Rozdział 36

284 21 0
                                    

NIEREALNY.

Dylan stał przed szafą i jak skończony idiota wybierał między rzędami białych koszul.

Śmietankowa, złamana biel, perłowa, mleczna, porcelanowa.

Odpowiedź była dziecinnie prosta.

Zarzucił materiał na dotychczas nagie ramiona, ale zanim sięgnął do zapięcia guzików, chwycił w dłoń telefon z nadzieją, że ujrzy tam wiadomość od Daphne. Niestety nic takiego się nie wydarzyło.

Miał za sobą kolejną nieprzespaną noc, z tym wyjątkiem, że tym razem od ścian czaszki co rusz odbijało mu się echo jej jęków. Jej westchnienia skutecznie pobudzały jego organizm, gdy na języku wciąż czuł jej smak, tak samo jak na ustach miękkość skóry.

Odchodził od zmysłów, gdy ta mieszanka wybuchowa uderzyła go z każdej strony tak niespodziewanie. Nie planował, że ubiegły wieczór potoczy się właśnie w ten sposób. Nie to było jego intencją, ale nie żałował ani sekundy.

Przejrzał się ostatni raz w lustrze i poprawił wiązanie krawatu. Wyglądał nienagannie, z resztą jak zwykle. Ale tego dnia na barkach czuł wyjątkowy ciężar i to wcale nie za sprawą nowej idealnie skrojonej marynarki. Był to ciężar, który sam w pełni świadomie na siebie nałożył. Podjął się wyzwania zdobycia jej każdego skrawka duszy.

A Dylan Collins uwielbia wyzwania, szczególnie takie, które według niektórych z góry skazane są na porażkę.

Po raz kolejny sięgnął po telefon, tym razem nie łudził się, że dostanie jakąkolwiek wiadomość. Od razu wybrał numer Daphne. W gruncie rzeczy nie wiedział, co chce jej powiedzieć, po prostu chciał usłyszeć jej głos.

Jednak rzeczywistość znów zagrała mu na nosie i usłyszał jedynie...ciszę.

Nie było nagranej przez Daphne poczty głosowej ani nawet automatycznej sekretarki. Nic, tylko głucha cisza.

Gdy poprzedniego wieczoru rozdzielali się przy swoich samochodach, choć Dylan zarzekał się, że odwiezie Daphne do domu, jednak ta została przy swoimi, sądził, że wszystko było w porządku. Przecież nie całowałaby go na pożegnanie gdyby następnego ranka miała zniknąć bez słowa. Rozpłynąć się i zostawić po sobie tylko blaknące wspomnienie.

Anthony nie wiedział co się dzieje. Amber choć coś wiedziała, milczała jak zaklęta. Alexis nie było cały dzień w Art Center. W ciemni i na dachu nie było żywej duszy.

Za to w głowie Dylana roiło się od myśli.

Czy to wszystko nie było za dużo?

♡♡♡

– Unikasz mnie.

Ciało Daphne momentalnie stężało po usłyszeniu za sobą doskonale znajomego głosu. Ten sam który wczoraj szeptał jej do ucha komplementy i mówił te wszystkie słowa. Wierzyła mu i w tym tkwił cały problem.

Bała się, że go zawiedzie.

Że go rozczaruje.

Ale czy nie zrobiła tego, gdy rano wyłączyła telefon, nie dając żadnego znaku życia?

– Wcale cię nie unikam – odparła prostując plecy i krzywiąc się do siebie. Sama nie wierzyła w swoje słowa.

Zaszyła się na cały dzień w pracowni, aby jeszcze raz sprawdzić plan na pierwsze przyszłotygodniowe zajęcia. Praca była jej ulubioną ucieczką, bo dzięki niej mogła wmawiać sobie, że przynajmniej robi coś bardziej produktywnego.

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz