Rozdział 23: Wiliam Davis

108 7 1
                                    

*POV Melanie*

Otworzyłam ciężkie powieki. Znajdowałam się w pokoju. Nie moim pokoju. Dziwne dźwięki..., ktoś w salonie..., telefon do Davida..., otwierane drzwi..., "Podziękujesz za to swojemu Lukasowi"... i.. ciemność, aż do teraz. 

Pomieszczenie było całe białe miało na środku łóżko, na którym leżałam, stolik z krzesłem i szafę. O co tu chodzi?

Podniosłam się na łokciu i poczułam coś na moich kostkach. Popatrzyłam w tamtym kierunku i ujrzałam linę, którą miałam szczelnie zawiązane stopy. 

- Widzę, że księżniczka się obudziła. - Usłyszałam niski głos. Podskoczyłam na dźwięk nieznanego mi głosu. 

Starałam się zlokalizować jakąkolwiek osobę. Niestety przez jedną niewinną żarówkę na końcu stoliku, nie było nic, ani nikogo widać.

- Halo? Co ty chcesz? - Zapytałam zaniepokojona.

- Od ciebie? Nic, ale gdyby nie rozkaz szefa skorzystał bym z twojej obecności tu i teraz. - Powiedział dumnie po czym zobaczyłam zarys sylwetki po drugiej stronie pokoju.

- To od kogo?

- Od kogo? Od twojego tatusia. - Przerwał na chwilę, po czym wyłonił się z ciemności i stanął przede mną wysoki, wytatuowany, mężczyzna.

Tata? Co on ma do tego?

- Co wy od niego chcecie? - Zapytałam. Błagam nie płacz, nie płacz.. Powtarzałam sobie w kółko. 

- Och.. Tego ode mnie nie usłyszysz. - Pokręcił głową. Skierował się w stronę drzwi, ale przystanął chwilę przed ich otworzeniem. - Przyjdzie ktoś do ciebie wieczorem. Na stole masz jedzenie. - I wyszedł.

Usłyszałam przekręcający się klucz w drzwiach. Super..

Wstałam z o dziwo wygodnego łóżka i podreptałam do biurka, na którym stał talerz. Dwie kanapki i sok. Z tego co widzę - pomarańczowy. Czy ja chce to jeść? Nie, zdecydowanie nie, na pewno nie od kogoś kogo nie znam. 

Zostałam porwana. PORWANA. A siedzę teraz w pokoju nie wiadomo gdzie i nie wiem o robić. Gdyby była tu moja siostra od razu miałaby rozwiązanie, ale jej tu nie ma. 

Zaczęłam popłakiwać z tęsknoty za domem. Nie chce tu być! Chce do siostry, Milana, Davida, Liama..., po prostu chcę do domu...

Ponownie rzuciłam się na łóżko i płakałam w poduszkę. Płakałam i płakałam do puki nie skończyły mi się łzy.

Znalazłam się w białym pomieszczeniu.

Przede mną stoi moja matka.

Chciałam do niej podbiec i się przytulić, ale kiedy stanęłam obok, ta odsunęła się.

Zrobiłam krok w przód, a ta się odsunęła. Ponownie.

Jeszcze raz zrobiłam krok w przód, a ta jeszcze raz się odsunęła.

I tak następne trzy razy.

- Mamo?

- Nie jestem twoją mamą. Umarłam przez ciebie! To ty mnie zabiłaś! To ty odcięłaś mnie od aparatury!

- Mamo przecież to nie ja!

Stałam już cała zapłakana.

- Nie ty?! To spójrz na swoje ręce!

Zrobiłam to co powiedziała. W prawej ręce trzymałam biały kabel. Odwróciłam się. Stałam przy łóżku, na którym leżała moja matka, a w ręku trzymałam kabel.

Ostatnia nadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz