Prequel cz XIV

176 7 17
                                    

Obudził się w zupełnej ciemności. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedział dlaczego nie może nic zobaczyć. Poderwał się do góry, czując mocno bijące serce i panikę, ogarniającą jego ciało.

– Hej, spokojnie. – usłyszał łagodny głos Neli, która chwilę później przytuliła go do siebie, czując jak ten drży. – Wszystko już w porządku...

– Nie widzę – szepnął żałośnie  Harry, przytulając się do dziewczyny niemal rozpaczliwie.

– Masz tylko opatrunki na oczach – usłyszał słabo rozbawiony głos Matta i po chwili poczuł, że mężczyzna zdejmuje mu je z oczu.

Zakłopotał się, gdy zdał sobie sprawę, że, w istocie, teraz wszystko widzi.

– Użył jakiejś trucizny – wyjaśnił Matt. – Miała tak jakby... nie wiem. Wyłączyć oczy? W każdym razie użyliśmy trochę magii i wszystko powinno być okej.

– Jak się czujesz? – spytał Żyleta, siedzący w drugim kącie pomieszczenia.

– Jest okej – bąknął, wciąż czując lekkie zażenowanie. Na twarzy Matta, ani Ekipy, która stała przy ścianie nie było jednak pogardy, a zrozumienie i troska.

Przymknął oczy, gdy wspomnienia z wczoraj naparły na niego z całą siłą. Wyrzuty sumienia uderzyły go najmocniej.

– Co się stało? – spytała Nela, kadac mu rękę na ramieniu.

– Boże, ja go zabiłem...

– Co?!

– Wszedł, a ja strzeliłem... Boże...

– Harry uspokój się! – krzyknął Matt, łapiąc go za ramiona. – Gdzie celowałeś? – chłopak nie odpowiedział przez chwilę. – To nie jest twoja wina – dodał łagodnie.

– Nie musiałem strzelać...

Junior czuł się po prostu źle. Nie mógł znieść myśli, że zabił. Nie chciał żałować, a jednak wyrzuty sumienia paliły go od środka. Poczuł jak Dylan łapie go za nadgarstki.

– Czarny, spójrz na mnie – poprosił cicho. Poczekał aż chłopak wykona polecenie. – Musiałeś to zrobić. Działałeś w obronie własnej.

Oczy Harry'ego wypełniły się łzami. Słysząc jak ludzie chcą mu pomóc, czuł się jeszcze gorzej.

– Gdzie Szefunio? – spytał, starając się, by jego głos nie drżał.

– Załatwia akcje – odparł Sprite. – Dzisiaj miałeś wziąć jakiś przewóz, ale stwierdził, że odwoła ci wszystkie akcje do końca tygodnia.

Harry jedynie skinął głową, na znak, że zrozumiał.

***

Jakiś czas później, przyszedł do niego Szefunio. Mężczyzna wyglądał jakby na wykończonego: był blady, miał ciemne cienie pod oczami, a włosy w nieładzie. On również nie obwiniał Harry'ego i uważał, że ten nie powinien mieć wyrzutów sumienia.

***

Kilka dni później, zebrali się w klubie, całą Ekipą, Szefunio i Matt, by świętować urodziny Harry'ego.

– Ogłaszam wszem i obec – zaczął Matt. – Że mam zamiar najebać się do nieprzytomności – wyszczerzył się, podczas śmiechu reszty.

– Ja cie nie będę później wynosić – ostrzegł go Szefunio.

– Spoko. Możesz zostawić mnie na podłodze.

Cam pokręcił głową z rozbawieniem, słysząc jeszcze śmiech Ekipy. Usiedli przy swoim stoliku, a starsi mężczyźni u bliźniacy sięgnęli po kieliszki. Werta, Czarny i Żyleta spojrzeli na nich z wyrzutem, gdy nalali sobie do naczyń, zupełnie ich ignorując.

Oblubieniec Zła | Harry Potter Fanfiction Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz