*POV Melanie*
Zasnęłam gdzieś około czwartej, bo przez moją drzemkę nie mogłam zasnąć.
- Melanie.. wstajemy. - Obudził mnie cichy głos Williama.
- Nie chce. - Burknęłam w poduszkę. - Idź stąd.
Ten się zaśmiał i powiedział. Z czego on się śmieje?
- Już dziesiąta wstawaj.
- Nie chce, poszłam spać o czwartej.
- Czemu tak późno?
- Nie mogłam zasnąć.
- Mhm.. Dobra wstawaj. Mamy do omówienia kilka tematów.
- Teraz?
- Tak.
Od burknęłam jakąś niewyraźną odpowiedź i podniosłam się do siadu.
Mimo, że mamy początek grudnia to o dziwno nie było mi zimno mimo jak spałam pod samym kocem.
- Czemu się nie przebrałaś? - Zapytał zdziwiony.
- W co niby?
- W ubrania?
- Wow, serio? Tylko skąd mam je wziąć niby, co? - Zapytałam z sarkazmem w głosie.
- Z szafy? - Powiedział jakby to było oczywiste.
Podszedł do szafy i otworzył jedne z drzwiczek. Moim oczom ukazała się szafa pełna różnych ubrań. Sukienek, spodni, koszulek, marynarek i wszystkiego co jeszcze istniało.
- To wszystko jest moje? - Zapytałam zdumiona.
- Tak, kochanie. - Poczułam jego oddech na szyi.
Kochanie.. Znowu to "kochanie".
- Mówiłam ci, żebyś mnie nie tak nie nazywał.
- Będę cię tak nazywać, bo jesteś moja. - Powiedział pewnie zbliżając niebezpiecznie twarz do mojej. Dzięki za szczerość.
Odsunęłam się on niego lecz uderzyłam o szafę za mną.
- Skąd takie wnioski? Znamy się niecały dzień.
- Mówiłem ci, że znam cię dużo dłużej niż ci się to wydaje. - Wyszeptał mi w usta po czym się odsunął. - Przebierz się w coś. Za piętnaście minut widzę cię w moim gabinecie. Twoja łazienka jest od razu na lewo. Masz tam kosmetyki i inne bzdety do pielęgnacji, a w toaletce masz jakieś gówna do malowania buźki. Korzystaj z czego chcesz. - Powiedział i wyszedł.
No to zaczynamy zabawę..
Z ubraniami wyjętymi z szafy udałam się do wspomnianej łazienki. Wzięłam szybki, pięciominutowy prysznic po czym ubrałam się w wcześniej wybrane ubrania.
Umyłam twarz, a włosy rozczesałam, po czym upięłam w koka na czubku głowy.
Wróciłam do pokoju. Zostało mi jeszcze tylko pięć minut więc na pewno się nie wyrobię. Ale cóż na księżniczkę trzeba czekać.
Kiedy skończyłam się malować było już z dziesięć minut po wyznaczonym czasie, więc szybko wstałam, psiknęłam się jakaś pierwszą lepszą mgiełką jaką znalazłam i wyszłam.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie znajduje się ten cały gabinet.
Przechodziłam obok jednego z ochroniarzy więc to jego postanowiłam się spytać gdzie znajduje się pomieszczenie.
Zbliżając się do mężczyzny zdążyłam poznać w nim tego samego ochroniarza, który przywitał mnie wczoraj. Tylko teraz jego twarz była pobita, przez co na jego buzi widniało pełno siniaków.
- Em.. przepraszam. - Zwróciłam na siebie jego uwagę. - Gdzie jest gabinet Williama Davis'a?
On bez słowa zaczął iść w nieznanym mi kierunku, a ja skierowałam się za nim.
Po chwili znaleźliśmy się pod drzwiami. Ochroniarz zostawił mnie samą, a ja niepewnie zapukałam. Słysząc ciche "proszę" otworzyłam drzwi.
- Spóźniłaś się. - Powiedział siedząc za ciemno brązowym, masywnym biurkiem.
Jego gabinet był jak wie moje sypialnie. Wszędzie stały regały i szafy tego samego koloru co biurko.
- Zgubiłam się.
- Zgubiłaś się czy się malowałaś? - Zapytał patrząc na mnie opartym o oparcie fotela.
- Czy to ważne?
- Oczywiście, że nie. - Zaśmiał się. - Ale tak na przyszłość nie musisz się malować. Jesteś piękna bez makijażu.
Skrzywiłam się słysząc te słowa. Kim ty jesteś człowieku?
William wstał z czarnego fotela i skierował się w stronę sofy, która była na prawo od wejścia.
- Usiądź proszę.
Tak jak kazał tak zrobiłam. Usiadłam na czarnej sofie. Ja zajęłam jeden koniec, a mężczyzna drugi.
- Dobrze więc.. chodzisz jeszcze do szkoły prawda?
- No a jak myślałeś, że mam szesnaście lat i nie chodzę do szkoły?
William nieco się poruszył na te słowa nie wiedząc czemu.
- No tak, to teraz będziesz się uczyć tutaj.
- Co? Czemu? - Zapytałam oburzona. - Czyli co teraz nie mogę się nawet z przyjaciółmi spotykać?
- Najpierw trzeba ich mieć kochana.
Nie powiem zabolało.
- Po pierwsze to nie musiałeś mnie dołować jeszcze bardziej, że nie mam nikogo oprócz rodzeństwa. - Spojrzałam na niego mówiąc oschle. Typ mnie denerwuje. - A po drugie nie nazywaj mnie tak.
- Och.. Przepraszam, nie wiedziałem. - Czy mi się wydaje, czy mu jest przykro? Nie, nie.. wydaje mi się.
- To tyle, mogę już iść?
- Jeszcze nie. Oddam ci swój telefon, ale pamiętaj. Na każdym korytarzu są kamery, a ochrona stoi dwadzieścia cztery godziny na dobę, dzień w dzień, więc żadna ucieczka nie wchodzi w grę, a poza tym nawet, jeżeli uciekniesz co jest mało prawdopodobne, a nawet jeśli to znajdziemy cię w przeciągu godziny.
- Rozumiem, że chcesz mnie nastraszyć?
- W żadnym wypadku, po prostu ostrzegam.
- Dobra. Tyle? - Ton mojego głosu momentalnie się zmienił. Był teraz oschły.
- Jeszcze jedno. Jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie tydzień. Zostaniesz tutaj, zostaną tutaj moi pracownicy, więc jak coś będziesz chciała to możesz ich o to poprosić.
- Okej, nie będę tęsknić.
Mężczyzna wstał i podszedł do biurka. Sięgnął po mój telefon i mi go oddał.
- Radzę nie planować żadnej ucieczki, bo źle się to skończy. - Powiedział ponownie.
- Mogę już iść?
- Tak.. - Powiedział zrezygnowany.
- A jeszcze jedno! - Przypomniało mi się. - Chce mój motor.
- Motor? - Zapytał zdziwiony.
- Co? Myślisz, że tylko chłopcy na nich jeżdżą. Ponoć mnie znasz bardzo dobrze i nie wiedziałeś tak podstawowej informacji?
Patrzył na mnie niezrozumiale.
- Nie dostaniesz motoru.
- Tak?
- Tak.
Nie odezwałam się już i czym prędzej wyszłam z pomieszczenia i wróciłam do "mojego pokoju", żeby zadzwonić do brata.
Lód pęka i pęka w dalszym ciągu bez mojej wiedzy.
CZYTASZ
Ostatnia nadzieja
Fiksi RemajaHej, jestem Melanie wraz z moim rodzeństwem po śmierci naszej matki przeprowadziliśmy się do ojca. Po przeprowadzce poznałam dużo cudownych osób, ale też tych mniej.. Jednym z nich jest pewien chłopak przez którego moje życie diametralnie się zmieni...