*POV Milan*
Była prawie jedenasta. Nikt z naszej trójki nie poszedł do szkoły. Nie po tym jak dowiedzieliśmy się, że Melanie została oddana. Nie wiem jak ojciec mógł to zrobić. Wczoraj wraz z rodzeństwem obmyśleliśmy wstępny plan odzyskania Mel, teraz zostało nam tylko dopracować do końca i wdrożyć w życie.
Słysząc wibrujący telefon na stole podniosłem się z materaca i podszedłem do biurka. Zerknąłem na ekran. Mel.
Nie zastanawiając się, odebrałem.
- Mel?
- Witam, Kochany braciszku. - Powiedziała radośnie.
- Mel?! Wszystko dobrze? Jak to się stało, że dzwonisz? Czekaj idę do Davida!
Po drugiej stornie usłyszałem śmiech Melanie.
- Spokojnie nie zabij się tam tylko.
Otworzyłem drzwi od pokoju Davida. I to był błąd. Zobaczyłem na łóżku jakąś pustą blondynkę i brata.
- Och.. nie chciałem przeszkadzać. - Powiedziałem patrząc się w te dwójkę.
- Właśnie to robisz. - Powiedziała nieznana mi dziewczyna.
- David znowu jesteś w łóżku z jakąś lafiryndą? - Odezwała się Melanie, którą miałem na głośnomówiącym.
David słysząc głos siostry z telefonu wstał na równe, założył bokserki i wręcz biegiem zmierzał w moim kierunku.
- Melanie?
- David. Nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę.
- Wszystko dobrze? - Zapytał.
Tak, żyje, jeszcze. - Ostatnie słowo dodała dopiero po chwili.
- Alison idziesz do domu. - Powiedział David w stronę tej lafiryndy, jak zawała ją Melanie.
☼
Kilka minut później ja, David, Liam i Miley siedzieliśmy w salonie prowadząc wideo rozmowę z Melanie.
- Jak to się stało? Zostałaś porwana no w sumie to po pozwoleniem, ale nie ważne, a pokój masz lepszy niż nie jedna księżniczka. - Zapytała Miley.
- No co nie. Sama się zdziwiłam. Myślałam, że zamknie mnie w piwnicy, nie dostanę jedzenia, telefonu, dostępu do wody, a mam pokój dwa razy większy niż tam, całą szafę ubrań, posiłki i łazienkę jak z bajki.
*POV Melanie*
- Stara to ty masz tam lepiej niż w domu. - Odezwała się Miley. Nasza rozmowa trwała już z dobre dwie godziny i nic nie wskazywało na to żeby szybko miała się skończyć.
- To już nie jest mój dom, Miley. - Posmutniałam. - Mój dom jest tam gdzie mama, a nie ojciec, który pokazuje się po szesnastu latach, a potem w zamian za dwa i pół miliona oddaje w ręce kogoś o kogo istnieniu nie miałaś pojęcia. On nie jest już moim ojcem i nigdy nie był.
Z moich oczu zaczęły spływać niekontrolowanie łzy, ale cóż taka prawda.
- Melanie. - Usłyszałam głos ojca.
Nie.
- Córeczko.. proszę.. ja na prawdę nie chciałem. - Mówił zbliżając się do kanapy, na której siedziało moje rodzeństwo.
- Nie nazywaj mnie tak! - Podniosłam głos. - Ojciec się znalazł! - Prychnęłam. - Przypomniałeś sobie o swoich dzieciach kiedy jesteśmy prawie dorośli! Zostawiłeś nas i naszą matkę na pastwę losu, a sam wyjechałeś i miałeś nas w dupie! Kiedy myślałam, że chociaż trochę ci na nas zależy odwaliłeś kolejne gówno! Więc teraz się kurwa nie nazywaj się moim ojcem! Gdyby nie śmierć matki dalej miałbyś nas w dupie!
- Córeczko.., będziesz mi to wypominać powinnaś się cieszyć, że wziąłem cię i nie mieszkasz w domu dziecka! - Podniósł głos.
- Nie córeczkuj mi tu! - Przerwałam i starałam uspokoić głos. Łzy dalej ciurkiem spływały z moich oczu. - Nie jestem już nią. Straciłeś właśnie jedno z pięciorga dzieci. - Powiedziałam patrząc się na ojca w ekranie.
- Nie powiedziałaś tego.. - Zaczął cicho.
- Powiedziałam.. wole gnić tutaj w willi jakiegoś cholernego Williama Davis'a, którego znam od niecałych dwóch dni niż z tobą. I mam nadzieję z wyrzuty sumienia będą cię zżerać od środka do zasranej śmierci.
- Mela?
To on. To cholerny William Davis.
Wytarłam oczy z łez, żeby nie widział mojego stanu. Odwróciłam głowę w stronę mężczyzny. Patrzył niepewnym wzrokiem na mnie.
Wszyscy po drugiej stronie połączenia ucichli widząc za mną Williama Davis'a. Nawet ojciec.
- Z kim rozmawiasz? - Zapytał podchodząc bliżej. - I czemu płaczesz?
- Z nikim. - Wypowiadając te słowa wpatrywałam się w sylwetkę "ojca", która widniała na ekranie.
Nie odezwał się na mój ruch, ale widać było, że go to zabolało. Co mnie dziwi, bo zrobił mi takie coś i myślał, że mu wybaczę. To był czyn niewybaczalny.
- To dlaczego płaczesz?
- Nie płaczę. - Powiedziałam. Pokręciłam głową i mocno zacisnęłam powieki czując, że oczy zapełniają się łzami. - Idź sobie.
Miałam zamknięte oczy mając i nadzieję, że mężczyzna sobie pójdzie. Niestety, myliłam się.
Poczułam uginający się materac. Duże, ciepłe, dłonie złapały mnie za policzki, a moja głowa została podniesiona.
- Spójrz na mnie.
Pokręciłam głową. Nie teraz, nie w tym stanie.
- Kochanie.. spójrz na mnie.
Ponownie pokręciłam głową z zamkniętymi oczami.
- Kurwa Melanie Hamilton, spójrz na mnie do cholery. - Jego głos był niski i stanowczy.
Przestraszyłam się podskakując lekko na materacu, ale w dalszym ciągu nie podniosłam powiek.
- Idź stąd, nie chce cię widzieć i już ci mówiłam, że masz się tak do mnie nie odzywać.
Nagle jego dłonie zniknęły z mojego ciała. Na moje szczęście.
- Chciałem być miły, ale najwidoczniej nie chcesz współpracować.
Teraz otworzyłam oczy. Boje się go.
- Widzisz to? - Nagle w jego dłoni pojawiły się kluczyki od motoru. Mojego motoru, poznałam to po jednym z breloczków, który wisiał tam. Kupiłam go na wycieczce w podstawówce i przedstawiał on minionka.
Chciałam sięgnąć po to, ale ten był szybszy.
- Chciałem ci go dać dobrowolnie, ale teraz musisz sobie na to zasłużyć.
Po tych słowach wyszedł z pokoju.
Wszyscy wpatrywali się we mnie z niezrozumieniem.
- Co to miało znaczyć?! - Odezwał się oburzony Milan.
Pokręciłam głową i zaczęłam płakać.
- Chce do domu. Zabierzcie mnie stąd. - Łkałam.
- Mel. Uspokój się proszę. My mamy już plan, ale musisz się uspokoić.
Na te słowa nieco się uspokoiłam.
Chłopaki wraz z Miley powiedzieli mi wstępny plan. Oby się udał.
CZYTASZ
Ostatnia nadzieja
Novela JuvenilHej, jestem Melanie wraz z moim rodzeństwem po śmierci naszej matki przeprowadziliśmy się do ojca. Po przeprowadzce poznałam dużo cudownych osób, ale też tych mniej.. Jednym z nich jest pewien chłopak przez którego moje życie diametralnie się zmieni...