Rozdział 41

235 16 0
                                    

BŁYSZCZYK I BIAŁA CZEKOLADA.

Ludzie mawiają, że szczęśliwi czasu nie liczą.

I właśnie zapewne dlatego ciężko było stwierdzić ile dokładnie spędzili go w Spill the flower w towarzystwie Finna i Jaspera.

Ku uciesze Daphne, nie była ona głównym tematem do rozmowy, a sama kwiaciarnio-herbaciarnia, której historii była najciekawsza. Finn odpowiadał za całe zaopatrzenie herbat i słodkości, za to Jasper sam sprawował piecze nad wszystkimi kwiatami. A to wszystko w połączeniu z ich ogromną miłością do siebie nawzajem tworzyło istną mieszankę sukcesu. I właśnie tego życzyli im Daphne i Dylan, gdy opuszczali lokal.

– Wracając do tulipanów. – Odwróciła się w stronę Dylana, który już na nią patrzył. Zagryzła dolną wargę, gdy przyłapała mężczyznę na wpatrywaniu się w jej profil. – Racja, magik nie zdradza swoich sekretów – przysunęła się bliżej jego twarzy – to tak naprawdę inni go demaskują.

– Zwykli sabotażyści – wypluł z teatralną złością, na którą Daphne zareagowała cichym chichotem, a ten dźwięk spowodował, że nawet najchłodniejszy podmuch wiatru, jaki przeszedł tego dnia po Nowym Jorku nie wytrącił go z zachwytu, w który wpadł patrząc na tę uśmiechniętą twarz.

– Musimy tu częściej przychodzić. Znaczy... – dodała, łapiąc się za słowo.

Bo przecież nie musiał jej nigdzie zabierać. Nie musieli razem wychodzić. Nic nie musieli, nie byli do niczego zobowiązani. Byli po prostu Dylanem i Daphne.

– Tak, zdecydowanie częściej musimy odwiedzać to miejsce. – Znów splótł ze sobą ich palce, nadając szybszego tempa krokom.

Panna Pearl z początku niepewnie kroczyła pół kroku za Dylanem, ale gdy tylko zdała sobie sprawę z tego co działo się dookoła, nadgoniła stworzony dystans. Starała cieszyć się jego obecnością nie zważając na własne wątpliwości, które wciąż kłębiły się w głowie. Potrzebowała czasu, by wreszcie się uspokoiły.

Dlatego z uśmiechem na ustach i w błogiej bliskości przemierzali uliczki miasta, obserwując ludzi, którym wymyślali kolejne scenariusze.

Uliczny muzyk, grając na skrzypcach w ich świecie był wysoko postawionym biznesmenem, który po godzinach pracy przebiera się w nieco poszarpane ubrania i zabawia ludzi na ulicach Nowego Jorku.

Grupka tancerzy, których choreografia błyszczała w światłach neonów i billboardów na Times Square. Każdy z tej czwórki według Dylana i Daphne był z innego świata – dwóch z nich to kuzynostwo ze zwaśnionych rodzin i sama chęć zrobienia im na złość zacieśniła ich więzy. Kolejna dwójka to córka lekarzy oraz syn jednego z polityków, oboje mieli iść w ślady swoich rodziców, ale...pasja wygrała nad oczekiwaniami innych.

– Gdyby nie fakt, że są małżeństwem byłym zazdrosny – napomknął Dylan, gdy podczas wymyślania życiorysu dla kobiety przy straganie z kwiatami myślami wrócili na moment do herbaciarni.

– A to dlaczego?

– Cóż – wciągnął powietrze przez usta z głośnym świstem. – Finn nad wyraz komplementował twoje imię, a mnie ubodło to, że sam do tej pory tego nie zrobiłem.

– Teraz też możesz to zrobić – zaśmiała się, choć wcale tego nie oczekiwała.

W zasadzie, czy oczekiwała czegokolwiek poza tym by kolejny raz nie leczyć złamanego serca?

– Oczywiście, że mogę ale zapewne uznałabyś, że robię to tylko z grzeczności, a wiesz mi, wcale nie dlatego. Więc skomplementuje coś innego. – Przystanęli w miejscu, tak by patrzyli tylko na siebie, od razu złapał Daphne za drugą dłoń. – Chciałbym powiedzieć, że twoje oczy niesamowicie wyglądają w blasku księżyca, ale niestety to światło lampy ulicznej. Co nie zmienia to faktu, że wyglądają niesamowicie. Zawsze – uzupełnił z ogromnym zachwytem, którego nie miał zamiaru jakkolwiek maskować. – Cała jesteś niesamowita. Zawsze. I to jak na twojej twarzy pojawiają się wypieki za każdym razem, gdy cię zawstydzam jest cholernie uzależniającym widokiem, dlatego tak lubię to robić i nawet nie zamierzam przestawać.

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz