Rozdział 35

298 22 3
                                    

ADORACJA.

Ta wiadomość w zasadzie nie musiała nic znaczyć. Mógł ją tylko poinformować o tym, że oświetlenie jest już naprawione. Ale cichy głos w głowie podpowiadał Daphne, żeby to sprawdzić. Osobiście upewnić się, że to tylko głupie światło.

Pod pretekstem gorączki wymknęła się z rodzinnej restauracji, zostawiając w niej bliskich, którzy świętowali jej sukces i złapała pierwszą lepszą taksówkę.

Gdy była już na miejscu, drzwi okazały się być zamknięte, ale przez szybę zdołała dojrzeć poświatę lamp, które przed wyjściem na pewno wyłączyła. Niezastanawiając się już dłużej, wsunęła klucz do zamka i weszła do środka, a zaraz potem zamknęła od wewnątrz.

Idąc oświetlonymi schodami czuła się odrobinę niepewnie. Może to ten otaczający ją niebezpieczny mrok, a może złudna nadzieja, że na końcu drogi odnajdzie to czego w głębi duszy pragnęła.

Drżącą dłonią sięgnęła do klamki, która tym razem ustąpiła. Weszła do ciemni, która tak jak pozostałe pomieszczenia, skąpana była w czerni, choć tu to żadna nowość.

Po omacku zaczęła szukać włącznika światła, była w tym miejscu już tyle razy, że powinna zapamiętać jego dokładne położenie, ale szumiąca krew w uszach niczego jej nie ułatwiała.

Nagle pokój zalała czerwień, a do tego dołączył odgłos kroków.

Wzięła głęboki wdech, gdy Dylan wyłonił się z ciemności. Do tej pory był niczym utajony obraz, teraz nareszcie mogła go zobaczyć.

– Jesteś – wyszeptała.

– Jestem. – Postawił krok w przód. – Gdzie miałbym być? – wygiął brew ku górze w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Nie wiem... Tak nagle zniknąłeś. Martwiłam się o ciebie.

Uniósł dłoń i dotknął jej policzka.

– Martwiłaś się o mnie – powtórzył jakby sam do siebie. Skinęła głową. – Wybacz, musiałem się wymknąć, aby odebrać to. – Wyciągnął zza pleców ogromny bukiet tulipanów. – Są niebieskie, musisz mi uwierzyć – parsknął, bo otaczające ich światło przekłamywało kolory.

– Dziękuję, są przepiękne,

Daphne przejęła bukiet i przesunęła palcami po płatkach. Miała ochotę się rozpłakać, a piekące pod powiekami łzy wcale nie ułatwiały jej powstrzymania się od tego.

– Jeju – pociągnęła nosem i spojrzała w sufit, aby żadna z łez nie wypłynęła. – Nie może być tak, że widzisz mnie cały czas, jak jestem w rozsypce, albo jak płacze, nawet jeżeli to wzruszenie – parsknęła śmiechem, odkładając kwiaty oraz torebkę na blat obok. – Naprawdę dziękuję.

– Spełniłeś moje marzenie – wyznała, spoglądając mu głęboko w oczy, z których biła duma. Był z niej cholernie dumny, a jednocześnie szczęśliwy widząc radość Daphne. Nareszcie dostrzegł ten znaczący błysk w jej jasnych oczach. Choć od pewnego czasu uśmiechała sie do niego, coraz to częściej, to dopiero pierwszy raz uraczyła go tym jednym, szczególnym, który na jej twarzy występował nad wyraz rzadko. Zdecydowanie za rzadko.

– Nie kochanie. – Złapał między palce zbłąkany kosmyk włosów, który do tej pory okalał jej twarz i założył za ucho. – To ty tego dokonałaś, tylko ty – Uśmiechnął się ciepło, gdy drugą dłonią przyciągnął do siebie Daphne i gładził jej plecy. – Ja jedynie ci w tym pomogłem. Gdyby nie ty, nic co teraz nas otacza, by nie powstało. Ty to stworzyłaś.

Kąciki jej ust uniosły się w jeszcze piękniejszym uśmiechu, ale w głębi duszy ledwo powstrzymywała się od łez. Łez szczęścia.

Był z niej dumny, wierzył w nią do samego końca. Czy to znaczy, że była dla niego wystarczająca? Spełniała jakiekolwiek jego oczekiwania, nawet te najmniejsze?

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz