Rozdział 31

266 19 4
                                    

UCIECZKA OD WŁASNYCH PRAGNIEŃ.

Kilkadziesiąt minut później, Art Center.

Dylan musiał zapamiętać, że ostatni raz daje swojemu przyjacielowi wolną rękę w jakiekolwiek kwestii. Bo to, co ujrzał i usłyszał na korytarzu przed wejściem do gabinetu, przeszło ludzkie pojęcie. Na takie coś się nie pisał. Gdyby wiedział co takiego stało za porannym telefonem od przyjaciela, nie ruszyłby się z domu.

Z ciężkim westchnieniem i pulsującymi skroniami usiadł przy swoim biurku. Wyciągnął telefon i kliknął ikonkę wiadomości.

Dylan: I to jest ten twój świetny pomysł?

Dylan: Czyś ty do reszty postradał rozum?

Dylan: Jak to przedstawienie ma mi pomóc?

Anthony: Z A Z D R O Ś Ć

Anthony: Kojarzysz?

Dylan: Powinieneś się leczyć.

Anthony: Jeszcze mi podziękujesz ;)

Dylan: Ty mi też, jak w końcu pójdziesz do lekarza ;)

Dylan: Przydałaby ci się wizyta u wenerologa, mój drogi przyjacielu

♡♡♡

Ten dzień był dla Daphne wyjątkowo podły. Ogromny ból głowy, jaki dopadł ją po powrocie do mieszkania utrudniał normalne funkcjonowanie. Wory pod oczami przykryła kilkoma warstwami korektora, a później dużymi czarnymi okularami, w których pokonała całą drogę od miejsca, w którym zatrzymała się taksówka aż na najwyższe piętro biurowca.

Ostre światło w windzie nie pomagało jej w uśmierzeniu bólu, marzyła tylko o wypiciu w spokoju herbaty. Standardowo już od kilku dni miała jedną dla siebie, a drugą dla Dylana.

Naprawdę nie pamiętała za wiele z poprzedniej nocy. Właściwie miała jedynie niewielkie przebłyski z konfrontacji z Cooperem, później była jedynie czarna dziura. Wolała nie dowiedzieć się o sobie czegoś kompromitującego.

Gdy tylko metalowe drzwi rozstąpiły się na odpowiednim piętrze, zwątpiła w swój rozum. Trzy raz wracała spojrzeniem na panel z przyciskami, czy aby na pewno nie pomyliła pięter, albo i nawet wieżowców. Jednak napis Art Center i podświetlony guzik ostatniego piętra sprowadził ją na ziemie i dały jej do zrozumienia, że nie postradała zmysłów.

Poziom, który był jednym z najspokojniejszych w budynku, jak nie w mieście, teraz stał się istnym harmidrem. Głośne rozmowy rozrywały jej głowę, która pulsowała w okropnym i nieprzerwanym bólu. Opuściła windę i wyszła zza zakrętu, idąc w kierunku, z którego dobiegały odgłosy. Przystanęła w półkroku, a nawet cofnęła się od dwa, gdy spostrzegła kolejkę kobiet ciągnącą się przez kilka jardów prosto do drzwi jej gabinetu.

– Co jest grane? – mruknęła do siebie, ściągając z nosa okulary i zakładając je na czubek głowy. Starała się przypomnieć w swojej głowie obraz zapisanego kalendarza, gdzie mogła widnieć informacja o ewentualnym spotkaniu, które przez pulsujący ból mogło jej umknąć.

– Nie uwierzysz, jak ci powiem.

Amber wyrosła obok niej jak spod ziemi. Jej nagłe pojawienie się przestraszyło Daphne do takiego stopnia, że wzdrygnęła się w miejscu i o mało co nie wylała na siebie gorącego napoju.

– Co te modelki tutaj robią? Kto je tu przysłał? I czemu ja nie wiem, że miały do mnie przyjść? – Zaczęła rzucać pytaniami do swojej asystentki. – Od kiedy to my w ogóle zajmujemy się ich rekrutacją? To przecież zadanie agencji i klientów.

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz