34.

212 11 2
                                    

Nastawiam wodę na herbatę dla naszej dwójki. W pokoju nastała dziwna cisza, która jest okropna. Wolałabym teraz słuchać jego śmiechu, uwag, krzyku, płaczu, a nie ciszy. Nie minął chyba nawet tydzień, albo i minął od tej prowizorycznej rozłąki. To pokazuję jak bardzo jesteśmy ze sobą zżyci.  

     Zalewam kubki gorącą wodą i przenoszę je na szklany stół przed kanapą. Harry siedzi na niej ze spuszczoną głową, a ja wskakuję podkulając nogi pod brodę. Wzdycham ciężko czekając, aż cokolwiek z siebie wydusi. Chcę by wyłożył karty na stół. Co ma zamiar zrobić z nami?

- Ja... chciałem cię na samym początku przeprosić Pen- oblizuję usta i czekam na ciąg dalszy.- Byłem pieprzonym kutasem zostawiając cię samą.

- Byłeś. Dlaczego to wszystko zrobiłeś, wyjaśnij Harry.

- Myślałem, że zrozumiesz co stracisz jak wyjedziesz- wymrukuję, a ja czuję, że narasta we mnie złość.

- No brawo, najlepszy sposób. Powiem ci tyle, że ci się cholernie udało bo martwiłam się, gdy nie dawałeś znaku życia, płakałam każdego, pieprzonego wieczoru błagając byś był cały. Udało ci się!

- Przepraszam, dobra? Wiem kurwa co zrobiłem, wiem że to nie było dorosłe i kurewskie ale...

- Ale co?! Nie dorosłe? Porównałeś mnie do dziwki i uciekłeś.

- Ale kurwa nie chciałem żebyś jechała!- krzyczy. Sąsiedzi mogą zabrać popcorn i wygodnie usiąść w fotelach. Na dzisiaj to nie koniec. Wiedziałam, że bez kłótni się nie obejdzie.

- Dlaczego?! Powiedz mi DLACZEGO?!

- Bo się do cholery bałem!- krzyczy wymachując rękoma. Patrzę poirytowana na tego człowieka po raz pierwszy nie mogąc określić co wskazuję jego wyraz twarzy.- Nie chciałem cię puścić bo mieszkając na tamtym zadupiu miałem pewność, że nikogo nie spotkasz i w nikim się nie zakochasz.

- Bałeś się, że cię zostawię? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy?

- Tak, ale to przeszłość. Zdałem sobie sprawę, że to dziecinne i przyleciałem za tobą. Przepraszam, że tak cię nazwałem, ale gdy jestem pijany... nie chciałem żebyś poznała tego Harry'ego.

- Poznałam! Poznałam bo byłeś na tyle nieodpowiedzialny by ponieść się emocją i upić, po czym zwyzywać, odjechać i nie dawać znaku!- chowam głowę pomiędzy kolanami. Czuję, że zacznę za moment płakać. Nie umiemy normalnie rozmawiać. Zawsze kończy się tak samo, płaczem. Po krótkiej chwili czuję ciepłe ręce dotykające mojego kolana. Podnoszę głowę i spoglądam na Harry'ego, którego tęczówki przybrały kolor ciemnej zieleni. Jest wkurzony, a wcale nie wybucha. Znaczy to tylko, tyle że próbuje kontrolować gniew.  

-Wiem, wiem jakim byłem kutasem, wiem Penny. Przepraszam, bardzo cię przepraszam za to, że cierpiałaś. Przepraszam, że miałem w dupie twoje uczucia. Nie mogę cię błagać w tym momencie o przebaczenie, ale proszę byś to przemyślała. Nie chcę stracić naszych wspólnych chwil- podniósł się i pocałował mnie w policzek. Złapał swoje walizki i wyszedł z domu bez słowa.

Patrzyłam oszołomiona w puste miejsce, gdzie raptem pięć minut siedział. Mrugam, a pojedyncza łza spływa po moim policzku. Głupotą by było, gdybym wybiegła i kazała mu zostać. On w tej chwili musi przemyśleć swoje zachowanie. Miał na to wiele czasu, ale tym razem oboje potrzebujemy go po równo. Muszę pomyśleć co dalej. Źle że taka sugestia przemknęła mi przez głowę, ale prawdę mówiąc nie zrobił nic złego. Również ponoszę za jego słowa odpowiedzialność. Naciskałam by pojechał chociaż jasno wyraził swoją opinię co do tego. Czy gdyby on kazał mi polecieć do Japonii również bym to zrobiła? Odpowiedź jest jasna. Nie. Jednak on tutaj przyleciał chociaż nie chciał. To jasny dowód, że naprawdę mu zależy. Bał się, że mnie straci. Po prostu był zwyczajnie zazdrosny. Nie ma powodu bo to jego kuźwa kocham i nikogo innego! To dla niego jestem gotowa rzucić się w ogień i ruszyć na pomoc bez broni. Powinien to zrozumieć. Wzdycham zrezygnowana chwytając jego zimny kubek i wylewając zawartość do zlewu. Włączam w telewizorze jakiś pierwszy lepszy film, po czym upijam łyka ciepłej herbaty. Dzisiejszy dzień zaliczam do debilizmu. Muszę pójść spać bo jutro trzeba zawitać w pracy. Otwieram chociaż zamykałam. Jednak kończę o szesnastej.  

Harry

Idę tymi pieprzonymi ulicami NY. Tak dobrze było trzymać ją w swoich ramionach i pocałować. Usłyszeć zapomniany głos oraz ujrzeć zasrane łzy. W cholerę żałuję wszystkich decyzji, które podjąłem przed jej wylotem. Mogłem teraz leżeć w tym pieprzonym mieszkaniu trzymając ją w ramionach. Niestety, moja głupota spowodowała to, że teraz idę jak debil do bazy, gdzie mam być szefem. Zgodziłem się tutaj urzędować bo w końcu trzeba jakoś zarabiać. Kurwa mać, nie najlepszy sposób, ale co ja mogę? Nie poszedłem na studia i ledwo co ukończyłem liceum. Staję przed trzypiętrowym budynkiem. Popycham stalowe drzwi, gdzie od razu napotykam wielkiego jak goryl ochroniarza. Kurwa mać, gdybym miał siłę zamiast słów użyłbym pięści.

-Kim jesteś ?- pyta zagradzając mi drogę.

-Harry Styles idioto, coś ci to mówi?- warczę, a jego mina ze złej zmienia się na wystraszoną.

-Do-dowód!

-Jak ci kurwa rozkwaszę mordę to będzie dowód? Nie mam sił na pieprzenie głupot po locie!  

-Pro-proszę tędy- wiedziałem, że na takiego idiotę podziałają zwyczajne słówka. Wchodzę na najwyższe piętro. Popycham drewniane drzwi wchodząc do pustego pomieszczenia. Szafki, biurko, sofa, wieszak. Wymarzony pokój. Wzdycham ciężko odkładając rzeczy na bok.

-Proszę, proszę. Kogóż moje piękne oczy widzą?- w progu z papierosem w gębie jak zwykle stoi Stewart. Czarne oczy skupione są na mnie jak na pieprzonym eksponacie. Odbija się od ściany w międzyczasie poprawiając kruczoczarne włosy zalizane do tyłu.

-Największy dupek w NY! Stewart – przybijamy sobie piątkę i zaczynamy rozmowę.

-Co się tutaj sprowadza Styles? Mówiłeś, że za żadne skarby nie postawisz nogi w tym mieście.

-Zmieniłem zdanie.

-Miałeś widocznie ważny powód stary- gasi swojego peta i rzuca go przez otwarte okno.  Nie tak co prawda wyobrażałem sobie dzisiejszy dzień, ale lepsze to niż nic. Chłopak klepie mnie po ramieniu i powoli kieruję się w stronę drzwi.

-Do jutra, Styles- to ostatnie mówi i znika. Zamykam drzwi na klucz by nikt mi już nie przeszkadzał. Zdejmuję buty i upadam na kanapę. Naprawdę chcę mi się spać. Dzisiejsze wydarzenia wykańczają szybciej niż paskudna choroba.  

Liam miał rację, gdy wylatywałem. Muszę zrobić o wiele więcej niż romantyczna kolacja bo Penny nie nabierze się na moje desperackie ratowanie związku. Muszę pokazać, że mi zależy. Zrobić coś czego by się nie spodziewała. Wycierpiała zbyt wiele i musi za to dostać nagrodę!

   Spoglądam w sufit kolejny raz tego wieczoru. Zawiedziony swoim własnym zachowaniem zamykam oczy wyobrażając sobie brunetkę przy moim boku. Marząc by była zawsze i by nigdy nie zniknęła.


Starry Road||H.S|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz