Rozdział 7: Szpitalne rozmowy

521 19 13
                                    

Nie docierało do niego nic. Nie słyszał biegnącej Ekipy, łkającej Hermiony, ani szumu drzew. Słyszał tylko ciszę w płucach chrześniaka. Poczuł szarpnięcie za ramiona, któremu uległ. Przed oczami pojawiła mu się zmartwiona twarz Jerry'ego. Chłopak pytał się go o różne rzeczy. Łapa jednak patrzył bez emocji, jak Szefunio, Milka, Remus, Sweety i Żyleta próbują uratować Harry'ego. Fortis zajął się Ronem i Hermioną. Wydawało mu się, że minęły wieki zanim usłyszał syrenę, zwiastującą przyjazd karetki. Z pojazdu wyszła trójka lekarzy, którzy szybko przystąpili do reanimacji rannego. Syriusz nawet nie zdawał sobie sprawy, że po jego policzkach płyną łzy. Przeniósł pusty wzrok na najbliższe drzewo. Nie mógł znieść widoku Juniora, bladego, leżącego bezwładnie na zimnej trawie z kulką w brzuchu, umierającego. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak wielkim ciosem byłaby dla niego śmierć chłopaka. Lekarze zajęli się teraz opatrywaniem Rosjanina, chociaż Black twierdził, że ten na to nie zasłużył. Podszedł na drżących nogach do Czarnego, kiedy ten zaczął ponownie oddychać. W ustach miał jakąś rurkę, a do szyi miał podłączoną kroplówkę. Z nagiej klatki piersiowej odchodziło kilka kabelków. Dopiero teraz Syriusz dostrzegł jaki chłopak jest chudy. Nawet w tak słabym oświetleniu mógł bez problemu policzyć wszystkie jego żebra.

- W porządku? - usłyszał głos Szefunia. Spojrzał na jego zmęczoną, twarz, która chyba jeszcze niegdy nie wyglądała tak staro. Metalowe tęczówki wciąż wypełnione były strachem. Mimowolnie przypomniał sobie słowa Juniora.

- Tak...

Ujął wyciągniętą rękę Szefa, który pomógł mu wstać i poszedł z nim do samochodu. W środku siedział Dylan palący papierosa za papierosem i popłakująca cicho Sweety.

Usiadł z starszym mężczyzną z tyłu. Zaczęło padać.

- Jedź do najbliższego szpitala - poinstruował Szefunio Żyletę - Podobno tam go zabierają - dodał - Remus, Ron i Hermiona pojechali wcześniej z Milką, więc powinni być już na miejscu.

Reszta drogi upłynęła im w zupełnej ciszy.

***

Wpadli do cichego szpitala. Całe korytarze skąpane były w mroku. Jedyna mała lampka paliła się przy recepcji. Recepcjonistka skrobała długopisem po kartce

- Poczekajcie tu - mruknął Żyleta

- Co chcesz zrobić?

- Użyje swoich uroków osobistych, by wydobyć z niej informacje - wyszczerzył się Dylan

- Dobry wieczór - przywitał się. Kobieta podniosła na niego wzrok.

- W czym mogę pomóc? - spytała uprzejmie

- Niedawno trafił do was Harry Potter. Wie pani może, gdzie go znajdziemy?

- Ach ten chłopiec! - westchnęła - Jest na sali operacyjnej. Lekarze zabrali go niemal od razu, nie wyglądał najlepiej. Możecie poczekać przy sali nr 12.

- Dziękujemy - mruknął posępnie, wracając do reszty

- I co? - zadała pytanie Nela

- Nic nie wie.

W milczeniu udali się pod wskazaną salę. Na miejscu siedzieli już wszyscy pozostali.

***

- Ile już go operują ? - odezwał się cicho Ron

- Dwie godziny - odpowiedział Remus zmęczonym głosem

- Aha.

Zamilkli ponownie. Jak na znak poderwali się, kiedy młodszy lekarz wyszedł z sali.

Oblubieniec Zła | Harry Potter Fanfiction Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz