Rozdział 3

64 3 4
                                    

Artur Szydłowski przetarł dłonią zmęczone oczy, zmiął papierowy kubek po kupionej na stacji benzynowej kawie i rzucił go na pusty fotel pasażera. Kiedy skręcił w Pogodną zaczął rozglądać się w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Głośno zaklął widząc, że jego ulubione miejsce postojowe wciąż jest zajęte. Od kilku dni widział, że pod blokiem stoi niebieska yariska. Niby miejsca nie były przypisane do mieszkańców, każdy parkował tam, gdzie akurat znalazło się miejsce, ale Artur miał swój ulubiony kawałek osiedlowego parkingu, gdzie idealnie mieściła się jego terenowa beemka. 

Toyota na gdańskich numerach początkowo nie wzbudziła jego zainteresowania. Przyjął, że któryś z sąsiadów ma gości z Pomorza. Niczego nie podejrzewając pojechał na kilka dni do Kołobrzegu, gdzie musiał zrobić inspekcję na budowie zaprojektowanego przez swoją pracownię architektoniczną osiedla apartamentowców. Był zmęczony co tylko spotęgowało jego rozdrażnienie. Obce auto wciąż zajmowało jego miejsce. Artur przymknął oczy. Jechał prawie dziewięć godzin co zwarzywszy na, kończący się co prawda, sezon wakacyjny nie było szczególnie długą podróżą. A  jeśli wziąć pod uwagę odległość jaką miał do pokonania czas podróży był naprawdę niezły. W takich chwilach przeklinał samego siebie. Co go podkusiło aby złożyć ofertę akurat do Kołobrzegu? Czy na leżących dużo bliżej Mazurach, albo nawet w Trójmieście nic się nie budowało? Oczywiście, że tak. Ale on, Artur Szydłowski, postanowił podbić Pomorze Zachodnie. Nie mając innego wyjścia zaparkował na rogu przy wyjeździe z osiedlowej uliczki mając nadzieję, że jego cacko na tym nie ucierpi.

Nachylił się i z wypchanego rysunkami i szkicami schowka wygrzebał klucze do mieszkania. Z bagażnika wyjął niewielką, podróżną, torbę. Drugą, z laptopem, powiesił na ramieniu. Tubę z projektami wziął do ręki. Do stojącego przy trawniku kosza na śmieci wyrzucił zmięte kubki po lurowatej kawie, puszkę po napoju energetycznym i dwa papierki po hot dogach. Skierował się do bloku. Jedyne o czym teraz myślał to szybki prysznic i sen. Z racji dość wczesnej, wakacyjnej, godziny na ulicy nie było dużego ruchu. Zdenerwowani, spieszący się do pracy, rodzice nie ciągnęli zaspanych i marudzących dzieci do szkół i przedszkoli. Głośna młodzież nie szła powłócząc nogami do miejsc, gdzie miała przyjąć codzienną dawkę wiedzy. Było cicho i spokojnie, a to dawało Arturowi nadzieję na spokojny odpoczynek.

Już prawie otwierał drzwi do klatki schodowej kiedy jego nóg, z głośnym ujadaniem, dopadła biszkoptowej maści bestia. Piesek skakał koło nogawki jeansowych spodni Artura i nie pozwalał mężczyźnie wejść do budynku. Z wysokości swoich niemal stu dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu Artur spojrzał na zwierzaka i mimo zmęczenia na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zwierzęta, zwłaszcza takie małe i pocieszne, zawsze wzbudzały w nim ciepłe uczucia. Z racji zawodu i częstych wyjazdów sam nie miał w domu pupila, ale wiedział, że kiedyś na pewno jakiegoś zaadoptuje. Odstawił bagaże pod ścianę budynku i przykląkł przy piesku. Wyciągnął rękę i zaczął cicho do niego mówić. Zwierzak momentalnie się uspokoił i zaczął łasić do nieznajomego.

- Bestia! – zza roku wybiegła zdyszana nastolatka – Bestia! Zostaw pana! Bardzo pana przepraszam, zerwała mi się ze smyczy i nie mogłam jej dogonić – kajała się dziewczyna.

- Nic nie szkodzi. Prawdziwa bestia z tej Bestii – wciąż klęcząc i głaszcząc psa spojrzał w górę i uśmiechnął się do dziewczyny, która opierając dłonie na kolanach próbowała złapać oddech. Artur pomyślał, że mogła być w wieku jego córki. Nie widział jej tu nigdy wcześniej. Widocznie przyjechała do kogoś w odwiedziny. Widząc zmieszanie nastolatki Artur wstał, wziął swoje rzeczy, pożegnał się i wszedł do bloku. 

W mieszkaniu otworzył okna aby wpuścić orzeźwiające, poranne, powietrze. Nie zaprzątając sobie głowy rozpakowywaniem torby od razu wszedł pod prysznic. Woda z deszczownicy przyjemnie chłodziła rozgrzane ciało. Stał chwilę pod strumieniem wody pozwalając mięśniom się rozluźnić. Wytarł się miękkim, czarnym ręcznikiem i wmasował w skórę ramion specjalny krem. Ze wszystkich kosmetyków największą wagę przykładał do tych mających chronić jego tatuaże. Założył luźne dresy i koszulkę bez rękawów. Z zamontowanego przy kuchennym zlewie filtra nalał do szklanki wody i wypił jednym haustem. Zmęczenie trochę odpuściło. Przeszedł po mieszkaniu. 

Zajrzał do pokoju, który zajmowała Julka, kiedy była u niego. Pokój córki był typowym pokojem nastolatki. Meble z jasnego drewna, na białych ścianach wisiały obrazki, które Artur namalował kiedy Julia była jeszcze malutka. Na łóżku ułożone były maskotki, na powieszonej półce w równym rzędziestały ulubione książki i albumy. Po rozwodzie dziewczyna zamieszkała z matką, ale regularnie odwiedzała ojca. Poza tym nadal chodziła do pobliskiej podstawówki, gdzie po wakacjach miała zacząć naukę w ósmej klasie. Artur podlał dwa stojące na parapecie kwiatki i wyszedł z pokoju nie zamykając drzwi do końca. Jako architekt lubił otwarte przestrzenie. Kiedy był gdzieś, gdzie drzwi były pozamykane od razu miał poczucie jakby się dusił. Tubę z projektami kołobrzeskich apartamentów zaniósł do, pełniącejjednocześnie rolę domowej pracowni, sypialni. Torbę z komputerem postawił obok deski kreślarskiej, marynarkę odwiesił do szafy. 

Rzucił okiem na leżący na nocnym stoliku planer. Oprócz biura projektowego prowadził też studio tatuażu. Na jego otwarcie zdecydował się już po rozwodzie spełniając tym samym jedno ze swoich nastoletnich marzeń. W punkcie zlokalizowanym na ulicy Suraskiej zatrudniał na stałe dwie osoby, osobiście przyjmował klientów raz w tygodniu. Zanotował w głowie, że do jednego z nich ma przesłać projekt do akceptacji. Następnie położył się na dużym narożniku w salonie i włączył Netflixa. Odnalazł kolejny odcinek Turbulencji, jednak po chwili senność wzięła górę i Artur zapadł w mocny sen. 

Córka Neptuna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz