Rozdział 34: "Nie chcę zawieść tego dzieciaka"

212 17 2
                                    

Cofnął się kilka kroków w tył, z szokiem wymalowanym na twarzy, która zbladła nagle. Ponownie wyglądały reakcje jego towarzyszy, kiedy rozpoznali nieznajomych. Na szczęście wykazali na tyle mądrości, by nie wyciągać różdżek.

– Kim jesteście? – spytała cienkim, drżącym, dziecięcym głosikiem mniejsza Hermiona, chowając się za plecami najwyższych osób, którymi zdecydowanie byli Remus i Tonks. Mniejsza wersja Harry'ego przyglądała się obecnemu Czarnemu z zmarszczonymi brwiami. Nie pasował mu wygląd chłopaka, który był niemal identyczny jak on.

– Ile macie lat? – spytał Żyleta, ignorując wcześniejsze pytanie dziewczynki. Tym razem to dzieci spojrzeli po sobie, jakby chcąc wypytać siebie nawzajem.

– Sześć – szepnął Junior, spuszczając w dół głowę otoczoną burza niezdarnych włosów, kryjących cienką bliznę w kształcie błyskawicy, szpecącą jego czoło. Gdy tylko się wypowiedział, od razu tego pożałował. Czy uderzą go przy wszystkich?

– Ja też – mruknęli jednocześnie Dylanek, Nela, Ron, Milka i Hermiona.

– Ja mam pięć – dodała Ginny. Remus i Tonks wpatrywali się w nich podejrzliwie. Na pierwszy rzut oka widzieli, że są oni dużo starsi, więc nie zdziwili się, gdy wykazując się ostrożnością i chłodną, uważną analizą sytuacji, nie odpowiedzieli na zadane pytanie, wciąż wwiercajac się w Hogwartczyków wzrokiem.

Ron wypuścił ze świstem powietrze, Ginny ukryła twarz w dłoniach, a Harry zaczął kląć pod nosem, nie szczędząc języka. Przywołał do siebie towarzyszy, zostawiając dzieci z boku.

– Co robimy? – zapytał szeptem – Mówimy im kim jesteśmy i pytamy czy wiedzą jak się z tąd wydostać?

– Weź ty czasem pomyśl – prychnęła Milka – Jasne, że nie wiedzą, skoro są nami z przeszłości.

– Myślę, że to może być jakaś forma zadania – rzekł powoli Remus, uważnie ważąc słowa – Chyba najrozsądniej będzie, jeśli się rozdzielony i każdy porozmawiał z młodszym sobą na osobności. Dzięki temu poczują się spokojniej, będą chętniej odpowiadać na nasze pytania i, kto wie, może pomogą nam z tąd wyjść? Owoc jest już prawie zniszczony. Jesteśmy w jego środku, a to znaczy, że kiedy się z niego wydostaniemy, wreszcie zniknie na dobre.

– Dobry pomysł, Remusie – pochwaliła go Tonks

– Odpowiadacie na ich pytania – dodała jeszcze Hermiona – wtedy bardziej wam zaufają.

Odwrócili się z powrotem do ich z przeszłości, którzy wpatrywali się w nich uważnie. Każdy podszedł do swojego młodszego odpowiednika. Harry przełknął głośno ślinę, gdy szedł w stronę małego siebie. By nie patrzyć mu w oczy, skupił się na jego wyglądzie. Chłopczyk miał na sobie wyciochrany i pocharatany granatowy sweter, który sięgał mu do kolan, czarne jeansy, które wyglądały jakby kiedyś nosił je wieloryb i czarne trampki, z odklejającą się podeszwą. Czarne, roztrzepane włoski wyróżniały się na bladej twarzy i zaczerwienionych, najprawdopodobniej od gorączki policzków, z podłużną szramą na jednym z nich. Chudziutki.

– Możemy pogadać? – spytał delikatnie Czarny, gdy podszedł do chłopca. Ten zlustrował go uważnym spojrzeniem, po czym kiwnął lekko głową. Junior odetchnął głęboko – Ja wiem, że to zabrzmi absurdalnie... – zaczął powoli – ale jestem tobą z przyszłości – zrobił pauzę, by zobaczyć reakcje młodszego siebie.

– Domyśliłem się – mruknął – Ale nie mam pojęcia jak to możliwe.

– W przyszłości stanie się mnóstwo rzeczy, o których teraz nie mam czasu rozmawiać, ale podjąłem się, a raczej ty podjąłeś się, zniszczenia pewnej rzeczy, która przeniosła mnie tutaj. Aby do końca ja zniszczyć muszę się z tąd wydostać. Wiesz może, czy to możliwe?

– Nie wiem – szepnął i przymknął oczy, skulając się w miejscu, jakby w oczekiwaniu na cios. Uchylił powieki, gdy ten nie nadszedł. Ze zdumieniem dostrzegł pełen bólu wzrok starszego siebie. Czarny położył mu ręce na ramionach, ignorując, że wzdrygnął się, czując jego dotyk.

– Teraz, Młody, słuchaj mnie uważnie, bo to co powiem jest mega ważne i zapamiętaj to sobie – zapowiedział, patrząc mu w oczy – Vernon to zwykła szuja, wszystko co ci robi, tylko to udowadnia. To jego wina, nie twoja i nigdy nie próbuj myśleć inaczej. Nie możesz na podstawie jego zachowań bać się całego świata. Na nim są ludzie kochający i wspaniali. Kilku z nich poznasz. Mówiłeś, że masz sześć lat, tak? W takim razie jedną z najważniejszych osób w twoim rzyciu poznasz już za trochę. Nie będzie łatwo, ale wszystko się ułoży, zobaczysz.

– Czyli będziemy szczęśliwi? – wyszeptał młodszy Harry. Czarny zawahał się na chwilę, myśląc o Voldemorcie, o stracie Syriusza, o przepowiedni ciążącej mu na barkach, o wiecznym strachu, o problemach psychicznych, o tym jak Syriusz go uderzył. Zdecydowanie był dużo szczęśliwszy niż ten Harry, który siedział przed nim, jednak, czy mógł to nazwać szczęściem? Miał Ekipę, przyjaciół i Ginny, lecz wciąż problemy niemal go przygniatała. Jednak patrząc w tę pełne naiwnej, dziecięcej nadziei oczy swojego małego odpowiednika, nie chciał go zawieść.

– No jasne, młody.

Mały Harry uśmiechnął się promiennie. Czarny próbował odwzajemniać uśmiech, choć sądząc po uczucia, jakie mu przy tym towarzyszyło, wyszedł mu bardziej grymas. Razem odwrócili się do reszty, która najwyraźniej również kończyła już swoje rozmowy. Tym razem, bez podziału na wiek, wszyscy razem spojrzeli po sobie, gdy z bieli wyjawiła się, znana już, ciemna mgiełka, szybko formująca się w duże, szybko wirujące tornado. Mniejsza wersja Milki wrzasnęła na to przeraźliwie, lecz ta starsza szybko ją uspokoiła, chco nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Czyżby już wykonali zadanie? Wir zbliżył się do nich, pochłaniając ich sylwetki w swoją otchłań. Wirowali chwilę w czarnej jak smoła mgle, po czym tornado wyrzuciło ich z powrotem do pokoju życzeń. Ich młodsze odpowiedniki zniknęły w trakcie kręcenia się. Rezejrzeli się po sobie.

– To było to zadanie? – zapytał Ron, z lekkim niedowierzaniem

– Ej przestań, Ron – ofuknęła go Hermiona – Powinieneś się cieszyć, że to było to, a nie na przykład walka ze smokiem! A to też nie było bezsensowne. Chyba całe zadanie polegało na tym, by przeprowadzić rozmowę z osobami z przeszłości tak, by nie namieszać, nie zaingerować w ich życie, a jednocześnie ich przekonać. To zadanie miało sprawdzać naszą umiejętność sensownego argumentowania i myślenia.

– A owoc?... – spytał Żyleta, wskazując palcem na miejsce na łóżku, gdzie wcześniej leżał owoc.

– Zniszczony – odparła Ginny

– Zostało z niego tylko to – dodał Harry, biorąc do ręki czarny kawałek pokryty zielonymi szmaragdami. Przyjrzał mu się z zaciekawieniem.

Ginny machnęła różdżką, mruknęła pod nosem zaklęcie, a w pozostałości z kamienia pojawiły się dwie małe, okrągłe dziurki, w które następnie wsunął się sznurek, oplatujacy nadgarstek Harry'ego.

– Pasuje ci do oczu – wyjaśniła Ginny, całując go w szyję i bawiąc się jego nowa bransoletką.



Oblubieniec Zła | Harry Potter Fanfiction Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz