35.

198 11 3
                                    

Penny

 Ponieważ weekend przyszedł szybciej niż się spodziewałam nie miałam planów. Nadal leżałam w łóżku czując jak poduszka wręcz wzywa bym nie podnosiła głowy. Tak, tak kochana, zrobię to. Niespodziewanie mój telefon zaczyna wibrować wyrywając mnie tym samym z konwersacji między mną, a poduszką.  

    Przewracam się niezgrabnie na drugi bok wyciągając rękę, na stolik, gdzie leży mój telefon. Spoglądam na winowajcę, ale nie potrafię się zbytnio gniewać. Po prostu przesuwam zieloną słuchawkę po ekranie i czekam na jakieś wyjaśnienia.

- Plany na dzisiaj?

- Zero.

- Masz godzinę, Pen.

- Co? Harry!- i oczywiście się rozłączył. Spojrzałam ukradkiem na godzinę przez co nieomal dostałam zawału. Czternasta?! Myślałam, że jest do cholery ranek. Jednak od dawna jestem znana ze swojego lenistwa i nieróbstwa.  

Zwlekam się z łóżka. O piętnastej tutaj będzie. Mam tylko godzinę by doprowadzić się do należytego porządku. Czym prędzej biegnę do łazienki, by wziąć najszybszy prysznic w historii. Gdy kończę docieram z ręcznikiem na głowie do swojej szafy. Nie mam pojęcia co założyć. Stawiam na dżinsy i białą bluzkę. Zaczynam suszyć włosy jednocześnie ustawiając potrzebne kosmetyki. Nakładam niewielką ilość makijażu, po czym zakładam naszykowane ubrania. Potem czym prędzej pędzę odwiesić ręcznik i umyć zęby. Chwytam swój telefon i czarną torbę, po czym sprawdzam godzinę. Czterdzieści pięć, dobry czas dziewczyno. Wzdycham ciężko siadając na blacie w kuchni. Chyba, jak zjem banana nic się nie stanie. Już mam gryźć, gdy słyszę pukanie do drzwi. Przewracam oczami i otwieram je chłopakowi. Ma na sobie czarne dżinsy oraz ciemnozielony t-shirt. Na dodatek ta seksowna, czarna skóra. Nagle zamyślona kieruję rękę z bananem prosto na swoją bluzkę.

- Kurwa!- syczę odskakując w bok. Wyrzucam banana do kosza słysząc śmiech Harolda z tyłu.

- Aż tak seksowny jestem? Wiem, że przy moich zdjęciach ten banan ląduje nie tylko w twoich ustach.

- Fuj, jesteś obleśny- przewracam oczami, na co Harry wybucha głośnym śmiechem. Idę prosto do pokoju zdejmując bluzkę. Jestem tak zamyślona tym co założyć, że zapominam o chłopaku podążającym za mną. Teraz jestem w samym staniku. Przyspieszam wbiegając do pokoju. Gdy chcę zamknąć drzwi chłopak wsadza nogę, co uniemożliwia mi domknięcie.

- No weź, widziałem więcej niż ciebie w staniku.

- Jesteś dzisiaj strasznie zboczony- w końcu ulegam i wpuszczam go do siebie. Przegrzebuję szafę w celu znalezienia 'odpowiedniej bluzki'.

- Kotki?- zauważam jak trzyma moją bluzkę w mordki czarnych kotków. Od razu czuję, że moje policzki, aż pieką i wyrywam mu ją z rąk.- Załóż ją.

- Nie żartuj sobie.

- Nie, naprawdę załóż- mówi całkiem poważnie. W końcu przekładam biały t-shirt z twarzami kotków. Potem opuszczamy moje mieszkanie. Nadal nie wiem, gdzie Harry chcę mnie zabrać. Po prostu wolę nie pytać bo nie dostanę odpowiedzi.  

Jedziemy w przyjemniej ciszy, której żadne z nas nie raczy przerwać. Czuję się jak kiedyś. Tak w ogólne, to skąd on ma samochód? W sumie... mógł wynająć lub kupić. Stać go w końcu. Jedziemy gdzieś w stronę plaży. Zdążyłam już ogarnąć w miarę Brooklyn. Przyglądam się widokowi za oknem. Słońce powoli zachodzi farbując niebo na różowy i pomarańczowy kolor. W końcu parkujemy, a ja spoglądam zdziwiona na Styles'a.

- Wesołe miasteczko?

- Chyba każdy jest dzieckiem, prawda?- chichoczę wyciągając do mnie rękę. Niepewnie ja chwytam i ruszam przed siebie. Ciepło, tak mi teraz ciepło i przyjemnie. Wchodzimy w tabun ludzi. Pełno budek z jedzeniem, budek z konkursami, karuzel i innych dupereli. Harry podchodzi do jednej z napisem „Hot chocolate" i zamawia dwie duże kawy z czekoladą i bitą śmietaną. Dopiero teraz zaczynam odczuwać zimno. Mogłam zabrać kurtkę, ale tego nie zrobiłam bo jestem głupia. Harry wraca z naszymi napojami i zapewne zauważa, że jest mi zimno bo zdejmuję kurtkę.

- Nie trzeba.

- Nie jesteś feministką kochanie i dobrze o tym wiemy- kochanie? Moje policzki ponownie zaczęły piec.  Wypiłam gorący napój rozgrzewając się od środka. Chłopak proponuje byśmy poszli na karuzelę. Zgadzam się, gdyż nigdy nie korzystałam z takich atrakcji. Siadam zaraz przed nim, a gdy ruszamy zaciskam dłonie na łańcuchach.

- Nie bój się Pen! Jestem za tobą.- kiwam głową i rozluźniam. Zaczynamy się kręcić szybciej, a uśmiech automatycznie wskakuję na moją buźkę. Harry krzyczy coś w stylu ,,Whooha!", a ja spoglądam na niego. Wygląda komicznie i biorąc pod uwagę, iż jest szefem gangu to w ogóle niepodobne. Zaczynam chichotać. W końcu schodzimy z karuzeli i idziemy w stronę jednej z budek, gdzie trzeba strzelić z pistoletu by zdobyć misia. Hazza oczywiście zna się na takich rzeczach, więc trafia za pierwszym razem.

- Panie! Jeśli byś pan nie był z tą młodą damą pomyślałbym, że robi pan to zawodowo.

-Nic ci kurwa do tego- warczy Harry, a ja trącam go łokciem. Za nagrodę wybieram wielkiego, pluszowego misia. Ruszamy w stronę auta. Biedny, pewnie jest cały zmarznięty. Wsiadamy do auta i opuszczamy wesołe miasteczko. Dzisiejszy dzień zaliczam do udanych. Zielonooki włącza ogrzewanie i przygłasza muzykę w radiu. Niemalże zasypiam przy cichym brzdąkaniu gitary. Gdy zajeżdżamy na dworze panuję kompletny mrok. Hazza otwiera mi drzwi i pomaga wysiąść. Stajemy naprzeciwko siebie w trochę niezręcznej sytuacji. CO ROBIĆ?

- Podobało ci się dzisiaj?

- Było cudownie, nie wiedziałam że potrafisz być taki romantyczny.

- Penny... chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo żałuję swoich czynów i jeżeli byłaby szansa żebyś mi wybaczyła.- ujmuję jego zimne policzki w dłonie. Chyba nie mogę się gniewać wiecznie.

- Harry... wybaczam ci- chłopak od razu wpija się dziko w moje usta. Przyciąga mnie tak blisko, że przestrzeń dzieląca nas wcześniej znika. Rozpala we mnie tak ogromny ogień, że w ogóle nie potrzebuję tej głupiej kurtki. - Idziemy... do mnie?

- Szybko-  i tak jak powiedział zrobiliśmy. Zaczęliśmy prawie, że biec na to drugie piętro. Mało brakowało, a potknęłam bym się o ogromnego misia. Szybko włożyłam klucze do zamka i go przekręciłam. Wparowaliśmy do środka, a pierwsze co zrobiliśmy było rzucenie się na siebie niczym wygłodniałe wilki. Harry ścisnął moje pośladki przez co jęknęłam, dając mu tym samym wejście. Toczyliśmy językami walkę, którą wygrał. Nawet nie wiem kiedy po przejściu- nie- przetoczeniu się przez wszystkie ściany wlecieliśmy do mojego pokoju. Harry rzucił mnie na łóżko i dalej zaczął namiętnie całować. Potem zjeżdżał pocałunkami w dół, a ja tylko przygryzałam wargę nie mogąc zrobić nic innego. Dlaczego? Przygwoździł moje nadgarstki do materaca.  

- Zdejmiemy te twoje kiciusie.

- Debil- przewróciłam oczami, gdy zdjął moją bluzkę, a następnie pocałował mnie w usta. Kocham, gdy mnie całuje, dotyka i żartuję.  

Po prostu kocham go kuźwa całego i wiem, że nawet gdybym bardzo chciała nie jestem zdolna gniewać się na niego bo z całego serca chcę byśmy byli razem, szczęśliwi. Na dodatek gotowa jestem przeżyć z nim swój pierwszy raz. Pomimo tego, że obawiam się go jak cholera, chcę aby Harry był tym pierwszym i być może ostatnim.

- Harry.

- Hmm?

- Chcę to zrobić- podniósł głowę z mojego brzucha, a jego wzrok wskazywał, że ostatnią, rzeczą jakiej się teraz spodziewał było pozwolenie na seks.

- Czyli co?  

- Chcę się z tobą kochać, idioto!

- Ja z tobą też, księżniczko- znowu wrócił do góry by złączyć nasze usta.

   Tak właśnie, pragnę cię Harry. Pragnę cię kurewsko mocno, nawet bardziej niż zasranego powietrza czy jedzenia. Pragnę przeżyć każdą, pieprzoną minutę z tobą. Po prostu cię cholernie kocham!

Hahah... zboczuszki do poniedziałku :* Pozdrawiam xx  :'D


Starry Road||H.S|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz