Rozdział 45

189 15 1
                                    


MIEJSCE, GDZIE WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO.

Tego samego wieczoru.

– Powiedz mi coś, czego o tobie nie wiem.

Daphne przerwała błogą ciszę, w której meandrowali już od jakiegoś czasu.

Ogromna ulewa pokrzyżowała ich plany na kolejny spacer, ale dzięki temu brunetka nie była tak pochłonięta chwytaniem kolejnych kadrów, a nareszcie mogła się skupić na tym aby wciągnąć od Dylana jak najwięcej.

Kochała ich wspólne spacery, bo wtedy nie musiała się o nic martwić. Nie zastanawiała się, w którą alejkę skręcić by dość do celu. Po prostu szła popchnięta intuicją i pomocną dłonią Dylana, którą za każdym razem jej ofiarowywał.

Chciała wiedzieć o nim coś więcej niż tylko to, co sama zdążyła zauważyć. A wstyd przyznać...widziała tylko te powierzchowne strony. Jednak tego czego była w stu procentach pewna, to to, że miał czyste serce. Czuła to.

Jedyne plamy, jakie mogła na nim dostrzec, to tylko te, które nakładał na nie jej zaburzony osąd.

Mimo bliskości i troski, jakiej od niego dostała, w dalszym ciągu nie zdradził jej o sobie za wiele. W zasadzie nic. Znała tylko szczątkowe informacje, o których powiedział jej jednego wieczoru na dachu i karmiła się jedynie własnymi spostrzeżeniami.

Pierwszą rzeczą, którą robi po przyjściu do pracy, zawsze jest ściągnięcie zegarka i odłożenie go na bok. Wtedy najczęściej zabiera się za szkicowanie projektów lub poprawianie tych zaczętych. Ubiera go dopiero gdy się z nimi upora, a ilekroć wraca do rysowania – znów się go pozbywa. A sprawdzając godzinę, zawsze robi to zerkając na ekran telefonu.

Nie wiedziała jednak dlaczego.

Kiedy się skupiał albo zastanawiał, drapał się po szczęce. Ani razu nie widziała, żeby robił to w innych okolicznościach. Tak samo jak podwijanie rękawów koszuli, lub jeżeli miał je już podwinięte do łokci, nałogowo je poprawiał. Jakby się zsunęły, choć w rzeczywistości nic nie zmieniło się w ich ułożeniu.

Leżąc z głową na jego kolanach, odwróciła się by spojrzeć mu w oczy. Cierpliwie czekała aż tym razem to on zajmie głos.

Doceniała każdą chwilę, w której to on słuchał jej, ale nadeszła pora na zamianę ról.

Obserwowała dokładnie jak na przestrzeni zaledwie kilku sekund zmieniła się jego mimika. Z wyraźnie rozluźnionej, spięła się. Odwrócił wzrok, nie patrzył już na nią, a nie miał tego w zwyczaju, bo przecież każdą chwilę spędzał na przyglądaniu się jej. Mięśnie szczęki zacisnęły się, a zaraz później usłyszała ciche odchrząknięcie. Dłoń, która do tej pory czule przesuwała się po jej głowie, zatrzymała się w miejscu.

Daphne zrozumiała, że w kroczyła na grząski grunt.

Dlaczego nie chcesz się przede mną otworzyć? Choć odrobinę...

Czyżby, mimo wszystko, nie wzbudzała w nim zaufania?

– W porządku, ja zacznę – zdecydowała się nieco przerwać ciszę, która nie była już tak komfortowa jak zaledwie chwilę wcześniej. Znów na nią spojrzał. – Nienawidzę owoców morza – powiedziała z ogromną powagą. – Ośmiornice przerażają mnie, jak nic innego i nie potrafię zrozumieć, jak ludzie mogą to jeść. – Wzdrygnęła się, nie kryjąc swojego obrzydzenia, a widząc na nowo rozluźniającą się twarz mężczyzny, nieco odetchnęła. – Spójrz na to z tej strony. Ktoś pewnego dnia ją wyłowił i stwierdził, że to zje.

Art Of Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz