Rozdział 33: "Nasz Czarny Owoc"

213 15 3
                                    

Odpłynął w dalekie głębiny jego umysłu, przypominając sobie każdą rzecz jaką dowiedział się na temat Czarnych Owoców, skupił się na jego wyglądzie i okoliczności w jakiej został stworzony. Przed oczami błysnął mu jego obraz. Prędko postarał się go utrzymać, jednak był zbyt podekscytowany, by mu się udało. Spróbował kolejny raz jednak znowu z marnym skutkiem. Kolejne próby nie wyglądały lepiej. Dopiero za siódmym razem, owoc nie zniknął mu z przed oczu po kilku sekundach. Starając się zachować spokój i nie zakłócać niczym innym niż owoc myśli, zaczął powoli wycofywać się ze swojego umysłu. Poczuł szarpnięcie, jakby owoc protestował wyciągnięciu go, jakby podejrzewał, że go zniszczą, ale zignorował je wciąż powoli wracając do rzeczywistości. Gdy to mu się udało, od razu poczuł ciężar w prawej ręce. Zerknął tam i z uśmiechem satysfakcji zobaczył na niej Czarny Owoc.

Był on wielkości i kształtu mniej więcej zbliżonego do piłki do footballu amerykańskiego, w kolorze czerni, granatu oraz szkarłatnej czerwieni. Dopiero po chwili dostrzegł, że ma również kilka niewielkich zielonych wypukłości, podobnych do niewielkich szmaragdów. Odłożył go obok siebie na łóżko, ponieważ jego ciężar zaczął mu bardzo ciążyć. Jego przyjaciele przyjrzeli się przedmiotowi z ciekawością i niepewnością na twarzach.

– Dobrze się czujesz? – spytała z troską Ginny, kładąc mu dłoń na policzku. Spojrzał na jej zmartwioną twarz.

– Czuję go – szepnął, faktycznie czując jakby coś ciężkiego uciskali mu pierś. Gdy spojrzał na owoc, ten zadygotał, a ciężar jakby podwoił się – Czuję jego bliskość. To na pewno nasz Czarny Owoc.

Jego towarzysze oglądali owoc z ciekawością. Gdy Czarny przyjrzał mu się z bliska, stwierdził, że nie jest to nic dziwnego. Przedmiot naprawdę wyglądał pięknie. Szmaragdowe wypuklenia pasowały do błyszczącej powłoki świecącej czerwienią i granatem, a czerń wspaniałe łączyła to wszystko w sensowną całość. W to, co otrzymamy jeśli połączyli charaktery Harry'ego i Voldemorta.

– Jak to zniszczymy? – spytał drżącym szeptem Ron

– Myślałem o tym ostatnio – wyznał Junior, przygryzając wargę. Sięgnął do swojego plecaka,  z którego po chwili wyciągnął kieł bazyliszka. Jego przyjaciele wybałuszyli na niego oczy.

– Kieł bazyliszka? – wydusił Żyleta

– To musi być coś najbardziej zabójczego – stwierdził powoli Czarny – Żeby mieć pewność, że zostanie zniszczony na zawsze. Jad bazyliszka, jest śmiertelnie trujący, prawda? Więc poszedłem do Komnaty Tajemnic i wziąłem kilka kłów. Raczej nadal niszczą, ponieważ mają potężną moc magiczną, więc to, że bazyliszek jest martwy nie powinno nic zmienić.

– Serio nosisz w szkolnej torbie kły węża długiego na kilkanaście metrów? – zdumiała się Werta, tłumiąc w głosie rozbawienie. Czarny uśmiechnął się do niej słodko.

– Mam ci przypomnieć, że nakryłem cię, że nosisz w swojej torebce prezerwa...

– Zamknij się – syknęła Nela złowrogo

– ...tywy? – dokończył z wrednym uśmieszkiem, słysząc rechoty przyjaciół. Hermiona trzepnęła go w łeb.

– Och, ty i Ron jesteście tacy sami! – żachnęła się – Nie obchodzi was, że my nie wypominamy wam wstydliwych rzeczy i potrafimy dotrzymać waszych tajemnic, bo wielce panowie mają taki kaprys, to rozpowiedzą wszystko! – w oczach błysnęły jej łzy, gdy odwracał się do nich plecami zarzucając bujnymi włosami – Och, odwalcie się ode mnie...

Milka, Dora, Werta i Ginny natychmiast się do niej rzuciły, gdy zaczęła płakać. Na ich życzenie pokój wyczarował im chusteczki. Dziewczyny szeptały Granger coś na uspokojenie do ucha.

Żyleta, Ron i Czarny wymienili dziwne spojrzenia z ogłupiałym Remusem.

– Coś ty jej zrobił, stary? – mruknął do Rona Harry

– No chyba nic – odparł rudzielec, marszcząc brwi – No może ostatnio jak się kłuciliśmy o to, że Krzywołap łazi po moich pracach domowych, to wytknąłem jej, że kiedyś zmieniła się w pół kota...

Kręcąc głową nad głupotą przyjaciela i humorkami przyjaciółki, Czarny ponownie wziął kieł do ręki, podchodząc do owocu, który zaczął jakby drżeć.

Juniorowi serce waliło jak młotem, gdy ciężar w piersi zaczął mu ciążyć, tak jakby chciał się z niego wyrwać. Uwaga dziewczyn i chłopaków szybko przeniosła się na niego, widząc co chce zrobić.

– Przytrzymajcie ten owoc – zarządziła Milka, widząc, że ten drży, jakby chciał uciec jak najdalej stąd. Żyleta podszedł i za boki przytrzymał przedmiot.

– Tylko traf – zastrzegł Czarnego, a ten pokiwał słabo głową. Przez kilka sekund stał nieruchomo, jednak w końcu zebrał się w sobie i rzucił się z kłem na Owoc. On i jego towarzysze rozszerzyli oczy, gdy z jego środka wyleciała czarna mgła, natychmiast wypełniająca pomieszczenie. Czarny Owoc wydał z siebie złowieszczy syk, a mgła zaczęła wirować. Wszyscy obserwowali go z przerażeniem, wyciągając różdżki. Zaklęcie jednak zawiodły, a więc, który stworzyła poświata, zaczął się do nich nieubłaganie zbliżać.

– Uciekać! – ryknął Remus, przekrzykując szum, jaki wypełnił pokój, a cała gromada rzuciła się biegiem do ściany za ich plecami. Tornado posłusznie ruszyło za nimi, więc skręcili ostro w prawo, jednak wir powiększył się tak, że pozostawiał ich bez wyjścia, ściśniętych w kącie. Ginny ścisnęła dłoń Harry'ego zanim zbliżyło się do nich i wciągnęło ich w swoją nieskończoną otchłań nicości.

***

Wylądowali na kolanach na twardym podłożu, podpierając się łokciami przed upadkiem. Rozejrzeli się po sobie, wymieniając niedoinformowane spojrzenia, po czym każdy z osobna zaczął studiować miejsce, w którym się znaleźli. Miejsce przypominało nicość, a przynajmniej jej ludzkie wyobrażenie. Białe ściany, sufit i podłoga dawały wrażenia ciągnących się w nieskończoność. Podnieśli się na nogi.

– Gdzie my jesteśmy? – spytała Ginny

– Nie wiem – odparł cicho Czarny, rozglądając się po bieli. Jasność raziła jego tęczówki, a w czarnej bluzie i spodniach zdecydowanie się z niej wyróżniał. Całe otoczenie wyglądało jakby usłane miękkimi poduszkami, a jednocześnie odpychało od siebie jak wyjątkowo jasne światło latarki, lub słońca. Sięgnął do kieszeni z tyłu spodni po różdżkę, której mógł potrzebować. Jego przyjaciele poszli za jego przykładem. Pochodzili trochę w kółko, jednak nie mieli zielonego pojęcia co robić. Chcieli deportować się z powrotem do Hogwartu, jednak widocznie to miejsce było antydeportacyjne. Harry zaczął dreptać w tę i we w tę, kiedy jego oczy napotkały dziewięć małych postaci rysujących się gdzieś daleko od nich. Nie wyglądali jakby się znali, a dwójka z nich górowała nad resztą wzrostem i, jak się okazało, odwagą, gdyż zaczęli do nich podchodzić. Mniejsi poszli jak cień za nimi, choć widocznie świadomość, że nie mają pojęcia kim oni są, burzyła ich pewność siebie. Czarny i Żyleta, widząc zbliżające się do nich osoby, sięgnęli za pas, gdzie mieli ukrytą broń. Ich partnerki dopadły ich w momencie, w którym pistolet, zaczął wyłaniać się zza ich pleców.

– EJ! – krzyknęły na nich, krytycznie – Nawet się nie ważcie.

Juniorowi jednak nie musiały już nic mówić, gdyż w tym momencie rozpoznał zbliżające się do niego osoby, a jego wzrok zatrzymał się dłużej na najbardziej wycofanej. Zmroziło go na chwilę, gdyż właśnie patrzył prosto w oczy małego siebie.
-------------
3.19 spać by trzeba iść

Oblubieniec Zła | Harry Potter Fanfiction Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz