Rozdział 11: Głos kpiny

166 9 1
                                    

Kiedy we dwójkę zeszliśmy na dół, stanęliśmy w holu, do którego chwilę później wszedł Mil, który był jeszcze w piżamie. 

- Nie idziesz dzisiaj do szkoły? 

- Nie, muszę się zająć tą idiotką, która się rozchorowała.

- Przecież mówiła, że tylko ją głowa boli. 

- Tak a teraz ma gorączkę 39.4 i nie może wstawać z łóżka. - No to współczuję. Zawsze Miley kiedy jest chora narzeka gorzej niż największy maruda na świecie, współczuję mu, bo z nią w takim stanie nie da się wytrzymać.

- Przekaż jej dużo zdrowia ode mnie. - Skierowałam te słowa do Milana po czym obróciłam się do Davida. - A Liam nie idzie? 

- Ma lekcje odwołane dzisiaj.

No to super jestem skazana na tego głupka do końca dnia..

- Mel.. - Zwrócił się do mnie Milan - Dzisiaj wrócisz również pod okiem Davida, dobrze?

- Ale..

- Nie dyskutuj. 

Kiwnęłam głową, po co mi jego opieka. Umiem przecież jeździć, a poza tym nie mam pięciu lat.

Skierowaliśmy się do garażu i każdy wsiadł na swój motor.

- Co powiesz na mały wyścig? - Zapytał brunet. 

- Spoko, kto pierwszy do wjazdu do miasta wygrywa. 

Wyjechaliśmy momentalnie z garażu i każdy ruszył przed siebie. 

Przed nami pojawił się znak z nazwą miasta. Ostatnia prosta. Przyśpieszyłam. 

Niestety tym razem nie poszło po mojej myśli. 

Obok mnie przejechał motor bruneta, a po chwili zatrzymał się przy znaku. 

- Cholera. - Walnęłam dłonią w motor. Zatrzymałam się obok niego zjeżdżając na pobocze. - Gratulacje, wygrałeś ze mną po raz pierwszy. 

- No widzisz to dlatego, że nie dawałem ci fory. 

- Oj już nie przesadzaj. Pogódź się z tym, że jestem lepsza. 

Wyjęłam telefon i spojrzałam na godzinę. 7:42.

- Dobra jedziemy. 

Wsiedliśmy na motory i ruszyliśmy w stronę szkoły. 

Przejechaliśmy przez bramę i momentalnie wszystkie oczy skierowały się na nas. Kto by się spodziewał, że nagle kiedy dwójka rodzeństwa Hamilton wjedzie na motorach na parking przy szkole każdy będzie się na nas gapił? No właśnie. 

Zaparkowaliśmy na naszych stałych miejscach i zeszliśmy z motorów. 

- Pamiętaj, że lunch jesz dzisiaj przy naszym stoliku i nie obchodzi mnie czy chcesz czy nie.

Kiwnęłam głową i zdjęłam kask, wzięłam do ręki, żeby włożyć go potem do szafki. 

- Do zobaczenia. - Powiedziałam odchodząc. 

- No, cześć. 

Nie minęła nawet minuta, a dookoła nas zebrały się już szkolne cheerleaderki i inne córki bogatych tatusiów. Stereotypowe laski z wypchanymi piersiami i ustami jak parówki. 

Skierowałam się do drzwi wejściowych. Połowa uczniów wywiercała we mnie dziurę wzrokiem. 

CO WY ODE MNIE CHCECIE?!

Ostatnia nadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz