernego życia.

— Albo nie. Obiecajmy to sobie oboje — dziewczyna przerwała, wzięła głęboki, lecz ciężki wdech i szybko powiedziała — obiecuję.

— Obiecuję.

Znów schowałem głowę pomiędzy jej szyją, muskając delikatnie jej skroń. Dziewczyna włożyła palcę w moję włosy, delikatnie ciągnąc za ich końcówki.

— David.. — mruknęła tak cicho, że ledwo wyłapałem moje imię z jej malinowych, pełnych ust.

— Tak.. Kwiatuszku?

— Możemy iść już do domku? Dzisiaj nie jest najcieplej.

— Dobrze — podniosłem się, co wykonała również dziewczyna.

Co jeżeli któreś z nas, złamię tę cholerną obietnicę? Co jeżeli ja złamię tę obietnicę i nie będe w stanie jej naprawić? Czy da się naprawić taki błąd?

Hejka, kwiatuszki. ❀

Jak myślicie, czy któreś z nich złamię obietnicę?

Do następnego! ♡

Twoja skóra pachnie jak ostatnie dni wakacji. #1 Summer Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz