Rozdział 22

616 35 3
                                    

JESTEŚ NIEZWYKŁA, DAPHNE.

Daphne Pearl od kiedy była dzieckiem, nie potrafiła pozostać obojętna na smutek ludzi wokół niej. Widząc zatroskanych rodziców, rysowała dla nich obrazki by choć na moment na ich twarzach zagościł, chociaż cień uśmiechu. W pewnym okresie robiła to na tyle często, że cała jedna ogromna szuflada w salonie rodzinnego domu była wypełniona jej pracami.

Niezliczoną ilość razy, będąc nastolatką i już później dorosłą, angażowała się wspólnie z siostrami w akcje charytatywne, by jakkolwiek podzielić się tym, co miały z potrzebującymi ludźmi.

Zatem, gdy tylko zauważyła nagłą zmianę w zachowaniu Dylana, nie mogła po prostu stać i się przyglądać. Nie zniosłaby dłużej widoku gasnącego Dylana, który niknął w oczach. Bo to on zawsze uśmiechnięty przekraczał próg biurowca, gdy Daphne wstała lewą nogą i to on poprawiał jej humor. Tego wieczoru przyszła pora na odwrócenie ról.

Z prędkością światła opuściła mieszkanie Collinsa i udała się do swojego, aby zabrać z niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Później pojechała prosto do biurowca, w którym spędzała i tak mnóstwo godzin, jednak nie znała drugiego takiego miejsca jak to. Z tak idealnym widokiem na nocny Nowy Jork.

♡♡♡

Dokładnie godzinę później, tak jak wskazała mu Daphne, Dylan stanął przed wejściem do Art Center, miejsca, które powinno być o tej porze już dawno zamknięte, jednak przyjaźnie wyglądający ochroniarz wpuścił go do środka. Gdy tylko zrobił kilka pierwszych kroków, jego telefon zabrzęczał mu w dłoni, a na ekranie wyświetliła się wiadomość od nieznanego numeru. Od razu po jej przeczytaniu, wiedział, kto jest nadawcą.

Nieznany: Wjedź na samą górę

Kącik ust Dylana drgnął ku górze. Nie miał kompletnie pojęcia, co takiego planowała ta kobieta, jednak domyślał się, że trochę się nad tym natrudziła, bo pewnie nie każdy mógł przebywać w biurowcu w takich godzinach. W międzyczasie zdobyła też jego numer telefonu od Anthony'ego, by z odległości go instruować. Już miał chować telefon do kieszeni, gdy znów dostał wiadomość.

Nieznany: Pośpiesz się, to pora Barry'ego na drzemkę

Zmarszczył czoło na absurd, jakim ociekał ten sms. Jednak gdy przechylił głowę w bok i dostrzegł ochroniarza wpatrującego się w telefon, a później plakietkę z imieniem, zrozumiał co Daphne miała na myśli. Parsknął zduszonym śmiechem i w kilku szybkich krokach znalazł się przy widach, a później na samej górze wieżowca.

Metalowe drzwi rozstąpiły się na ostatnim piętrze i pierwsze co za nimi zobaczył to skąpane w ciemności, które zostały oświetlone jedynie światłem z windy, niebieskie tęczówki i choć minęła raptem godzina, zdążył się za nimi stęsknić. Chyba bardziej niż powinien.

– Zapraszam za mną – powiedziała z uśmiechem, którego również zaczynało mu brakować.

Skinął głową i bez słowa ruszył za Daphne, która prowadziła go w nieznanym mu kierunku i jak tylko znaleźli się przed drzwiami prowadzącymi na klatkę schodową awaryjnego wyjścia, złapał ją za nadgarstek.

– Gdzie ty mnie prowadzisz? – zapytał, gdy się zatrzymała.

– Na dach – odparła lekko, zupełnie tak jakby to było najzwyklejsze miejsce do spędzania czasu po ciemku.

– Na dach? – powtórzy, nie kryjąc zdziwienia, na co dziewczyna przytaknęła. – Można tam wchodzić? To legalne?– Zadał kolejne pytania, dość przejęty pomysłem Pearl.

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz