1.
Żyje dość krótko, ale mogę stwierdzić, że nienawidzę tego świata. Ludzie, którzy mnie otaczają zwyczajnie widzą w mojej osobie interes. Dlatego dzisiaj postanowiłam to zmienić. Nigdy nie byłam rzeczą i nie chcę by za taką mnie brano. Mam imię, posiadam nazwisko oraz ciało. Powinnam być traktowana jak każdy, ale tak nie jest. Więc uciekłam od tego bałaganu. Jak to wyglądało?
Zegarek wskazywał trzecią rano. Właśnie teraz powinien przyjść Jackson i sprawdzić czy śpię. Planowałam to tak długo i nie mam zamiaru się teraz wycofać. W ręce trzymam policyjna latarkę, dzięki, której z łatwością powalę przeciwnika. Mieszkanie w prowizorycznym pokoju nastolatki na pewno nikomu by się nie spodobało. To miejsce mnie przytłacza, więc wolę uciec. Mogą mnie ścigać, ale przez chwilę chce poczuć się wolna. Słyszę przekręcanie kluczyka w zamku. Zaczynamy. Do środka wchodzi Jackson. Cichym krokiem podchodzi do mojej pryczy i patrzy czy śpię. Niespodziewanie uderzam go w głowę, przez co ląduje na ziemi oszołomiony. Dziękuję ci Boże. Zamykam pomieszczenie i kieruje się schodami na górę. O tej porze nie ma zbyt wielu osób. Jednak ja jestem bardzo uważna i sprawdzam każdy korytarz przed przejściem. Maszeruję czując jak adrenalina sięga zenitu. Serce bije na tyle szybko, że dziwię się, iż nie opuściło jeszcze mojej klatki piersiowej. Gdy podchodzę do drzwi prowadzących na poziom pierwszy słyszę czyjś głos. Z kieszeni wyciągam kluczkę i wkładam je do zamka. Popędzona zbliżającymi się krokami oraz głosami upuszczam kluczę. Szybko jednak podnoszę je z ziemi i przekręcam zamek. Otwieram drzwi i przechodzę na drugą stronę. Bezpieczna. Stoję w wielkiej hali, gdzie Steven trzyma samochody. To tutaj są jedyne drzwi, do których wejścia nie trzeba użyć klucza. Ponieważ panuję tutaj mrok uważam na swoje kroki. Nie chcę się potknąć i spalić gafy. Gdy dochodzę do stalowych drzwi naciskam klamkę i pcham je do przodu. Słyszę skrzyp i po chwili uderza we mnie świeże powietrze. Oddycham głęboko, a uśmiech nie znika z mojej twarzy.
- Tam jest!- Słyszę krzyk mężczyzny. Zauważyli mnie, niedobrze. Czym prędzej wybiegam na dwór. Dzisiaj wyjątkowo mam ochotę przebiec nieokreśloną ilość kilometrów. Odwracam się do tyłu by sprawdzić czy zgubiłam ochroniarzy. Na razie ich nie widać. Dobiegam do ogrodzenia i teraz kompletnie nie mam pojęcia, co robić. Przejdę przez nie i będę wolna. Co wolisz, siedzieć tutaj czy poczuć wolność? Pyta podświadomość. Łapie głęboki wdech i zaczynam wspinaczkę, która była nieplanowana. To naprawdę ciężkie, ale jakoś mi idzie. Ogrodzenie z drutu i co jeszcze.
- Mike ona ucieka!- Jego głos dodaje mi otuchy. Od razu przyspieszam i za chwilę przekładam nogę przez siatkę. Zahaczam swoje dżinsowe spodnie rozrywając je, co jest teraz mało istotne. Słyszę dźwięk odbezpieczonej broni, co pobudza mnie do skoku. Robię to w momencie, w którym słyszę strzał i wycie syren. Jednak nie poszło po mojej myśli. Zaczynam biec w głąb lasu. Nie po to czekałam osiemnaście lat by teraz dać się znowu złapać. Nie zniosę dłużej tego okropnego życia w tym miejscu. Światła bijące od tego miejsca zaczynają znikać. Lada moment, a ucieknę. Kolejny strzał symbolizuję, że puszczono za mną pościg. Co się dziwić? Najcenniejszy skarb tego miejsca uciekł. Przyspieszam, chociaż to wydaje się być już niemożliwe. Las, przez, który biegnę jest okropnie ciemny. Widzę drzewa oraz ziemie, po której stąpam. Jednak nie wiem, co na niej leży. Odwracam się by spojrzeć jak daleko w tyle został pościg za mną. Kompletna ciemność zupełnie nie pozwala mi na określenie miejsca położenia. Po chwili upadam na ziemię i zaczynam turlać się z górki. Gałęzie ranią moją twarz, a korzenie bardziej rozrywają ubranie. Świat zakręcił się zbyt wiele razy, przez co jest mi niedobrze. W końcu staje i czuję potworny ból. Leżę na ziemi przykryta przez gałęzie drzew oraz mokrą trawę.
- Zgubiliśmy ją? Szef nas kurwa zabije!
- Zamknij się Mike i chodź dalej- ich kroki zaczynają cichnąć. Odchodzą, a ja oddycham z ulgą. Wiatr porusza moimi brązowymi włosami. Sowy huczą nie pozostawiając mnie samej. Zamykam powieki dając wolność łzą. Nie mam pojęcia, co teraz ze sobą zrobić ani, gdzie pójść. Nie wiem, gdzie jest droga ani najbliższe miasto. Jednak wszystko jest o sto procent lepsze niż gnicie w tamtym miejscu. Wycieram łzy wstając z ziemi. Czas ruszyć w nieznaną drogę. Chociaż bardzo bolą mnie nogi i ręce idę przed siebie. Moje oczy powoli przyzwyczajają się do tego mroku. Nie liczę na to, że ludzie Steven'a mnie nie znajdą, ale chcę teraz poczuć się tak jak inni. Moi rówieśnicy zapijają siebie na imprezach, olewają szkołę i wszczynają bunt przeciwko rodzicom. Nie wiedzą ile bym dała za takie właśnie życie. Nie poznałam swojej matki. Ponoć bardzo mnie kochała, ale umarła przy porodzie. Jednak zostało zaplanowane coś, co wie tylko Steven. Nie bez powodu jestem ścigana. Mam wartość, jakiej nie ma żaden ważny człowiek. Canberra to mój dom, może nie prawdziwy, ale jednak. W końcu docieram nad jezioro bądź rzekę. Zmęczona całym dniem upadam na piasek i zasypiam. Jak na dzisiaj to za wiele.
***
- Tutaj leży jakaś dziewczyna Niall!- Krzyki budzą mnie ze wspaniałego snu. Czyżby to byli jego ludzie? Może drzemka na piasku to był zły pomysł. Jednak sparaliżowana strachem w ogóle się nie poruszam.- Zabierzmy ją do bazy.
- Powaliło cię?! Wiesz, co zrobi Harry jak ją zobaczy. Nie tylko zabije ją, ale i nas!
- To mamy ją tak zostawić?!
- Jeżeli wpadnie w szał to ty się tłumaczysz Zayn- czyjeś ręce chwytają mnie w pasie. Zostaję przewieszona przez ramię. Kim są ci dwaj? Czyżby nie znali mojej osoby? Postanawiam dać im się zabrać. I tak nigdzie bym nie doszła. U nich przynajmniej czegoś się dowiem i pożyję, póki ten Harry nie dowie się o moim istnieniu. Nie mija dziesięć minut, a dochodzimy do białego domku. Na pozór wygląda zwyczajnie, ale pozory mylą. Nieznajomi otwierają drzwi i wchodzimy do środka. Bałagan. Ląduję na kanapie czekając, aż coś powiedzą. Coraz bardziej przychylna mi jest ucieczka, ale niby, dokąd? Skoro mnie nie zabili to jakiś plus.
- Kto to do kurwy jest?- Słyszę kolejny, nowy głos.
- Znaleźliśmy ją nad brzegiem jeziora- mówi- chyba-Zayn. Nie wyczuwam w jego głosie jakiegokolwiek strachu, więc mogę stwierdzić, że to nie Harry, którego każdy Bóg wie, czemu się obawia.
- I co w związku z tym? Ja rozumiem, że lecisz na takie laski, ale stary! Harry cię powiesi.
- Mówiłem!- Dołącza być może Niall.- Trzeba ją zabić i tyle.
- Nie!- Protestuję Zayn.
- Jeżeli nie my to on to zrobi!- Krzyczy nieznajomy, a ja nie wytrzymując ich wrzasków zrywam się z kanapy i biegnę w stronę drzwi. Nie mogę zniknąć skoro ledwo, co uciekłam z piekła. Wiem, że tam wrócę za to, kim jestem. Gdy chwytam za klamkę jak się okazuję drzwi są zamknięte. Moje serce bije sto razy szybciej. Odwracam się napięcie zauważając trzech chłopaków.
- Czy ona nas kurwa podsłuchiwała?- Pyta wkurzony nieznajomy. Ma zielono-szare oczy oraz kasztanowe włosy. Spoglądam na pozostałą dwójkę. Niall to zapewne ten blondyn o niebieskich oczach, a Zayn to mulat, którego oczy kolorem przypominają czekoladę. Moja klatka piersiowa unosi się w górę i w dół. Nie mogę zapanować nad strachem, który aktualnie opanowuje moje ciało.
- Spokojnie, nic ci nie zrobimy- tłumaczy Zayn, a ja napinam mięśnie. Jestem gotowa zrobić im krzywdę tylko po to by uciec.
- Mów za siebie- prycha chłopak, który od jakiegoś czasu cholernie działa mi na nerwy.
- Zamknij japę Louis! Nie pomagasz ani trochę. Jak ci na imię?- Pyta zezłoszczony mulat.
Zapewne wyglądam teraz jak spłoszone zwierzę, które wpadło w pułapkę. Stoją nad nim trzy drapieżniki, z czego tylko jeden wygląda na przyjaznego. Przełykam ślinę i analizuję tą sytuację. Nie powiem nazwiska, ale imię mogę zdradzić. Mnóstwo jest dziewczyn takich jak ja.
- Penny.
CZYTASZ
Starry Road||H.S|| [Zakończone]
Fanfiction"Tylko raz w życiu trafia się miłość, i to jeżeli masz szczęście."-Dennis Lehane- Pułapka zza grobu ✘Opowiadanie nie jest tłumaczeniem! ✘Wszelkie prawa zastrzeżone! ✘Okładkę robiłam sama ;)