Rozdział 28

601 33 7
                                    

CAŁOWALIŚCIE SIĘ?!

Daphne nie przyszła w piątek do pracy.

Dylan łudził się, że może to tylko jednodniowa nieobecność, ale w sobotę również nie zajrzała do Art Center, choć miała w zwyczaju spędzać tam w weekendy. Może zrozumiała, że za dużo pracuje? Och, nie, to na pewno nie było to.

Może by nie kusić losu albo samej siebie. Lub przez sytuację z Harrym musiała odpocząć.

Albo nie chciała go widzieć.

Znał jej adres, mógłby pojechać i sprawdzić co u niej, ale czy cokolwiek by to dało? Co takiego miałby jej tym razem powiedzieć?

Przeczuwał, że jej nieobecność ma związek z ostatnią sytuacją i rozmową, jaką przeprowadzili. Zakładem, jaki zawarli w przepływie buzujących w nich emocji. Czy był on głupi? Zapewne trochę tak. Jednak Collins czuł niemałą satysfakcję ze świadomości, że Daphne nie ufała sobie na tyle by spędzać z nim czas w biurze sam na sam. Świadczyło to tylko o tym, że i ona miała słabość do niego. Nie działało to tylko w jedną stronę.

Nie pojechał do niej, ale po kilku godzinach bezczynnego wpatrywania się w ekran telefonu, zdecydował się napisać.

Dylan: Ucieczka nie jest najlepszym rozwiązaniem.

Nie musiał zbyt długo czekać na odpowiedź, bo dostał ją niemal od razu.

Daphne: Ale za to najskuteczniejszym.

Dylan: Kłóciłbym się z tym stwierdzeniem, perełko.

Daphne: Miałeś się tak do mnie nie zwracać. Musimy potraktować to jako twoją przegraną.

Dylan: W porządku. Co więc chcesz ze mną zrobić? Jestem cały twój.

Tym razem musiał poczekać trochę dłużej na odpowiedź.

Daphne: Masz ostatnie życie.

Daphne: Nie zmarnuj go.

Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w uśmiechu, z którego wylewało się politowanie. Nie miał siły już to dej dziewczyny, a jednak nie potrafił odpuścić. Ciągnęło go do niej, a ją do niego. Czuł to. Tej dziwnej i nie do końca zrozumiałej więzi nie dało się pomylić z niczym innym. I dałby sobie uciąć rękę, a nawet zabrać wszystkie swoje garnitury, że Daphne też coś takiego wyczuwała. Powoli dawała mu się do siebie zbliżać, a gdy był już wystarczająco blisko, coś pękało. Odbijał się od muru, który wokół siebie wznosiła, zupełnie tak jakby wyrastał on nagle znikąd.

A on postawił sobie za cel, że go zburzy.

Doszczętnie.

Jednak sam nie był w stanie się za to zabrać. Potrzebował drobnej pomocy, a kto nie nadawał się do tego lepiej niż ich wspólny przyjaciel, który właśnie stał naprzeciwko niego po drugiej stronie siatki.

Ich studenckie czwartki na korcie zmieniły się na sobotnie wieczory. Od początku lutego przyjaciele postanowili, że będą spotykać się, by wspólnie zagrać parę setów. Jak na razie ich postanowienie miało się bardzo dobrze.

Zapewne dlatego, że była to dopiero pierwszy miesiąc.

– Mogę cię o coś zapytać?

Przyjaciele po kilku już rozegranych setach podeszli do ławki, na której zostawili butelki wody. Zrobili sobie krótką przerwę między kolejnymi meczami. Im obojgu było miło wrócić do cotygodniowych spotkań na korcie i do wspólnej gry. Był to przyjemny powrót do studenckich czasów, gdy widywali się codziennie na uczelni. Teraz wspólnie prowadzili firmę, ale to już nie było to samo. Nie byli dopiero co wchodzącymi w dorosłość chłopakami, którzy mogli sobie pozwolić na chwile beztroski, a mężczyznami z rozterkami i bagażem doświadczeń, które zdążyły odcisnąć na nich swoje piętno. W mniejszym lub większym stopniu.

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz