Rozdział 47

96 10 0
                                    


TAK? CZYLI JAK?

Następnego ranka

Daphne obudziła się słysząc brzdęki uderzanych o siebie talerzy. Ze wciąż zamkniętymi oczami, dłonią starała się wyczuć, czy Melody leży po drugiej stronie łóżka, ale nie było jej. Przeciągnęła palcami po zaspanej twarzy i po wstaniu z łóżka, zeszła na dół, gdzie znalazła młodszą siostrę. Przystanęła z boku i przyglądała się, jak krzątała się między szafkami. Odetchnęła z ulgą na ten widok, bo zazwyczaj po wizytach Mel nad ranem znajdywała jedynie kubek z herbatą i liścik. Zostawiała po sobie tylko to i znikała, jakby wcale jej tam nie było i cała sytuacja wcale nie miała miejsca.

– Idź pod prysznic, a ja w tym czasie skończę śniadanie – powiedziała Mel, nie odwracając się. Najwidoczniej wyczuwając na sobie wzrok Daphne, ale ta ani drgnęła.

Co prawda zasnęła z telefonem w dłoni, ubrana w dres, ale w głowie miała co innego niż poranną kąpiel.

– Wolałabym najpierw z tobą porozmawiać.

Dłoń Melody zamarła z rączce dzbanka z gorącą herbatą, jednak już zaledwie sekundę później postawiła go wraz z dwoma kubkami tuż przed nosem Daphne, która zajęła miejsce przy kuchennej wyspie.

– W porządku. – Brunetka nie kryła swojego zdziwienia nie słysząc głosu sprzeciwu albo próby ucieczki, ale gdy tylko zauważyła ten znajomy, nikczemny uśmieszek zaczęła przeczuwać co zaraz nastanie. – Więc...ty i Dylan?

Daphne zaczęła żałować, że tego dnia otworzyła w ogóle usta. Sięgnęła napełniony kubek i wzięła łyk ciepłego naparu.

– Nie o tym chciałam rozmawiać.

– Czyli jest coś na rzeczy? – Starała się pociągnąć starszą siostrę za język, siorbiąc głośno, wręcz teatralnie.

– Przyszedł tylko na chwilę. – Daphne starała się stłamsić ciekawość Mel już w zarodku. Jej relacja z Dylanem nie miała być głównym nurtem ich rozmowy. – Był do późna w biurze i poprosiłam żeby mi coś przywiózł.

Melody zmrużyła oczy, przyglądając się dokładnie twarzy siostry, a zaraz potem skupiła swój wzrok na jej dłoniach, które kurczowo zaciskała na kubku.

– Wciąż nie umiesz kłamać. Jesteś cała spięta – cmoknęła, a jak na zawołanie ramiona Daphne opadły i dopiero w tamtym momencie zrozumiała jak bardzo jej mięśnie były napięte. – Skoro przyszedł tylko na chwilę, to nie traciliście czasu. – Machnęła głową w kierunku kanapy, na której oparciu była przewieszona marynarka mężczyzny oraz jego krawat.

Daphne choć wiedziała, że ściągnął to z zupełnie innego powodu zagryzła wnętrze policzka i poczuła jak jej skóra się czerwieni. Wyobraźnia sama stworzyła obraz tego, jak to właśnie ona ściąga z ramion mężczyzny marynarkę, rozwiązuje krawat, a w następnej kolejności rozrywa guziki białej koszuli, by później...

– Zarumieniłaś się – chichot Melody, wybudził Daphne w odpowiednim momencie. Kto wie, do jakiego momentu mogłoby ją to doprowadzić.

– Nie będziemy rozmawiać o mnie. – Podchwyciła rozbawione spojrzenie siostry. Wzięła kolejny łyk herbaty, by w tym czasie wymyślić, w którą stronę powinna pójść ich rozmowa. – Jak się czujesz? Leki pomogły?

– Tak, raczej nie mam gorączki, ale dla pewności przeleżę dzisiaj cały dzień w łóżku.

Daphne skinęła głową, ważąc w głowie każde kolejne słowo, jakie miało opuścić jej usta. Ale nim zdążyły to zrobić, Mel ją ubiegła.

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz